2. Dzień pierwszy, - czyli łłłiiiiiiiiii nareszcie na miejscu
Kiedy obudziłam się rano dotarło do mnie że ten koszmar drogi która trwała 26 godzin !!! już się skończył. Mój A. nie chciał się zamienić ze mną i przez całą drogę SAM prowadził auto! (oczywiście z postojami ale bez spania) Tak więc jak kładł się spać to określenie - mało przytomny - to za mało powiedziane. Uff, do dziś jak o tym pomyślę to mi się odechciewa wyjazdu .
Następnego dnia kiedy już obudziliśmy się z nowymi siłami, wyszliśmy z namiotu i okazało się że miejsce wybierane w środku nocy jest naprawdę fajne, drzewa zasłaniały słońce, do sanitariatu niedaleko. (bardzo ważny punkt ) Super. Tak więc po sniadaniu wszystko już stało tak jak trzeba, i rozłożyliśmy resztę gratów.
A tak w ogóle w trakcie śniadania zorientowałam się patrząc przed siebie że między drzewami widać morze !! łłłiiiiiii ale suuuper
Kamp teraz za dnia wydał się jeszcze fajniejszy. Każdy namiot miał swoją przestrzeń, nikt nikomu nie siedział na głowie i nie potykał się o sznurki namiotu sąsiada. Na Kampie rosły głównie sosny które dawały cudowny zapach.
cdn za chwilkę
Tym czasem - Baśko Polje