Odcinek Ósmy
Dobijamy do brzegu . Wszyscy pasażerowie zgodnym chórem dopadli prawej burty z aparatami , telefonami w dłoni .
Rozpoczyna się walka na łokcie nie ma mowy o niekulturalnym zachowaniu niczyja to wina, że łokcie same się rozpychają , każde ujęcie jest bezcenne:)
Słychać powszechny zachwyt mimo ,że upał piekielny .
Słońce oślepia z każdej strony nic dziwnego skoro to samo południe.
Tylko nieliczne grono tubylców kompletnie nie zwraca uwagi na zachwycające widoki , zbierając swoje manatki i pędząc do auta .
Musiałam się uszczypnąć , wreszcie po tylu miesiącach widzę port okalające go domy i wieżę kościoła .Nawet dzieci zrozumiały powagę chwili i wpatrzone w widoki najnormalniej w świecie zaniemówiły.
Dla małej Muliny najwiażniejszym elementem krajobrazu były palmy, liczyła je od prawej do lewej i na odwrót .
Supetar
To co mnie urzekło to autentyczność tego miejsca Wszystkie domy były na tyle stare na tyle orginalne , że współczesne dodatki typu parasole restauracyjne jakoś wmieszały się w krajobraz . Nie lubię wspołczesności ani w archiekturze , malarstwie w zasadzie w niczym;)
Ponieważ fotografowali głównie Panowie miałam troszkę fory. Moje łokcie nie miały szans;)
Po chwilach refleksji , nostalgi i przeżyć emocjonalnych nastał prawdziwy cyrk;)
Panowie aparaty pod pachę do kieszeni do torebeczki i pędem do swoich rydwanów.
Klapiąc sandałami po wąskich metalowych schodkach. Każdy chciał być pierwszy nawet ten, który rydwan miał na samym końcu.
Trap opuszczał się powoli ... ale napięcie wszystkich Panów wzrastało. Nie wiem czemu zjazd musi być taki dla nich stresujący watpię aby każdemu z nich spieszyło się okrutnie .
Mieszkańcy wyspy nie biorą kompletnie pod uwagę , że ktoś jest tu pierwszy raz i może mieć słabe pojęcie orientacji w terenie.
Nie daj boże żeby któremu kierowcy zgasł samochód bo wtedy we wszystkich panach budzi się solidarna prawdziwa żądza mordu
:):)
Spokojnie Panowie a mówią , że to kobiety takie nerwowe;)
Zdenerwowanie jest namacalne każdy Pan w duchu powtarza tylko nie zgaśnij ... tylko nie zgaśnij......
Znów zaklekotało na trapie , zjechalismy ... nasz rydwan nie zgasł nikt nas nie zlinczował ale szybko pruliśmy przed siebie , żeby wszyscy opuścili prom i żeby nie było na nas , że blokujemy drogę;) .
Zadzwoniłam do rodzinki, z informacją , że dotarliśmy na wyspę .
Prom nie zatonął a dzieci w jednym kawałku.
Tato przepytał mnie chyba o wszystkie szczegóły o jakie mógł spytać. Musiałam jednak skończyć rozmowę bo widzę , że mąż kręci się niespokojnie zbliżamy się do ronda a magiczny GPS nie miał wytyczonej trasy .
Obłęd w oczach, znakidrogowe też nie wyjaśniające klarownie w którą stronę jechać .
Droga zaraz po zjeździe z promu . Nie ma innej możliwości każdy na niej wyląduje bo innej nie ma:)
Skręcamy w lewo tak jakbyśmy chcieli jechać do Supetaru;) Wprowadza to trochę zamieszanie bo człowiek szuka nazwy Sutivan;)
Po tym rondzie jeżdżą zbłąkani ... po kilka okrążeń dla co trzeciego auta;)
Jedyne rondo w Supetarze ale wielce strategiczne miejsce;)
Ledwie zdołaliśmy pokonać rondo rozdzwoniły się piekielne komórki . Pocztą pantoflową w rodzinie wykonanao zwiad , że dotarliśmy na miejsce i każdy z członków rodziny zapragnał z nami porozmawiać .
Oczami wywracałam na prawo i lewo podziwiając widoki jedną ręką trzymałam aparat a brodą telefon
- Tak tak wszystko dobrze - nie nie jest gorąco , tak dzieci jadły
no my też pozdrawiamy całusy........................
Część odmeldowania się w Polsce uznałam za zaliczoną nad wyraz pieczołowicie .
Po raz pierwszy w tej całej podrózy i zresztą ostatni siedziałam spokojnie na swoim siedzeniu .Chłonąc każdy krzor i przydrożny kamień. Po strategicznym rondzie nie ma już pułapek i nie ma sposobu gdzieś źle skręcić jakby nie patrząc jadąc do Sutivanu morze jest po prawej a wracając po lewej:)
.
jedziemy....
współczesna dzielnica Supetaru
i wszystko jasne;) po ośmiu miesiącach czekania w jednej króciutkiej chwili poprostu śmignelismy koło tablicy i byliśmy na miejscu jeszcze pare zakrętasów i zjazd w dół do miasteczka
Droga spokojna łagodna .Wszystkie Panie mogą z góry odpuścic sobie stres
Jeden zbiorowy pisk i wrzask . Widać przez jedną krótką chwilę nasze miasteczko:)
Oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby wszystko szło aż tak gładko. Wjazd do miasteczka jest niesamowicie łatwy i oczywisty ale nie do końca łatwo w nim zaparkować.
