WSTĘP Z Bieszczadami po raz pierwszy zetknęłam się w średnio-głębokim dzieciństwie podczas wakacji z rodzicami. Ale dla człowieka 11- letniego, jakim wtedy byłam, największą atrakcją było moczenie tyłka w Jeziorze Solińskim.
Byliśmy co prawda na jakiejś połoninie, nawet już nie pamiętam jakiej i chyba nie doszliśmy do końca. No jakoś w tych szczenięcych latach bieszczadzkiego bakcyla nie połknęłam. Potem było liceum i studia. Podczas których wiecznie cierpiałam na brak kasy, potem były pierwsze prace- kaas, owszem jakaś by się znalazła, ale pojawił się nowy problem w postaci braku czasu, a czasem też braku towarzystwa odpowiedniego. Tak więc jakoś przez długie lata jakoś się na powrót w Bieszczady nie zanosiło.
Aż nadeszła zima 2010/2011, razem z moim S. byliśmy wtedy gdzieś tam na etapie jakiejś trzeciej randki
i ustalilismy wspólnie, że latem, żeby się waliło i paliło- w Biesdzczady pojedziemy.
No i pojechaliśmy w czerwcu. Wtedy Weszliśmy na Tarnicę, Halicz, Rozsypaniec i obie Połoniny plus Smerek. No i wystarczyło, by stać się raczkującymi bieszczadnikami;).
Ale w kolejnych latach znów się nie składało. Rok po Bieszczadach pojechaliśmy w Tatry. No i tam przepadliśmy. Do tego stopnia, że Tatry musiały być co roku. Aż nadeszło lato 2016 i uznalismy, że może w tym roku jakaś odmiana? Decyzję ułatwił nam fakt wybudowania nowego odcinka autostrady, którą teraz możemy pomykać aż do Rzeszowa. A że z Gorzowa do Wetliny to wyprawa prawie jak do Cro
to każdy kilometr autostrady się liczy.
No to jedziem!
Wakacje w Polsce zawsze traktowaliśmy z dużym luzem- mam na myśli to, że zawsze jeździliśmy w ciemno, ewentualnie rezerwowaliśmy coś dzień wcześniej, albo już nawet z drogi na miejsce. W tym roku coś mnie jednak tknęło(po opowieściach koleżanek, jak to trudno w tym roku zdobyć kwaterę nad morzem) i usiedliśmy do laptopa i telefonu jakieś 2 tygodnie przed wyjazdem. I była katastrofa. Obdzwoniliśmy z 20 pensjonatów i w każdym to samo- do końca sierpnia brak wolnych miejsc.
No ewentualnie, od 25, albo 28. Ja urlop mam do 26, więc odpada.
W końcu znajdujemy jakiś ochłap- mają dwuosobowy pokój w ośrodku PTTK w Wetlinie( bralismy pod uwagę wyłącznie Wetlinę lub Ustrzyki Górne, co by na szlaki mieć blisko
); bierzemy w ciemno bez zastanowienia, lepsze to niż namiot(też rozważaliśmy, ale jakoś wielkimi fanami namiotów nie jesteśmy). Niepokoi tylko jedno- w kwaterach ze średnio niższej
półki cenowej, ceny wahały się między 45-60 zł od łebka, tymczasem nasz pokój jest w cenie 30/os.
Także spodziewamy się najgorszego
W sumie to ośrodek okazał się na tyle osobliwym miejscem, że mam zamiar poświęcić mu cały odcinek.
No dobra, dojechaliśmy, mamy gdzie mieszkać, to idziemy na wycieczkę
DZIEŃ 1 18.08.2016Widełki-BukoweBerdo-Siodło pod Tarnicą-Szeroki Wierch-Ustrzyki GórneDlaczego w ogóle Bukowe Berdo? Z bardzo prostego powodu- tam jeszcze nie byliśmy. Był jeszcze jeden powód- wiele osób twierdziło, że to najpiękniejszy szlak w Bieszczadach- musieliśmy więc koniecznie sami sprawdzić. Ponieważ mieszkamy w Wetlinie, aby dostać się na szlak musimy się nieco wysilić. W Wetlinie łapiemy busa( w sierpniu nie ma z tym najmniejszego problemu, ale jak parę lat temu byliśmy w czerwcu to tak lekko nie było), który zawozi nas do Ustrzyk Górnych. Początkowo plan był taki, żeby na Bukowe wejść z Ustrzyk Szerokim Wierchem, a potem zejść do Widełek, ale o to jak z tych przeklętych Widełek wrócimy po południu to się nie martwiłam
(a mogło być z tym słabo, bo zadoopie to jest). Tymczasem rano w Ustrzykach na przystanku stoi dziewczyna i się wydziera:
Kto jedzie na Widełki? Jedziecie na Widełki? Zapala mi się lampka w móźdżku
Pewnie, że jedziemy
Z Ustrzyk na na pewno łatwiej wrócić do cywilizacji.
Bo w ogóle to w Bieszczadach busy nie mają ustalonych kursów, tylko jadą tam, gdzie nazbierają najwięcej ludzi
Nam akurat wyszło na dobre takie rozwiązanie.
Bus wysadza nas przy niebieskim szlaku, dziadek parkowy woła nas po bilety. Kupujemy sobie po karnecie na 4 wejścia do Parku Narodowego(18zł od osoby), odpinamy nogawki bo ciepło i lecimy. Na początku jest chaszczowato
Nie będę odkrywcza jak powiem, że Bukowe Berdo to jedno z najpiękniejszych miejsc w Bieszczadach. Za to o drodze dojściowej doń z Widełek na pewno nie można powiedzieć tego samego
Stromo, potoki błota, las, las, zero widoków. Nędza. Od czasu do czasu jakaś polanka:
Tych polanek było chyba kilka, ale przez to , że wszystkie były takie same, miałam dziwne wrażenie, że chodzimy w kółko
Na skraju mrocznego lasu(btw. byliśmy chyba na tym szlaku sami, no może były poza nami 3 osoby, a w takich miejscach zawsze odczuwam paranoiczny wręcz strach przed spotkaniem z niedźwiedziem) jest wiata, w której sobie można odpocząć. To odpoczywamy, jemy banany i czekolady(ulubiony zestaw górski) i takie tam.
A za wiatą zaczynają odsłaniać się widoki:
Jest jeszcze lato, ale kolory zaczynają robić się już lekko jesienne
Trzeba się co chwila zatrzymywać i podziwiać widoki:
Bieszczadzka krzywa wieża
W tym miejscu nasz niebieski szlak krzyżuje się ze szlakiem żółtym z Mucznego. I od tego miejsca jest już trochę mniej przyjemnie. Bo się zaczyna tłoczno robić. Co chwila, albo my kogoś wyprzedzamy, albo ktoś nas. Trochę mniej komfortowo się idzie, ale kto by się tym przejmował w takich okolicznościach przyrody i pogody?
Na odcinku 500 m, tymczasowo zmieniono przebieg szlaku. I mieliśmy wrażenie, że ta nowa wersja jest ciut bardziej upierdliwa(stara ścieżka jest z nowej dobrze widoczna)- trzeba więcej małych pagórków pokonać.
Widoczki z trasy:
Wszędzie było pełno niebieskich kwiatków z kolcami:
No i to by była ta przyjemniejsza część wycieczki. Za chwilę zaczną się schody... dosłownie