Po krótkim odpoczynku, posileniu się i przypomnieniu zasad bezpieczeństwa (dla syna to pierwsze tego typu wejście) ruszamy na szczyt.
Mateusz bardzo chciał wejść na Giewont. Jednak jego zapał malał wraz z pokonywaniem kolejnych metrów szlaku. Apogeum kryzysu ma za przełęczą w miejscu, z którego robię to zdjęcie.
Zastanawiam się co dalej. Ostatecznie kontynuujemy marsz w górę. Obawiałem jak będzie na łańcuchach ale tu jak się okazało podszedł zadaniowo i sprawnie pokonywał kolejne odcinki. Ani się obejrzał a już byliśmy na szczycie .
Jak już wspomniałem pierwszy raz wszedłem na Giewont w 1996 z kolegą, dzięki któremu złapałem tatrzańskiego bakcyla . Ubiory nieco inne niż w obecnych czasach .
Teraz po 25 latach wejście z synem.
I tak jak przed 25-ciu laty widok mamy tylko na Tatry Wysokie.
W kierunku Zakopanego i Tatr Zachodnich mleko.
Na szczycie długo nie zabawiamy. Turystów coraz więcej a kto był ten wie, że miejsca nie ma tam za wiele. Schodzimy.
CDN