napisał(a) janusz.w. » 19.07.2006 10:54
Italia 14/06 - 02/07/2006
W tym roku wyjazd od początku zapowiadał się dobrze. Wszystkim udało się załatwić urlopy na 16/06 i dzięki temu zyskaliśmy dodatkowe 2 dni.
Nasz system podróży opiera się na przewodnikach, mapach i informacjach z internetu, krótko mówiąc, organizacja własna. Nocujemy na kempingach, pod namiotami. Wyjazd w składzie 6-cio osobowym (2 samochody).
W trasę ruszyliśmy 14/06 ok. godz. 22. Opole - Głuchołazy - Brno - Wiedeń - Villach - Udine - Florencja.
Droga do Udine przebiegała bez problemów, natomiast później jadąc w kierunku Wenecji natrafiliśmy na koszmarne ilości ciężarówek. Tempo jazdy spadło, w okolicach większych miast i bramek staliśmy w sporych korkach. W końcu ok. godz. 17 dotarliśmy do Florencji i przed godz. 18 zameldowaliśmy się na kempingu Michelangelo. Pięknie położony kemping z widokiem na miasto, 15 minut spacerem do centrum, dobry standard, niestety dosyć drogi. Po zmroku krótki spacer w kierunku starówki, pierwsze wrażenia z pięknie oświetlonej Florencji.
15/06 - Florencja - całodzienna włóczęga po mieście.
16/06 - rano wyjazd drogą s222 (polecam tą drogę - przepiękne widoki, mały ruch) do San Gimignano (2 godzinny spacer po Starym Mieście) i dalej do Sieny, kemping Colleverde. Dojazd do kempingu nieźle pokręcony, ale na szczęście dobrze oznaczony strzałkami. Kemp cichy i spokojny, ludzi mało, a ceny jeszcze przedsezonowe (był basen, ale również przed sezonem... wody brak). W sąsiedztwie sympatyczna rodzina ze Stanów, jeżdżąca, jak my samochodem i z namiotem po Włoszech.
17/06 - rano spakowaliśmy graty i podjechaliśmy na parking w okolicy centrum Sieny. Z duszą na ramieniu, pozostawiając załadowane samochody udaliśmy się w miasto. I jak zawsze przez kilka godzin spacerowaliśmy. Do naszych samochodów na szczęście nikt się nie dobrał. W związku z naciskami naszych pań postanowiliśmy, po drodze do Rzymu, zajrzeć jeszcze do Cortony (chodzi oczywiście o "Pod słońcem Toskanii"). Krótki spacer po mieście i zasięgnąwszy języka zaczęliśmy szukać Villa Bramazolla (nie jestem pewien czy tak to się pisze...). Udało się, zdjęcie i dalsza jazda do Rzymu. Na kempingu Tiber zjawiliśmy się ok. godz. 22., dzięki dokładnemu opisowi dojazdu nie było problemu z trafieniem. Tu podobnie jak na Colleverde spore luzy i dobry standard (z basenem).
18/06 - rano z kempingu autobus zawiózł nas pod stację kolejki podmiejskiej, tu zakupiliśmy bilety i dalej poruszaliśmy się kolejką i metrem. Cały dzień łazikowaliśmy po Rzymie. Na Schodach Hiszpańskich spotkaliśmy sympatyczną rodzinę ze Stanów, znaną nam już ze Sieny...
19/06 - wyjazd w kierunku Sorrento. Na autostradzie pod Neapolem koszmarek - wściekły ruch, remonty i miejscowi kierowcy. W pewnym momencie o mało nie zostałem zmieciony z drogi przez ciężarowego kolosa. Niewiele brakowało, ale udało się uciec o parę centymetrów. Ok. godz. 16 zajechaliśmy na kemping Santa Fortunata (podziękowania dla Grzegorza Ćwika za podpowiedź). Kemping o średnim standardzie, ale za to z czynnym, bezpłatnym basenem. ...i tu spotkaliśmy sympatyczną rodzinę ze Stanów. Po krótkiej rozmowie okazało się, że to już na pewno nasze ostatnie spotkanie. Ich droga dalej prowadzi do Bari, a stamtąd promem do Grecji, my natomiast kierujemy się na Gargano. Wieczorem podjechaliśmy do centrum - ładne to Sorrento (robią tam świetny likier cytrynowy, w środku miasta natknęliśmy się na sad - cytryny i pomarańcze - przed bramą tablica z napisem: owoce za darmo, zapraszamy - były naprawdę pyszne). No i oczywiście ciekawie się jeździ wśród chmary trąbiących skuterów!
