Co prawda wyjazd sprzed dwóch lat, ale może ktoś będzie chciał popatrzeć.
Trasa raczej standardowa jak na przejazd ze stolicy Warmii - kierunek Katowice -Żilina - Bratysława - Budapeszt - Belgrad. Wyjazd 14.07.2011 godz. 23. Na rogatkach Belgradu jesteśmy ok 18. Pierwszy raz w czasie moich wyjazdów zrobiłem rezerwację motelu
Zawszę jadę w ciemno i szukam czegoś po drodze, ale tym razem jedna ze współtowarzyszek się uparła, że nie chce spać w samochodzie na parkingu. Trochę za bardzo wzięła do głowy nasze opowieści z poprzedniego wyjazdu:)
Zgodnie z zaleceniami przejrzałem forum i wynalazłem Motel Tara http://www.restorantara.rs/eng/index.html. Zrobiłem rezerwację. Wydrukowałem sobie mapkę dojazdu korzystając z wujka googla, bo mój amerykański nawigator w Serbii widzi tylko drogi przelotowe - reszta to pustynia:)
No i w Belgradzie zaczęły się schody, za wcześnie zjechałem. Akurat był remont i nie bardzo wiedziałem jak wrócić na drogę tranzytową. Trudno, wbijamy się w miasto i jakoś sobie poradzimy, w końcu musimy tylko przejechać most na Dunaju i będziemy na miejscu. Zgodnie z maksymą "Kierujemy się na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja" próbuję przedostać się na lewobrzeżną część miasta. Po kilku nieudanych próbach, które kończą się dojazdem do drogi tranzytowej zaczynamy prosić tubylców o pomoc. Są bardzo pomocni, żywo gestykulują, próbują ustawiać nawigatora. Większość z nich na określenie kierunku jazdy nadużywa słowa "prawo". Wyglądało to mniej więcej tak:
"prawo, prawo, prawo, prawo".
Wszystko jasne dziękujemy za wskazówki i ruszamy zgodnie z radami dobrych ludzi. Jedziemy prawo, prawo, prawo, prawo i znów jesteśmy w tym samym miejscu:) No to pytamy kolejnej osoby i sytuacja się powtarza: "prawo, prawo, prawo". Myślę o jeden zakręt za dużo zrobiłem. Pojadę zgodnie ze wskazówkami i powinno być dobrze. Znów lipa.
Stwierdzam podjedziemy trochę dalej i spytamy taksówkarza. Proponuje, że za 10 euro wyprowadzi nas na most.
"Nie ze mną te numery Bruner" - nie będę się hańbił płaceniem za naprowadzenie na most, który prędzej czy później znajdę sam. Szukanie trwa i trwa i dalej jesteśmy w kozim rogu, tylko już inna część miasta. Przynajmniej tak mi się wydaje. Z 18 zrobiła się 20 i w aucie zaczyna się robić nerwowo. W końcu pada propozycja, wracamy na przelotówkę i jedziemy znajdziemy coś do spania po drodze.
Podejmuję ostatnią próbę. Wysyłam połowicę do jakiejś knajpy przy drodze. Wraca, niesie w ręku kawałek kartki (takiej na którą zbiera się zamówienia). Mapa narysowana przez kelnera jak dojechać do naszej noclegowni. Mam ją do dziś
W końcu trafiamy tam gdzie trzeba
Na tamten czas pokój dwuosobowy kosztował 42 euro - można płacić kartą. Jedyne co można by tam zmienić to oferta śniadaniowa - serbskie parówki wyglądają słabo i tak samo smakują
Kolejny dzień - Belgrad od środka.
Jako pierwszy na celownik idzie Kalemegdan, czyli fortyfikacje z muzeum wojskowym.
Trafiamy w okolice bez problemu i tu nawiązujemy miłą konwersację z Panem zbierającym opłaty za parking.
Wyjaśnia się skąd wczorajsze błądzenie po mieście
Pan zaczyna rozmowę, że był w Polsce z kolegą. Przemieszczali się pojazdem o dużo większych gabarytach niż my (niektórzy mówią na to TIR). Też się kiedyś zgubili na terenie naszej RP. Też szukali pomocy u "naszych" tubylców. "Nasi" naprowadzając ich na właściwy cel używali słów "w prawo". Oni też korzystali ze wskazówek. Jednak dla nich większym problemem było zawrócenie ze ślepej uliczki
"Prawo" po serbsku to nie to samo co "w prawo" w języku Mickiewicza. "Prawo" oznacza "prosto". Pamiętajcie o tym
Sama twierdza bez rewelacji, ale muzeum wojskowe naprawdę dobrze wyposażone w różnego rodzaju sprzęt wojskowy: czołgi, tankietki, działa, armaty itp. Warto zobaczyć
Kilka zdjęć z Kalemegdan.