Ural napisał(a):Za Tobą Maslinka to nikt nie trafi.
To dobrze czy źle?
13 marca (sobota): Glinka - Krawców Wierch - Pientkula - polsko-słowackie przejście graniczne - Glinka (część druga i ostatnia)
Śnieg przestaje sypać tak nagle, jak zaczął. Idziemy na szczyt Krawców Wierchu:
To tylko "kilka" kroków z Hali Krawcula. Widoków niestety nie ma:
Góry w chmurach.
Krawców Wierch czy Trzy Korony? :
Ciąg dalszy głupawki
Zjadamy kanapki na szczycie i wracamy w stronę Hali. Znowu sypie, ale jednocześnie świeci słońce:
Prawdę mówi przysłowie W marcu jak w garncu
Niebieskim szlakiem wspinamy się w stronę Pientkuli. Jest to szlak bałwanów :
Ostatni bałwan (na szczycie Pientkuli) najciekawszy i najbardziej charakterny :
Znowu trochę się przejaśnia i pokazuje nam się Pilsko:
Postanawiamy skorzystać z faktu, że wzięliśmy dupoloty :
Są dwa dłuższe miejsca, które idealnie się do tego nadają, bo jest jeszcze sporo śniegu i odpowiednie nachylenie.
Ślad, który zrobiliśmy :
Żałujemy, że tak późno wpadliśmy na to, żeby zabierać jabłuszka w góry. To dopiero druga wycieczka, na której mamy je ze sobą. Zabawa jest świetna, no i można usiąść wprost na śniegu, gdy w pobliżu nie ma ławek.
Przez szaleństwa z dupolotami na chwilę gubimy szlak Znowu Ale też szybko na niego wracamy
Paśnik dla sarenek:
Patrząc na ślady:
jest to dość popularna "jadłodajnia"
Między drzewami zaczyna majaczyć maszt przekaźnikowy. To znak, że zbliżamy się do polsko-słowackiego przejścia granicznego:
Spodziewaliśmy się zobaczyć pograniczników i normalny (choć z kontrolą) ruch graniczny. Tymczasem przejście jest zamknięte, dosłownie. Zablokowane betonowymi barierami. Trochę mi smutno z tego powodu :
Co zrobić, takie czasy...
W planach było zrobienie większej pętelki, przez Magurę i zejście zrywką do Glinki, ale jest przed 16:00; nie mamy czasu na taką trasę.
Na koniec czeka nas znowu asfaltowanie, na szczęście nie aż tak długie, jak ostatnio w Kamesznicy. Przynajmniej na drodze jest pusto, nie mijają nas samochody.
Jakiś plus z zamknięcia granicy
Po chwili marszu siadamy na naśnieżonych barierkach (i dupolotach, oczywiście ), żeby posilić się kanapkami i herbatą:
Mijamy pole biwakowe:
Tu mogliśmy usiąść wygodniej
I wkrótce docieramy do pierwszych zabudowań Glinki:
Przy samochodzie jesteśmy koło 17:00. Trasa zajęła nam 5 godzin i 16 minut, a przeszliśmy 23 km i 300 metrów Całkiem niezły wynik
Na fioletowo, tradycyjnie , zaznaczyłam, jak szliśmy:
Kolejna bardzo udana wycieczka za nami Wracając do domu, podziwiamy zachód słońca ze Skrzycznem w roli głównej :