Korbielów-Hala Miziowa-Góra Pięciu Kopców-Pilsko-Palenica-Trzy Kopce-Hala Rysianka-Hala Lipowska-Rysianka-Sopotnia Wielka Kolonia-Sopotnia Wielka-Pod Przysłopem-Przełęcz Przysłopy-Korbielów Nasza kolejna beskidzka wycieczka pokrywa się nieco z ostatnią wycieczką Maslinki
, ale tylko na maleńkim fragmencie. Tak naprawdę to chcieliśmy iść tylko na Pilsko, ale jakoś tak nogi nas same poniosły...
I ze spaceru wyszło aż 30 kilometrów. Było to 1 czerwca, tośmy sobie dzień dziecka urządzili!
Startujemy z Korbielowa, z parkingu położonego tuż przy wejściu na szlak. Krótki odcinek idziemy asfaltem, po czym wskakujemy na leśną ścieżkę. Na samym początku przeżywam lekki stresik, bo nie lubię chodzenia po takich oto mostkach:
Cały poprzedni dzień padał deszcz, więc szlak jest dość błotnisty:
Ale tutaj to jeszcze nic. Pokonując kolejne kałuże i błotne potoki dość szybko, bo sporo poniżej czasu z mapy, dochodzimy do schroniska na Hali Miziowej:
Schronisko jest zamknięte, ale można do niego wejść tylnym wejściem, gdzie znajduje się bufet i kilka ławek. Wstępujemy na szarlotkę i czekamy na okno pogodowe, które ma nadejść dopiero ok. 13 stej, więc nie ma się dokąd spieszyć.
Zastanawiamy się jakim szlakiem wejść na szczyt, do wyboru mamy czarny i żółty. Ludzie odradzają żółty i nawet straszą jakąś przepaścią(co wydaje mi się raczej podejrzane). Idziemy zatem czarnym, walcząc z ostrym cieniem mgły
Dochodzimy na Górę Pięciu Kopców, czyli polski wierzchołek Pilska. Trochę się rozpogadza:
Teraz mamy dylemat. Iść na wierzchołek główny? Szczerze mówiąc trochę się boimy, bo on się znajduje w całości po stronie słowackiej. Czyli wychodzi na to, że aktualnie jest to nielegalne. No, ale jakieś małe okno pogodowe jest, idziemy. Nastawiamy się na pospieszną ucieczkę w razie "w". Po 10 minutach brodzenia w błocie(znowu!) jesteśmy na miejscu.
To niby ta słynna panorama?
Na dalsze przejaśnienia nie ma co czekać, bo chmurzy się coraz bardziej. Zwiewamy. Po chwili jesteśmy ponownie na Górze Pięciu Kopców. Spotykamy ludzi, którzy pytają czy ktoś stoi na szczycie z karabinem
Czyli wszyscy mamy podobne obawy.
Zimno nam trochę więc schodzimy, początkowo szlakiem czarno-niebieskim(czyli tak jak przyszliśmy). Godzina jest wczesna, więc nie chce nam się schodzić na Halę Miziową.
Idziemy wzdłuż granicy szlakiem niebieskim, który wkrótce połączy się z czerwonym. Na większości odcinków nasza droga to po prostu taplanie się w błocie:
Czasem oprócz błota, pojawiają się ładne polanki:
To chyba Palenica, ale mogę się mylić, Beskidy wciąż mają przede mną wiele tajemnic
Po długim i miejscami irytującym marszu przez bagna, dochodzimy wreszcie do Hali Rysianka. Widoczność się poprawiła, widzieliśmy Małą Fatrę, Tatry oraz inne pasma, których nazw nie znamy. Zdjęcia tego raz, że nie oddają, dwa mam ich raczej mało, bo małż woli robić chyba zdjęcia liściom i kałużom niż widoczkom
Jesteśmy już bardzo głodni a ku mojemu zdziwieniu schronisko na Rysiance jest otwarte.
Pan S. odmawia jednak zjedzenia obiadu w tym przybytku. Powód jest bardzo prosty- nie mają mięsa. Proponuję więc spacer na Halę Lipowską- tam schronisko na pewno jest otwarte, a intuicja mówi mi, że i mięso mają.
Do schroniska dochodzimy trawiąc już własne żołądki, dlatego nie robimy tam ani jednego zdjęcia. Tak jak przewidziałam mięso było.
Po obiedzie godzinę mamy może 16 stą, a nam pozostała bardzo długa droga na parking. Gdybym wiedziała, że pójdziemy na Rysiankę, można by na Pilsko startować z Sopotni i tam zakończyć. Fakt, że w owej Sopotni nie widziałam żadnego parkingu, poza maleństwem na 2-3 samochody przed sklepem. No nic, auto daleko, trzeba iść.
Z powrotem na Rysiance:
Do Sopotni schodzimy szlakiem niebieskim, poprzecinanym przez pierdyliard małych potoczków i wodospadzików. Całkiem tu malowniczo.
Szlak niebieski kończy się w Sopotni Wielkiej Kolonia, skąd musimy dojść do Sopotni(właściwej?) idziemy asfaltem, bezszlakowo wzdłuż wiochy. Trochę liczyłam, że jakiś PKS lub bus złapiemy w owej Sopotni, ale komunikacja wiejska w dobie pandemii to marzenie ściętej głowy. Siadamy na przystanku we wsi, żeby trochę odpocząć. Do Korbielowa szlakami mamy stąd jakieś 1,5 h, naszym zmęczonym już nogom pewnie zajmie to ze 2 godzinki. Patrząc na mapę odkrywam straszną rzecz. Trzeba będzie podejść 100 metrów pod górkę, na Przełęcz Przysłopy
Cóż, idziemy, bo za bardzo innego wyjścia nie ma:
Na tym etapie mam kryzys mentalny, ale dzwoni moja mama z życzeniami na dzień dziecka, więc trochę się ożywiam, szczególnie kiedy mówi:
"daj na głośnik!"
Ale, że jak? W lesie???
Kiedy dochodzimy na nieszczęsną przełęcz, zmieniamy kolor szlaku na niebieski(przedtem to żółty był)i od tej pory będzie już tylko w dół. na tym etapie jestem już tak zmęczona, że boję się niekontrolowanej gleby zakończonej umoczeniem tyłka w potoku.
Na parkingu jesteśmy o 21. Po drodze do Żywca jeszcze tradycyjna wizyta w monopolowym w celu zakupienia regionalnych piwek i koniec tej długiej i męczącej wycieczki