20/06 - rano wybraliśmy się na Vezuviusza - rewelacyjne widoki z nad krateru! Wieczorem raz jeszcze Sorrento.
22/06 - rano ruszyliśmy dalej - wybrzeżem Amalfi do Matery i dalej na Gargano. Droga do Amalfi to jest rewelacja, wysokie klifowe wybrzeże, wielkie cytryny rosnące tuż przy jezdni, miasteczka przyklejone do skał! Po krótkim spacerze w Amalfi pojechaliśmy w kierunku Matery. To przedziwne Stare Miasto i wyjątkowo gwarne nowe centrum (tego dnia Włosi wygrali mecz, w mieście istne szaleństwo!).
23/06 - po nocnej jeździe dotarliśmy w okolice Vieste. Obejrzeliśmy kilka niezłych kempingów, a wybraliśmy Baia di Cala - 10 km na pd. od miasta. Polecam gorąco to miejsce! Żwirkowa plaża ograniczona skałami, naprzeciwko dwie małe wyspy (taki trochę chorwacki klimat), 10 minut spacerkiem do przybrzeżnych grot. Zacienione miejsca dla namiotów, bardzo miły szef doglądający wszystkiego od rana do wieczora, dobre ceny. Po naszym tygodniowym maratonie tu zatrzymaliśmy się do kolejnego czwartku. Totalny relaks, plaża, morze, wino, wieczorne wyjazdy do Vieste - bardzo ładne miasteczko z niezliczoną ilością knajpek. Wzdłuż drogi do Vieste bajeczne skały (w tym słynny Architello di San Felice), a samo miasto położone na białym klifie. Przy piaszczystej plaży imponująca skalna iglica. Bardzo żal było stąd wyjeżdżać!!!
29/06 - zwijamy obóz i ruszamy w kierunku Wenecji, po drodze zahaczając jeszcze o San Marino. To był najdłuższy odcinek jazdy podczas tego urlopu - ponad 800 km. Nie był jednak męczący, całość to autostrady. Ok. godz. 18 dotarliśmy do San Marino, samochody zostały na podziemnym parkingu, a my zwiedziliśmy Stare Miasto. O dziwo o tej porze jest tam już prawie pusto, bez tłoku i zgiełku, było bardzo przyjemnie. Po spacerze ruszyliśmy do Wenecji. Nocleg gdzieś przy stacji benzynowej. Na wysokości Mestre zjechaliśmy z autostrady i odnaleźliśmy kemping Fusina. Fajne miejsce z widokiem na Wenecję, położone tuż przy torze wodnym żeglugi morskiej, duże wrażenie robią olbrzymie statki przepływające zaledwie 10 m od brzegu! Kemping międzynarodowy, część pracowników to Polacy. Z przystani obok odpływają promy do Wenecji (niewątpliwa zaleta, 15 min w jedną stronę). Dobry standard.
30/06 - po rozbiciu namiotów i zjedzeniu śniadania, ok. godz. 10 wybraliśmy się do Wenecji. To miasto zrobiło na nas wrażenie! Szybko zeszliśmy z utartych szlaków (oczywiście po "zaliczeniu" obowiązkowych punktów) i włóczyliśmy się wąskimi chodniczkami wzdłuż kanałów. Wieczorem impreza pożegnalna...
01/07 - rano trzeba było się pakować i ruszać w drogę powrotną. Jeszcze przystanek przy hipermarkecie, piękne widoki z autostrady na włoskie Alpy i już Austria, Czechy, Polska, Opole...
Pozostały wspomnienia, masa zdjęć i topniejące zapasy wina i cappucino. Na pewno warto zobaczyć ten kraj, te wszystkie miejsca, które znamy z książek czy telewizji. Szkoda, że jest tam dla nas tak drogo, szkoda, że nie możemy sobie pozwolić na dwa takie urlopy w ciągu lata! Jest jeszcze wiele miejsc, które chciałbym tam zobaczyć. Myślę, że wrócimy do Italii.
Teraz zaczynam myśleć o przyszłorocznych wakacjach! Jak zwykle ciągnie mnie do ulubionej Chorwacji, ale obiecałem synowi Olimp, Akropol, Kretę...!