BESKID ŻYWIECKI, PASMO BABIOGÓRSKIEZachęcony przez Maslinkę opiszę mój sobotni wypad na Babią Górę. Bywam tam dość często, zazwyczaj jesienią. Daleko nie mam, do przełęczy Krowiarki (skąd można czerwonym lub niebieskim szlakiem ruszyć na Babią) jadę trochę ponad godzinę. Dodam, że nawet widzę ją z domu
(podobnie jak inne szczyty Beskidu Wyspowego, Makowskiego, Żywieckiego, Małego i Śląskiego).
Trudno powiedzieć, żebym zerwał się z łóżka wcześnie rano. Na przełęczy Krowiarki (inna nazwa to przełęcz Lipnicka) melduję się około 11.30. Jesienny weekend z piękną pogodą to gwarancja, że turystów będzie sporo, ale takich tłumów się nie spodziewałem. Płatny parking przepełniony, przy drodze ze 100 samochodów, parkujących nawet na zakazie. Okazało się, że trwa właśnie
Memoriał Wojtka Kozuba, a start biegu zaplanowano akurat na 12. Rozważam nawet rezygnację z Babiej Góry i wybór szlaku na Policę i Halę Krupową (też z Krowiarek), jednak w końcu kupuję bilet wstępu do BgPN (5zł) i parę minut przed 12 startuję (ja nie biegnę
).
Zazwyczaj wychodzę szlakiem czerwonym, który znam na pamięć i baaardzo lubię. Tym razem jednak wybieram szlak niebieski, którym dotrę do węzła i potem na szczyt podążę żółtym (tzw. „Percią Akademików”). O, taka pętelka.
Szlak niebieski jest niezbyt ciekawy. Ot, droga do schroniska. Cały czas prowadzi lasem, później między drzewami przebija się trochę widok na położoną niżej Zawoję. Po drodze wyprzedzają mnie sapiący biegacze. Szlak konsekwentnie pnie się w górę, ale nachylenie jest tak niewielkie, że to w zasadzie taki leśny spacerek. Po godzinie jestem przy szlaku żółtym.
Tutaj zaczynają się – dosłownie i w przenośni – schody. Szlak „Perć Akademików” nie jest długi, ale stromy, zmuszony jestem robić przerwy, by złapać oddech. Za to widoki są ładniejsze, las się kończy.
Są też łańcuchy.
Nie polecam tego szlaku początkującym (lepiej wybrać szlak czerwony). Jakichś wielkich trudności może nie ma, ale jeśli ktoś nie jest oswojony ze stromizną i nigdy nie wychodził na szczyt przy pomocy łańcuchów, może się rozkleić. Każdy ma swój własny Everest. Przedwczoraj widziałem dwoje płaczących ze strachu dzieci... Nie ma co przesadzać, ale ze dwa miejsca są takie, że w przypadku np. potknięcia jest gdzie polecieć. Tam gdzie łańcuchy i sporo turystów, tworzą się korki.
Im wyżej, tym rozleglejszy widok.
Po prawej widać wyciąg narciarski „Mosorny Groń”.
Po godzinie jestem na szczycie. Jak zwykle bardzo mocno wieje. Tatry jak na dłoni.
Na Babią można wyjść także od strony słowackiej. W dole zbiornik o nazwie Jezioro Orawskie. Całkiem sympatyczne, choć woda zazwyczaj chłodna. Ciekawostką jest wyspa (przed zalaniem pagórek) z kościołem i muzeum.
Chroniąc się przed wiatrem, schodzę z zatłoczonego szczytu i chowam się w falującej trawie.
Zbliżenie na fragment Tatr Bielskich i ciągnące się wzdłuż dróg wioski.
Dwa tygodnie temu Tatry były białe. Jak widać, śnieg stopniał.
Jako że jestem sam, muszę wykorzystać samowyzwalacz.
Tutaj Tatry Wysokie.
Teraz okolice szczytu. Słupek graniczny. Słychać sporo Słowaków. Korzystając ze świetnej widoczności, robię dużo zdjęć. Z widocznością na Babiej Górze bywa różnie. Często jest tak, że pomimo świetnej pogody, sam wierzchołek znajduje się w czapce chmur. Tym razem jest inaczej.
Wmurowana przez Słowaków tablica poświęcona pamięci Jana Pawła II.
Pora wracać. Do przełęczy Krowiarki pójdę szlakiem czerwonym przez Gówniak, Kępę i Sokolicę. Niemal do Sokolicy niezalesiony, widokowy, z dobrze widocznymi granicami pięter roślinności. Sam wierzchołek Babiej to jedyne miejsce w polskich Karpatach (oczywiście poza Tatrami), gdzie występuje piętro alpejskie.
Do budowy szlaków wykorzystano m.in. słupki graniczne z lat drugiej wojny światowej (granica niemiecko-słowacka).
A tu już w kosodrzewinie.
Ostatni rzut oka na Tatry.
Dalej kosówka robi się gęsta i wysoka.
Taras widokowy na Sokolicy.
Potem już tylko las. Przy wchodzeniu na Babią szlakiem czerwonym jedyne trudny odcinek to podejście z Krowiarek na Sokolicę.
Tyle. Dziękuję za uwagę. Babią polecam wszystkim, o każdej porze roku. Do zobaczenia na szlaku!