Dawno nie pisałam, bo tyle się działo, i dobrego, i złego...
Niestety od wtorku do czwartku pogoda była słaba - bez słońca, opady śniegu. Upadł mój mit o słonecznych Dolomitach. Pewnie trzeba jechać w marcu... Ale skoro nie możemy w marcu, musimy się cieszyć tym, co mamy
Wczoraj tego cieszenia się nie było zbyt wiele, bo... wylądowałam w szpitalu w Brunico
Od 2 dni bolał mnie brzuch, a jak do tego doszedł stan podgorączkowy, nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest ok.
W szpitalu mnie naprawili
Spędziłam tam w sumie pół dnia, dostałam kroplówkę, lekarstwa, zrobili mi usg i dali dłuuugi wypis po włosku
Było prawie fajnie
Niezbyt to miła przygoda na urlopie, ale moja natura odkrywcy
cieszyła się z faktu, że mogłam się bliżej przyjrzeć tutejszej służbie zdrowia. Byłam kilkakrotnie w polskich szpitalach (jako pacjent) i muszę przyznać, że daleko nam do uśmiechniętej włoskiej służby medycznej wyposażonej w nowoczesny sprzęt.
Ostatecznie okazało się, że to nic poważnego, jakaś infekcja, pewnie tzw. grypa jelitowa, którą przywiozłam z Polski, a na którą jestem "trochę uodporniona" z racji wykonywanego zawodu. Jednak widać tym razem cóś mnie dopadło jednak...
Tak jak napisałam, naprawili mnie, chociaż liczyłam się z tym, że to może być koniec mojego nartowania.
Dzisiaj rano jednak czułam się już dobrze i postanowiliśmy się wybrać na "delikatne narty". Plan był taki, że pojedziemy do Santa Croce (zobaczymy kościółek pod skałą), a potem pokręcimy się po Alta Badii, no maksymalnie może pojedziemy na chwilę do Val Gardeny.
Ale jako że żołądek wcale nie bolał, nasze plany rozszerzały się
Będąc w gondolce do Val Gardeny, stwierdziliśmy, że przecież możemy zrobić (zieloną tym razem) Sella Rondę
To wcale nie tak dużo, powinno się udać! A było już po 13:00...
No i udało się! Zdążyliśmy na ostatnią kanapę do San Cassiano o 16:45, a potem... pomyliliśmy trasy (eh, te włoskie oznaczenia nartostrad!
) i zamiast do San Cassiano zjechaliśmy do Corvary. A stąd nie było już możliwości wejścia na kanapę powrotną, bo właśnie wszystko przestało chodzić
No to klops! Jesteśmy w jakiejś Corvarze, której nie znamy i nie ma stąd żadnych skibusów "do domu"
Na szczęście zagadnięty Włoch powiedział nam, gdzie jest przystanek ichniejszego PKS-u. Autobus do San Cassiano jest, będzie... za niecałą godzinę. No to do knajpki, rozgrzać się najdroższą herbatą świata za 4 euro
Autobus na szczęście przyjechał i zawiózł nas prawie pod sam dom
Hurra!
Po zdjęciu butów (i skarpetek) okazało się, że palce moich stóp mają niebezpiecznie fioletowy kolor
(i to mimo przyklejanych podgrzewaczy)
W końcu dzisiaj było -15, a miejscami -20. Na szczęście wróciły do swojej normalnej barwy
Temperatura była momentami nie do zniesienia, za to niebo błękitne, co ja mówię, niebieskie i widoki boskie
Warto było się tak umordować
Parę fotek z dzisiejszego dłuuugiego nartowania:
To była przygoda!
I pomyśleć, że jutro już musimy wyjeżdżać...
Ale jak tylko będzie fajna pogoda i będziemy się dobrze czuć, zrobimy jutro jeszcze jeden ośrodek. Taki przynajmniej jest plan
Pozdrawiam serdecznie.
Niezmordowana Maslinka