Re: Biograd na Moru, Kornati,Krka. Relacja z pierwszego wyja
napisał(a) SABINA456 » 25.06.2017 08:50
2. WYJAZD
Wyjechaliśmy dokładnie o 17.30 w okolic Gdańska. Jechaliśmy audikiem a6 w kombi a z nami 2 duże walizki, wózek, dwa materace do wody, zabawki, torba jedzenia, i kilka mniejszych toreb. Powiem szczerze, że zapakowaliśmy się na styk. Młody właściwie do Chorwacji całą drogę przespał. A my? No męża to podziwiam. Całą trasę przejechał sam. Mieliśmy jakieś dwa przystanki. Jeden trochę dłuższy bo nie obyło się bez przygód
. Gdzieś pod Łodzią nagle stało się to czego się obawialiśmy. Przestał nam działać licznik prędkości i wskazówka paliwa szalała
. Kilka dni wcześniej mąż to robił bo okazało się, że przez brak osłony na dole jakaś kostka od skrzyni biegów się zalała. Także postój na stacji i teraz kombinacja jak się dostać do tej kostki i to po ciemku. Po kilku podejściach mężowi udało się dojść do niej przedmuchał ją i kazał mi włączyć silnik. Było ok. To ruszamy dalej!!! Przejechaliśmy jakieś 100m ( nawet nie zdążyliśmy ze stacji wyjechać) i zapaliło nam się to:
Sytuacja nie za ciekawa, szybko coś wygooglowaliśmy i znaleźliśmy podobny przypadek do naszego z relacji wynikało, że jakaś kostka mogła być pordzewiała dlatego lampa się zapaliła. Autocasco kupione, to jedziemy dalej . Lampka towarzyszyła nam dzielnie do samej Chorwacji.
. W Austrii mąż się zapomniał i coś nam poświęcili po oczach
. Właśnie przedwczoraj przyszedł list i nasz budżet uszczupli się o 55€. Ale mniejsza z tym. Jak wcześniej wspomniałam mieliśmy zamiar ominąć drogi płatne w Słowenii. W internetach znalazłam instrukcję jakie punkty zaznaczyć w navi i u nas były to Mureck L214 (most granica Austria\Słowenia) i Pobrezje 12. Prosiłam męża żeby tylko jak będzie przejeżdzał przez most dał mi znać bo trzeba w nawigacji odhaczyć drogi okresowo płatne. Gdzieś w okolicach granicy Austria/Słowenia pech chciał, że mi się przysnęło i nie wiem co sobie ubzdurałam ale obudziłam się z przeświadczeniem, że wjechaliśmy na autostradę słoweńską. Pytam męża on mówi, że jedzie jak navi pokazuje. Patrzę jakaś autostrada, patrzę samochody jakieś inne naklejki od naszych mają. Krzyczę do męża niech zjeżdża z autostrady. Mąż zjechał i zaczęła się narada. Chyba z niewyspania nie wiedzieliśmy gdzie już jesteśmy bo wystarczyło spojrzeć na nawigację i byśmy wiedzieli. Ustawiłam więc punkt Pobrezje 12 . Nie pytajcie jak myśmy do tej Chorwacji w końcu dojechali ale mineliśmy w końcu ten most (ja myślałam, że to będzie jakiś wielki most), ale nie wpadliśmy, że to jest TEN most
a punkt Pobrezje 12 okazał się ślepą uliczką ale tam już kierowaliśmy się znakami za Zagrzeb. W Chorwacji około 10 zrobiliśmy postój na śniadanie, młody już wybudzony trochę pobiegał i ruszyliśmy dalej. Już na wyjeździe ze stacji przywitał nas korek. Mąż zaczął lament, że będziemy stać do jutra, że olaboga co teraz itp. Na szczęście jego prognozy się nie sprawdziły po jakiś 10 minutach ruszylismy normalną prędkością. Jedno powiem. Strasznie tam jest rozkopane wszystko. Nie wiem co oni tam robią ale w sezonie będzie nieprzyjemnie. NO!!! I punkt 12.30 jesteśmy na miejscu, apartament stoi i czeka. Syn wniebowzięty bo jest nawet mini plac zabaw dla niego więc go już mamy z głowy. Właścicielka miła kobieta pokazuje nam apartament i wszystko ok a nawet lepiej jak na zdjęciach. Kuchnia inna i nowa a w sypialni płaski telewizor zamiast tego pudła na zdjęciu. Tylko łazienka szału nie robi wygląda jak na zdjęciu no ale cóż... za 20€ to i tak były dobre warunki. Okolica cicha i spokojna, duży taras czego chcieć więcej? Do centrum jakieś 10 min pieszo więc ok. No to rozpakowujemy się! Zajęło mi to jakieś pół godziny, mąż już dawno w tym czasie odpłynął i słodko chrapał a dziecię (wiadomo wyspane i wypoczęte) szalało na dworze z córką włascicielki. Ja jakoś nawet wcale śpiąca nie byłam i w planach układałam sobie co będziemy robić po południu. Pogoda tylko ładna nas nie przywitała, słońca ani widu i nawet zaczęło kropić co wprowadziło mnie w stan paniki. Ale!!! Nie wiem nawet kiedy po obiedzie otworzyłam drzwi bo mały znowu chciał polatac i na mnie BUH przyjemne ciepło i promienie słońca. Od tej chwili słońce świeciło cały tydzień!
. Mąż się wybudził a ja już zapakowana z synem czekałam na wyjście na miasto.
Dziecko woła.
Wieczorem wrzucę fotki z pierwszego dnia