Dzień IV, FolgaridaTen dzień można by opisać jednym słowem - katastrofa
.
Już wtorkowe popołudnie pozwalało przypuszczać, że w środę na stokach nie poszalejemy
, ale takiego dramatu, jaki zastaliśmy na trasach jednak się nie spodziewałam.
Poranek mija zgodnie z wypracowanym już schematem. O 8.00 schodzimy do narciarni po sprzęt, o 8.15 skibus zabiera nas do Daolasy, przed dziewiątą jedziemy gondolką na górę. Z powodu wiatru wagonik wyjątkowo się wlecze.
Rozważamy czy nie zacząć jazdy na zupełnie pustej jeszcze trasie 32 do pośredniej stacji gondolki "Daolasa", ewentualnie tylko na jej górnej części obsługiwanje przez stare trzyosobowe krzesło.
Na górze okazuje się, że nie działają wyciągi na Monte Vigo. Mało tego z lin zniknęły wszystkie kanapy
. Słyszymy, że wieczorem zostały zdjęte z uwagi na prognozowany bardzo silny wiatr
.
Sprawdzamy jak wygląda sytuacja w całym ośrodku Ski Area. Tak wygląda
.
Działają tylko wyciągi na Marillevie i Folgaridzie, do tego też nie wszystkie. Na Madonnie i Pinzolo stoi wszystko
.
Jedziemy więc na oglądaną z wagonika trasę 32. Śnieg jest mocno zmrożony, ale dobrze wyratrakowany, więc narty jako tako trzymają się trasy. Gorzej, że wszędzie leżą szyszki i gałązki w takich ilościach, że trudno to w ogóle omijać
. Na trasie dwóch panów z obsługi chodzi z miotłami i próbuje zmieść ten cały bałagan
. W sumie mamy niezły ubaw, bo pierwszy raz widzimy, żeby ktoś zamiatał trasy
. Dojeżdżamy do pośredniej stacji gondolki i bez problemu łapiemy pusty wagonik na górę. Na kolejny zjazd trasą 32 szkoda nam juz nart, więc szukamy szczęścia gdzie indziej.
Próbujemy zjazdów z Monte Spolverino na Malghet Aut.
Im jesteśmy niżej tym jeździe się
trochę lepiej. Nie dość, że wiatr tak nie dokucza to jeszcze ilość lodu na trasach jest odrobinę mniejsza.
Jedyne na co nie możemy narzekać to słońce
. I te cudowne pustki na trasach
.
Tego dnia urządzamy sobie dwie naprawdę długaśne przerwy w barach na stoku szukając pocieszenia w bombardinio i tiramisu. Szczególnego
fanu z jazdy nie mamy, zwłaszcza jak przypomnimy sobie warunki, w jakich śmigaliśmy w niedzielę i poniedziałek.
Najlepiej jeździ się po trzykilometrowej niebieskiej "dwójce", gdzie rzeczywiście można próbować trochę zjazdów, a nie tylko
ześlizgów. Na koniec robimy dwa zjazdy spacerowo - widokową płaściutką "osiemnastką" i koło 15.00 kończymy zabawę.