Niedziela . Jako , że jest to ostatni pełny dzień naszego pobytu , to rano wiadomo idziemy dalej zażywać wody i słoneczka , tak aby się pamiętało . O rany , ale dużo ludzi . Wygląda , że wybraliśmy się dużo za późno , mimo , że jest godz. 10 . Plaża pełna , chodzimy dobrych kilka minut , aż wreszcie znajdujemy kawałek wolnej przestrzeni , aby wcisnąć 4 dorosłe osoby + dzieciaka . I tak jak okiem sięgnąć , jak plaża długa tak wszędzie gęsto . W wodzie tak samo . Tak , to już 8 lipca , sezon jak najbardziej rozpoczęty . Europa ma wakacje i Europa przybyła nad wodę . Dzieciak grzebie w kamyczkach . Znalazł jakiś dziwny zielony kamyk , przezroczysty jak szkiełko ,ale jednak to kamyczek . Potem przynosi jedną małą muszelkę . Muszelek niestety nie spotkałam w Basce na plaży . Jak również nie widziałam jeżowców , ani innych morskich żyjątek . Bardzo duże przestrzenie z muszelkami były bliżej przystani , gdzie pływało też dużo rybek , można im było się długo przyglądać .
Koło południa gorąco wygania co niektórych z plaży i robi się luźniej , ale słoneczko praży solidnie i niestety tez trzeba się zbierać .
Po południu oczywiście też nad wodę .Decydujemy się na ostatnią przejażdżkę rowerkiem wodnym ( autem) . Trzeba poczekać , aż się jakiś zwolni , bo dużo chętnych na przejażdżki .
Wieczorem idziemy jak zwykle na spacer . Tym razem decydujemy się na spacer ulicą Kralja Zvonimira , w kierunku skąd do Baski przyjechaliśmy . Same domy mieszkalne , wszystkie wynajmują apartamenty . Jest z nich trochę dalej do plaży , na początku pewnie jakieś 300 metrów , a potem to nawet 500-600 metrów . Ale wszędzie pod domami widać samochody z rejestracjami z pół Europy , a zatem wszystkie apartamenty mają wzięcie . Nie ma w tym kierunku juz sklepów . Po drodze mijamy małą ciekawą kapliczkę .
Potem dalej , już na końcu po skręceniu w prawo straż pożarna . Jakaś taka skromna i niepokaźna . No ale Baska to małe miasteczko , wyczytałam , że wg danych spisu powszechnego na 2002 rok miała 901 mieszkańców i do dziś liczba ta za wiele pewnie się nie zmieniła . A pomyśleć ile razy ta liczba zwiększa się w sezonie , gdy przyjadą turyści. Wracając po drodze mijamy plac zabaw , który dobre czasy juz dawno miał za sobą , ale mały widząc huśtawkę oczywiście musi tam wejść .
Jako , że co nieco zgłodnieliśmy przydałaby się kolacja . Idziemy deptakiem w kierunku przystani i zaraz niedaleko jest smażalnia ryb . Oczywiście przene lignje z frytkami , nie pamiętam dokładnej ceny , ale wiem , że pomyślałam sobie , iż to trochę ponad połowę ceny z bistra , gdzie byliśmy na początku pobytu . Lignje chyba 20 kun , do tego frytki chyba 10 , albo chleb . Tylko tu wyposażenie nie jak w restauracji , bo rybki na plastikowych tackach i plastikowe widelce . A jakie za to dobre , bo smażone cały czas na bieżąco , na oczach klientów , tak , że jakieś 10-15 min trzeba poczekać , ale warto .
Taka kolacja wymaga oczywiście zimnego piwka .
Wracamy starą częścią miasteczka . Tu dopiero ruch , w każdej knajpce mnóstwo ludzi , ogromna liczba spacerujących , wiadomo niedziela wieczór .
Spacerując chłonę widok uliczek , widoki mijanych domów , ludzi , drzew - wszystko po aby zapadły one w serce , aby potem , w domu po zamknięciu oczu wszystko to jeszcze raz zobaczyć , do wszystkiego na nowo wracać i coraz to na nowo przeżywać .