Nadszedł w końcu czas na typowo biwakową kolację. W markecie zaopatrzyliśmy się w kiełbasę i kilka kawałków kurczaka zapakowanej na tacce. Po cichu z bólem serca zapłaciłem wręcz za przekąskę 150 kun. Ale co zrobić, mimo iz mieliśmy niewielki budżet to nie zamierzaliśmy sobie żałować, bo nie na tym to polega. Takie wakacje zdarzają się raz na kilka lat. Ale do rzeczy. Poszliśmy do recepcji zapytać się jak widzą rozpalanie grilla na kempingu. Odpowiedź bardzo rozczarowująca. O tej porze jest zakaz rozpalania ognisk i niestety tradycyjny grill tez zalicza się do tych rzeczy. Można używać jedynie grilli elektrycznych. Takowego nie posiadaliśmy. Tak więc mały i poręczny grill kupiony specjalnie na ten wyjazd okazał się niewypałem i zmarnowanym miejscem, tak samo jak brykiet. Mała narada z poznanymi Polakami. I okazuje się, że jak Polak chce to potrafi. Koło ich namiotu, wręcz na samym końcu kempingu stoi wielki grill. Wielka kolubryna, jak szafa trzy a nawet pięciodrzwiowa, z z komorą do grillowania o długości 2 metrów. I krótka analiza. W koło prawie nikt si nie kręci, a jak ktoś przyjdzie z pretensjami to będziemy udawać idiotów, że nic o żadnym zakazie nie wiedzieliśmy. Tak więc zaczęliśmy przygotowania do imprezy.
Trochę ze strachem ale rozpaliliśmy. Z biegiem czasu i kolejnych wypitych Karlovackach poczuliśmy się pewniej.W końcu dożywocia nie dają za takie rzeczy.
Prawda, że apetyczny widok? Impreza rozkręciła się na całego. To już był 25 sierpnia i kamp zaczął pustoszeć. I dobrze, bo w promieniu dobrych 25 metrów nie było sąsiadów, tak więc nasze zachowanie nikomu nie przeszkadzało i nie musieliśmy czuć się skrępowani.
Gdy starszyzna siedziała sobie przy winku przy namiocie, my młodsi poszliśmy pograć w siatkę. Razem 6 osób w wieku do 26 lat> Ja nie chwaląc się dostałem nowy przydomek "papay". Dlaczego? Otóż w pewnym momencie przed moimi serwami ogłosiłem krótka przerwę na uzupełnienie płynów. I ów ten szlachetny, złocisty trunek dodał mi skrzydeł. Poszło chyba z 6 asów (kozak co nie ).
Ledwo poszliśmy spać, a tu trzeba już wstać. W końcu szkoda kolejnego pięknego dnia na spanie. Od dłuższego czasu chodziła mi po głowie wyspa Pasman. To długa wyspa, która codziennie oglądaliśmy z plaży patrząc się przez wodę. W przewodniku wyczytałem, że wzdłuż górskich grzbietów prowadzi efektowna trasa turystyczna o długości ok 20 km. Niestety nie mogłem wśród swojej ekipy znaleźć sprzymierzeńców do stawienia czoła tej przygodzie. Mimo iż wyglądam jak wyglądam to uwielbiam górskie wędrówki. W końcu z domu gdzie się nie ruszę tam góry . Po drodze zaliczam 4 zawały serca, ale zawsze daje radę. Jedyne na co dali się namówić to wycieczka promem do miasteczka Tkon vis a vis Biogradu, za kanałem Pasmańskim. Nie pamiętam ceny, ale wcale nie wychodziło to drogo. Wybraliśmy się więc do biogradzkiego portu. Promy odchodzą mniej więcej co godzinę a rejs trwa ok 20 minut.
Na miejscu praktycznie nic się nie dzieje. Typowa mieścina dla amatorów ciszy i spokoju. Kilka pensjonatów, w tym jeden z dość interesującym brzegiem
Jakąż nieopartą miałem chęć, alby wbić się na takie krzesełko. Tak to pół dnia można siedzieć i cieszyć się promieniami chorwackiego słońca. Poszliśmy prosto jakąś boczną dróżką, zobaczyć gdzie dojdziemy. W końcu udało mi się sfotografować te bezczelnie drące się bestie.
W pierwszym dniu zjechawszy z autostrady poczułem niepokój słysząc te odgłosy. Nie wiem czemu ale miałem przeczucie, że owady te gryzą i rzucają się na ludzi. Tak wiem, za dużo filmów się naoglądałem. Ale przez cały wyjazd żadne z nich nie znalazło się bliżej mnie niż ten któremu robiłem zdjęcie. Skręciliśmy w prawo pod górę w głąb miejscowości. Jedno co muszę przyznać, to że w sumie nic tam się nie dzieje ale wioska bardzo urokliwa i nadająca się na popołudniowy spacerek wśród drzewek oliwkowych (szkoda, że niedojrzałe, bo wśród nas byli sami amatorzy tych owoców). Wrażenia przednie, wydawało mi się, że spaceruje wioską rybacką sprzed 100 lat.
Także z góry sympatryczny widok
Minęliśmy w sumie niewiele mieszkańców, bo w godzinach 15-16 pewnie wszyscy siedzą w chłodnych domach z kamienia, ale odniosłem wrażenie, że zamieszkują tutaj raczej ludzie starsi, szczególnie, że większość stojących samochodów wygalała tak:
W sumie w niewielkim stopniu ale spełniłem swoją chęć odwiedzenia najblizszej nam wyspy. Może kiedys przejde się tym szlakiem, zatrzymując się w Pakostane. Miejsce chwalone przez wielu, ale wcześniej czeka mnie jeszcze do odwiedzenia riwiera makarska i jakaś wyspa...
W następnym odcinku: pożegnanie z Chorwacją