Dwa tygodnie minęły i plonem naszej pracy jest pokaźny rulon rysunków, będących materiałem wyjściowym do przyszłego projektu. Budynek uczelniany został przez nas obmierzony, prześwietlony i sfotografowany.
Dziwnym przypadkiem wracamy wciąż do pomieszczeń na 1 piętrze, gdzie urzęduje zjawiskowa sekretarka
– jedna z najpiękniejszych kobiet jakie widziałem w życiu. Całkowite przeciwieństwo tej od asfaltu, choć kolega Marian twierdził, że "Potwór, nie potwór, byle był otwór".
Wracamy do Polski nocnym pociągiem, mam specjalny papier z okrągłą pieczęcią zezwalający na wywóz podejrzanych rysunków. Raczymy się napojem rozweselającym, zakupionym bez kartek po cenie komercyjnej. (Kupowanie trunków nie było przyjemne. Kolejka długaśka, wszyscy po kolei biorą popularną czystą wódkę na kartki, a tu jakiś Polaczek kupuje koniaki 5 razy droższe od czyściochy. Robiło się cicho i nienawiść do nas aż gęstniała w powietrzu.)
Podróż minęła nam szybko i bezproblemowo. Wysiadamy w Warszawie Wschodniej, by przesiąść się na pociąg do Łodzi. W barze dworcowym jemy jajecznicę na maśle, świeżutkie bułeczki, pijemy herbatę z cytryną. Kupujemy polskie gazety i siedzimy na ławce, grzejąc się w pażdziernikowym słonku. Pięknie jest w Polsce, nie zważamy na syf i brud na peronach.
I nagle ktoś się pyta – A gdzie jest rulon z rysunkami?-
Słońce schowało się za chmurami, powiał lodowaty wiatr ze wschodu.
- Wyjebią nas z roboty – jęknął Elektryk. Rysunki zostały w pociągu.
Zostawiamy bagaże kolegom i jedziemy z Krzyśkiem pociągiem do Warszawy Zachodniej.
Tam dowiadujemy się, że pociąg z Mińska pojechał 3 godziny temu do wagonowni Szczęśliwice.
- Gdzie to jest? - bierzemy taksówkę i jedziemy.
Cwany taksówkarz wozi nas na okrągło, w końcu po naszych protestach dowozi nas pod bramę wagonowni ograbiając ze wszystkich złotówek.
Wpadamy na teren, a tam tory, tory, wagony, tory. Dziesiątki torów, setki wagonów.
Pytamy kolejarzy, nic nie wiedzą. W końcu jeden macha ręką, pokazując kierunek: tor 42.
Biegniemy, po drodze upewniając się, czy we właściwą stronę.
Jest tor 42, a gdzie pociąg, do diabła?
-Odjechał do Mińska 5 minut temu – informuje nas jakiś konduktor. - Ale z Warszawy Zachodniej odjeżdża za 20 minut .
- Daleko to?
- Po torach jakieś 2-3 kilometry, może zdążycie...
-Ale którędy, jak, gdzie?
-Trzymajcie się tego toru – pokazał tor i poszedł.
No to biegniemy. Po podkładach źle się biegnie, nie ten rozstaw, obok – też niedobrze, bo gruby tłuczeń. Krzysiek z przodu, ja powoli zaczynam zostawać w tyle, dysząc chrapliwie. W końcu nie mam siły i podbiegam do stojącego obok samotnego elektrowozu. Przez okienko wygląda zaciekawiony maszynista.
-Panie, podwieź mnie Pan -
-Coś Pan, nie mogę!
-No wiem, podwieź mnie Pan chociaż kawałek, do najbliższej zwrotnicy.
I musiałem mieć w głosie taki ładunek emocji, że on mnie podwiózł. Było to może 200 metrów, ale odzyskałem oddech i wyprzedziłem Krzyśka. Próbowałem chaotycznie wyjaśnić o co chodzi, że stracimy pracę itd
Maszynista się przejął. Wrzasnął TĘDY!, pokazał tor i pobiegliśmy dalej. W oddali zaczęły majaczyć budynki dworca W-wy Zachodniej i pociąg stojący pod semaforem, przed stacją.
Dobiegamy do niego – TO NASZ
Pierwsze drzwi – zamknięte
Drugie drzwi – zamknięte.
Pociąg rusza, więc wskakujemy na stopnie i trzymając się poręczy, wjeżdżamy z gracją na peron. Znajdujemy wagon, którym przyjechaliśmy z Mińska i sprawdzamy przedział. NIE MA!
Idziemy do kuszetkowego i tłumaczymy, że rysunki, że rulon, że szkice. On trzęsie głową, że nic nie wie, nic nie widział, nic nie słyszał.
Olśniło mnie!
Wygrzebujemy z kieszeni ruble, co nam zostały i dajemy ich pomiętą garść kuszetkowemu.
- Aaa, rulon – rozjaśnia mu się twarz, sięga gdzieś za siebie i wyciąga nasz SSSKARB.
Wracamy na W-wę Wschodnią do czekających kolegów , czując jak drżą nam mięśnie ud.
Nie było nas tylko 3 godziny. Bez przygód docieramy do Łodzi, do domów.
Materiały z ekspertyzy przekazaliśmy w poniedziałek szefom. Tylko za każdym razem, jak napotkałem wzrok Krzyśka, to nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
W końcu nasze biuro nie robiło żadnego projektu, z wielkich planów nic nie wyszło, ale to już inna historia.