Kochani, żyję
Dzięki za wsparcie! Prawie nie mogę chodzić, gardło przeziębione, ale żyję
Mariusz, jak dojechałeś na Salmopol o 6:40 to zostałeś jeszcze parę minut? Byłem dokładnie o 7:00. Żółta bandanka, niebieska kurtka. Kurdeczka, żebym wiedział...
W czwartek wieczorem w Kraku spotkaliśmy się z Piotrkiem (Plavcem), Anią (Fiolek) i Januszem (Krakuscity), a potem pojechałem zanocować u Morskich. W piątek pojechaliśmy na bieg ze Stefem, moim belgijskim towarzyszem bałkańskiego wspinu w 2012. Michał który z nami biegł to ten sam co był ze mną w Albanii w tym roku. Stef bardzo dobrze pobiegł BUT55, a wynik Michała to w ogóle kosmos - na BUT55 był 9-ty!
Wróciłem wczoraj późno wieczorem bo jeszcze zostałem w Krakowie u Stefa. Wrzucę tu parę wrażeń na gorąco które napisałem przed pójściem spać na jednym biegowym forum. Jak napiszę dłuższą relację to dam tu linka, ale tu właściwie jest wszystko co najważniejsze...
Spodziewałem się że mientkiej gry nie będzie, ale było jeszcze trudniej. W ultra jestem żółtodziobem, debiut miałem półtora miesiąca temu na Wawrzyńcu. BUT85 mnie chyba trochę przerósł. Wystartowałem z niedoleczoną kontuzją stopy, ale to był najmniejszy problem, pod koniec stopę zagłuszał ból w wielu innych miejscach. Zmieściłem się 1h10 przed limitem, końcówkę robiąc siłą woli.
Parę migawek z najlepszymi momentami z trasy:
Wariacki zbieg z Klimczoka.
Wcześniej takich rzeczy nie robiłem po nocy. Uciekłem grupce ale jedno światełko ciągle siedziało mi na ogonie. Przyspieszyłem, a światełko za mną. Światełkiem okazała się Gosia z Gdańska, zwyciężczyni 66k z tegorocznej Krynicy. Z kim ja tu biegnę, z krajową czołówką - pomyślałem - ciekawe ile wytrzymam takie tempo. Po drodze Gosia miała glebę i rozwaliła kolano, ale nawet nie mrugnęła i kontynuowała ze mną szalony zbieg. Na punkcie w Brennej podziękowaliśmy sobie za naprawdę fajną współpracę. Później jeszcze razem znaleźliśmy się w grupce która wlazła w czarną d... tzn. czarny szlak nad Brenną, ale o tym za chwilę. Wspaniała Gosia później wyrwała do przodu i zajęła 3 miejsce wśród dziewczyn na BUT55!
Wycieczka czarnym szlakiem w Brennej.
Na skrzyżowaniu szos wolontariusz powiedział "trzymajcie się szlaku i taśm". Tu mam rozmyte wspomnienie, bo nie pamiętam czy powiedział "zielonego szlaku" czy tylko "szlaku". Miałem mapę, ale nie spojrzałem na nią, bo sprawa wydawała się ewidentna. Biegliśmy z kimś we dwóch, szosą prosto nie było taśm w zasięgu wzroku, za to na lewo w lesie świeciły odblaski. Decyzja mogła być tylko jedna - skręcamy. Podchodziliśmy rozciągniętą grupką, były jakieś wąty co do koloru szlaku ale wszyscy jeszcze napieraliśmy, aż w końcu jakieś 2.5 km nad Brenną kilkunastoosobowa narada nad mapą, szybka rozkminka i doszliśmy do tego samego wniosku co te plemniki ze starego kawału
Po prostu poszliśmy trasą BUT150/220, która w Brennej rozwidlała się z naszą. Żadnego oznaczenia rozwidlenia nie było.
Jak opowiedzieliśmy to załodze punktu w Ustroniu, ktoś powiedział że na szosie były widoczne taśmy i jakiś dowcipniś musiał je zdjąć. Nie wiem jak było naprawdę.
Dlaczego wymieniam to wśród pozytywów? Tak jak wspomniałem, startowałem z niedoleczoną kontuzją i niedotrenowany, nie wiedziałem czy lecę na 55 czy 85. Jak zawracaliśmy, w grupce słyszałem teksty "no to teraz już nie mam szans na 85", "a było tak fajnie" itd. Wtedy właśnie postanowiłem że wbrew wszystkiemu napieram na 85.
Przy rzeczywistej długości trasy i tym dołożeniu 5 km być może zrobiłem pełną setkę.
Wspólne napieranie najpierw z jednym zawodnikiem którego imienia nie pamiętam, a potem na jeszcze dłuższym odcinku z Kubą z Katowic, niebieskim i żółtym szlakiem do Salmopola. Równe tempo i fajne gadki szmatki odwracające uwagę od zmęczenia. Z Kubą wymieniliśmy się namiarami zanim skręcił w lewo na 55. Może będzie z tego Rzeźnickie partnerstwo na przyszły rok.
Śląsko-wielkopolsko-łódzka czwórka totalnie wyprutych zombiaków, motywująca się nawzajem do stawiania jednej nogi przed drugą od Szczyrku do Szyndzielni. Ochrzciłem naszą drużynę Formacja Nieżywych Schabów. Mariusz, Sebastian, Jarek - jesteście wielcy, dzięki Wam dotarcie do mety dużo mniej bolało.
Mariusz, wielkie dzięki za browarka na mecie!
Telefoniczne wsparcie od Michała i Stefa którzy wcześniej dobiegli na metę BUT55. Sms od Asi gdzieś w okolicach Skrzycznego, a potem od drugiej Asi jak miałem najgorszy kryzys na zbiegu z Szyndzielni. Po drodze myśli o paru osobach, które wierzyły że dam radę, że aż nie wypadało nie ukończyć. Michał czekający na mecie. Rozmowa przez telefon z Ag... Nie muszę więcej komentować, wszyscy wiemy jak to pomaga.
Sprinterski finisz stokiem narciarskim.
Na końcowych kaemach o ile pod górę moje nogi jeszcze nieźle dawały radę, to na zbiegach wszystko było jednym wielkim bólem. Na szutrówce z Szyndzielni ledwo człapałem w dół, podpierając się kijami. Tuż przed stokiem narciarskim zaczęli mnie doganiać ludzie którzy wcześniej byli daleko za mną. Wtedy dostałem najlepszą lekcję z całego biegu - ból jest w głowie i w dużym stopniu ode mnie zależy, czy i jak go odczuwam. Okazało się że jednak jestem w stanie biec. Nad stokiem zebrała się nas kilkuosobowa grupka i jak na komendę rzuciliśmy się w dół. Zapomniałem o bólu, leciałem na pełnej pycie do kreski. Nieważne kto wygrał... To był czysty surrealizm, mając prawie 100 km w nogach rozegraliśmy sprinterski downhill, osobny wyścig obok całego BUT85.
Wspaniałe załogi punktów, zmarznięte i niewyspane a mimo to uśmiechnięte i pomocne
BUT mnie sponiewierał i podeptał jak robaka, ale na szczęście ten robak ma twardą skorupę i nie tak łatwo go zniszczyć
O organizacyjnych obsuwach już dużo napisano tu i tam, kto był to wie, chłopaki i tak zrobili kawał dobrej roboty ogarniając taką imprezę z 4 trasami i na pewno wyciągną wnioski na przyszły rok. BUT ma potencjał. Arek i Michał, dzięki za wszystko i życzę Wam powodzenia