Wiedziałam dokładnie gdzie jest nasza kwatera bo port jest jeden i przynajmniej to nie stanowiło problemu , na tym rzeczy oczywiste się kończyły bo stanąć praktycznie nigdzie nie było wolno.
Objechaliśmy dwa razy miasteczko uliczkami tak szerokimi ,że smyrały nasz lakier .
Nasze tortury w końcu się zakończyły uroczy Pan właściciel szkoły nurkowania zorganizowal nam parking .
Przeparkował swój wielki rydwan i co do milimetra ulokowaliśmy się w dziurze pod samą praktycznie kwaterą.
Mąż odsapnął , wezbrała w nim prawdziwa euforia fakt , że nie będzie taszczył z parkingu klamotów przez sam środek miasta był prawdziwym powodem do szczęścia.
Najmłodsza część ekipy wyskoczyła z rydwanu gotowa ściągać gacie i biec na plażę tym czasem nastąpiły zaskakujące dla nich czynności Kazałam doprowadzić swój wygląd do stanu używalności .
Jedna zapinała sandałki , druga miała się zdecydować czy koszulka w spodenkach czy na .
Zabrałam papiery ,dzieci i męża. Poszliśmy przywitać sie z naszą gospodynią.
Wjazd do portu zamknięty codziennie od 19 do 6 rano. Chwała i dzięki za tak radykalne posunięcie
Wszystkie cudowne wieczory nie zakłócały nam warczące rydwany wszędobylskich;)
Kwatera to dla mnie sprawa podstawowa, najtrudniej mi ją znaleźć bo nie zadowalają mnie kanapy i stoły z ikei czyli coś z czym obcuję na codzień.
Miejscowość wybrałam łatwo natomiast noclegu szukałam bardzo długo Chciałam klimatyczne miejsce z niebiańskim widokiem ze starymi meblami i trzeszczącą podłogą Tak aby na okres 2 tygodni przenieść się w inny świat;)
Poczuć prawdziwy klimat Dalmacji który nie będą mi burzyć anteny satelitarne;) Mniej więcej po miesiącu poszukiwań znalazłam to czego chciałam i mam nadzieję , że z biegiem lat to miejsce się nie zmieni...
to oczywiście tylko dekoracja którą podziwiałam siedząc w kuchni;) choć szkoda poranek z taką poranną toaletą to byłaby prawdziwa odmiana;)
Każda podusia ,prześcieradło wykończone było na szydełku na każdym kroku czułam upływ lat
W tym domu jest jedyna na wyspie kapliczka pochodząca z osiemnastego wieku Nie jest udostepniona turystom do zwiedzania i można tą informacje wyszperować po wnikliwym przekopywaniu sieci;) ale skoro wypeplałam
Widok z mojej sypialni
wyjście z naszego podwórka na ulicę
widok z pokoju dziewczyn w dole widać taras i naszą przechowalnię dmuchanych klamotów.
Kuchnia jest normalną kuchnią : aneks kuchenny z okrągłym stołem lodowką, telewizorem bo tylko w kuchni telewizor pasuje
to samo łazienka
Powitanie z gospodarzami było bardzo serdeczne .
Cieszyłam się bardzo , że poszło gładko . Mimo całej serdeczności do ludzi jaką mam w sobie .
Kontakty z zupełnie obcymi ludźmi są zawsze jedna wielką niewiadomą . Stipe pomógł nam wniesć bagaże z własnej nieprzymuszonej woli .
Na stole w kuchni czekały faworki
, rzuciłam klamoty otworzyłam okiennice i poczułam się jak w domu;)
Babcia Jerka mam nadzieję ucieszyła się z zaparzacza była zawsze taka spokojna łagodna i zawsze uśmiechnięta . Zawsze kiedy o niej pomyślę jestem w stanie przewidzieć co teraz robi .. takie spokojne życie pielenie ogródka , zbieranie fig:)
Podłoga trzeszczała uroczo jak w starym zamczysku chodziłam od okna do drzwi wsłuchując się w jej pomruki . Małżonek zadowolony równie jak ja patrzył badawczym wzrokiem na łóżko.
-Co jest?- spytałam
-Myslisz , że materac też jest tak stary jak ten dom wyszeptał?
- Jak nie hulniesz to sie nie przekonasz wyszeptałam chichocząc wściekle
Naszczęście się nie rzucił na to łóżko bo przed dietą to byłoby szaleństwo ale delikatnie usiadł i ku jego kolejnej euforii materac był jak najbardziej współczesny i anielsko wygodny;).
Pora odswieżyć się , przebrać odsapnąć Dziewczyny przebierały nogami ... No idziemy nad morze?
- Niedługo pójdziemy odpowiedziałam;)
CDN