Dzien I - Folgarida, część IIKiedy już najeździliśmy się "dziewiątka" i "dwunastką" zjeżdżamy trochę niżej na Monte Spolverino, 2092 m npm.
Tu wybór tras jest trochę większy. Można zjeżdżać czarną "piątką", czerwonymi "czwóką" i "ósemką" oraz niebieskimi "szóstką" i "osiemnastką" Wszystkie one w końcu spotykają się na Malghet Aut, które jest przy okazji największym knajpianym zagłębiem ośrodka.
O to tam w dole
.
I my też jesteśmy już na dole.
Z powrotem na górę zabiera nas czteroosobowa kanapa. Równolegle poprowadzone jest krótkie dwuosobowe, leciwe już krzesło, obsługujące "oślą łączkę".
Na trasy 4, 5 i 6 skręca się z krzesełka w prawo, na 8 i 18 w lewo. No to najpierw w prawo
.
Ok. 10 minutowa kolejka do wyciągu szybko wygania nas z czterosobowego krzesła. Przenosimy się na dwuosobowego staruszka prowadzącego wzdłuż czerwonej "ósemki".
Tu kolejki nie ma ani na pół sekundy, przez bramki i na wyciąg.
"Ósemka" okazuje się świetna i jednomyślnie zostaje naszą główną pretendentką do tytułu trasy dnia
.
Przed południem robimy przerwę kawową
. Wybieramy bar na szczycie Monte Spolverino.
Bar ma oryginalny wystrój. Pod sufitem porozwieszane są klubowe szaliki i koszulki drużyn różnych dyscyplin z różnych zakątków Europy.
Najwięcej oczywiście z Polski.
Jest i nasza Sparteczka
.
Warto podkreślić świetną polszczyznę jaką posługuje się pan w kasie. W sumie nic dziwnego, bo po Włochach jesteśmy na stokach Val di Sole drugą pod względem liczebności nacją.
Jest śmiesznie, bo my chcemy kupić popisując się znajomością włoskiego, a Włoch chce nas obsłużyć chwaląc się swoim polskim
.
Zapomnieliśmy spakować do plecaka własnych
dolci więc do kawy kupujemy jeszcze torcik czekoladowy. Mniam
.
Jeszcze tylko focia z widoczkiem i wracamy na trasy Folgaridy.