Witam wszystkich i zapraszam do lektury moich ostatnich chorwackich przygód- a było ich w tym roku rzeczywiście sporo- w tym niekoniecznie spodziewanych i niezbyt przyjemnych, ale jak zawsze z dominacją tych dobrych.
Znajdziecie tu odniesienia do moich poprzednich pobytów w tym kraju a także garść przydatnych informacji przed kolejnymi wyjazdami.
Mam nadzieję, że nie będe zanudzał i ta relacja okaże się nie tylko relacją, ale i rodzajem poradnika i przewodnika, choć są tu tacy, kórzy pewnie wszystko co ciekawe w CRO już widzieli.
Zdjęcia będą dodawane sukcesywnie, jako że robię je tylko w ciekawszych i interesujących miejscach, nie robię ich za to wcale na łapu capu z drogi.
Podzielę materiał na kilka części.
Chciałbym nadmienić, że ta opowieść kończy pewien dłuższy cykl zwiedzania CROATII.
Rozpocząłem go w 1994r, gdy jeszcze trwały działania wojenne, wyjazdem na Istrię i na wyspę Krk. Wtedy to było coś...
Dzisiaj to wszystko blednie.
Potem były wyjazdy w 1997, 1999, 2000, 2001, 2005, 2007 i teraz.
Dzisiaj będzie
PROLOG.
Niezwykłe przygody Fatamorgany. CRO 1.07-13.07 2009
Od Karlobagu po Cavtat.
30 czerwca br. wyruszyliśmy na południe Europy, aby skompletować zwiedzanie Chorwacji do samego dołu, czyli aż po Dubrownik.
W czasie wielokrotnych poprzednich pobytów kończyło się zawsze wyżej;, czyli gdzieś do okolic Paklenicy. Na więcej po prostu zabrakło czasu. Już w grudniu 2008r obiecałem sobie- a wiosną tylko utwierdzałem się w tym zamiarze- że tym razem jednak nie popuszczę i Makarska, Sv. Jure, Dubrownik, Krka oraz Kornaty muszą być moje. A jak dobrze pójdzie, to jeszcze coś oprócz plażowania dorzucę. Ostatecznie to los dorzucił nam kilka nieplanowanych przygód, po których jestem znowu bogatszy o kilka doświadczeń, a co za tym idzie- jeszcze lepiej przygotowany na różne.
Sam wyjazd był już lekko "stuknięty", bo kto wyjeżdża na urlop mając 2 duże remonty na raz na głowie (jeden swój, drugi zaś cudzy- na zlecenie)??? . A jednak udało się tak poustawiać wszystko, że nikt i nic nie przeszkadza nam w wyjeździe. Jedynie na wóz trzeba było zaczekać jeden dodatkowy dzień, bo musiał być przygotowany na sicher- przecież ciężkie testy były przed nim - Sv. Jure czekało....
W dodatku trzeba było dla naszego małego podróżnika zamontować w dwumiejscowym wozie trzeci fotel. Nigdy nie bawiłem się w takie przeróbki, ale ostatecznie po ciężkich bojach z wyciąganiem tegoż fotela z drugiego auta, dałem radę i ok. 13:00 wypuściliśmy się z południowego Śląska ku wodom Adriatyku.
Pominę zatłoczone drogi i wleczenie się, bo to nic ciekawego. Szkoda tylko, że pechowo się złożyło, bo akurat zaraz za przejściem na Słowację w Svrcinovcu były roboty drogowe a to oznaczało koszmarny korek, co skutecznie wydłużyło czas podróży do CRO, a chciałem dotrzeć tam jak najprędzej.
W końcu wywlekliśmy się za ten drogowy wąż i z radośnie zakupioną po raz pierwszy za ojro winietą (ta radość niekoniecznie była prawdziwa-Słowacja przestała być tania!) podążyliśmy do Żyliny i przez lokalne wiochy, gdzie znów powitały mnie ulubione słowackie napisy reklamujące, że: Platit malo- wyżerat mnogo, czy Prodej ryb- żive i spracovane (prawdę mówiąc, nie jestem pewien czy chciałbym jeść takie spracowane, po ciężkiej harówce ryby). A potem puściliśmy się przez dawno dawno nie jeżdżoną trasą, czyli z Martina ku Turćianskim Teplicom i do Żiaru n/Hronem.
Granicę węgierską jak niemal zawsze w Sahach osiągamy o 22:00, zaś w okolicach Budapesztu wita nas o dziwo burza z ulewą. Fajne autostrady już mają, no ale ta pogoda.
Przy okazji nocnej jazdy myślę na ile i gdzie zmienia się na lepsze drogowa infrastruktura w nowo-unijnych krajach. I dochodzę do smutnego wniosku, że to właśnie u nas, w największym takim państwie, o największym potencjale i możliwościach idzie to najgorzej i najwolniej. Wstyd! Takie małe, słabsze kraje jak Węgry, Słowenia, Słowacja czy nawet nieunijna Chorwacja nas dawno w tym przegoniły. Nie tylko futbol mają już lepszy jak widać.
Wjeżdżam na osławioną już obwodnicę Budy i Pesztu, ale nie wiem po jaką cholerę, skoro jadę i jadę i jadę, a tu końca nie widać!
Znużony dołączam do rodzinki w objęcia Morfeusza.
Po jakichś 2 godzinach czas na dalszy odcinek. I po kolejnych dwóch- znowu postój, to najgorsze godziny poranne, trzeba dać ciału odpoczynek.
Dopiero rankiem kupuję winietę (ryzykant ze mnie zawsze trochę był, ale noc i burze przegoniły widmo wpadki podczas kontroli). Widać już początek sezonu. Coraz więcej nie- madziarskich blach jedzie w tym samym kierunku- na dół Europy. Zawsze podglądam zachowanie innych turystów, żeby ocenić na ile pewne nacje słusznie bądź niesłusznie są z czegoś znane. Wiele razy miałem możliwość zaobserwowania przeróżnych dziwnych i niestety niekulturalnych zachowań turystów. Nie tylko polskich zresztą. Najciekawsze jest to, że wydawałoby się bardziej obyci i zamożni (po furach patrząc) będą mieli więcej kultury, a tu tymczasem często jest odwrotnie. Tak wygląda wieśniactwo, jak się dorwie do szmalu chciałoby się rzec.
Mieliśmy się jeszcze o tym osobiście okazję przekonać...
Pogoda jak wyśniona, rześki poranek, pustawo jakoś na drodze- czyżby wszyscy pojechali ku Włochom i Słowenii? Mijamy potężny, niedawno zbudowany most przy Balatonie nad jedną z dolinek. Robi wrażenie. Pamiętam, ze na otwarcie jeden ze znanych pilotów sportowych przeleciał pod tym mostem kilka razy na vivat.
W końcu- jakoś tak jakby szybko i wcześnie- granica chorwacka. Czekam na to czy się przywalą do czegoś (albo do ilości żarcia jakie mamy na pokładzie- a na nasze trzy gęby było tego trochę dużo, albo do dodatkowego fotela, ale w dokumentach na szczęście nie wpisano mi, że mam 2 osobowy van, ale po prostu van).
Pan celnik zajrzał do wnętrza, zobaczył, ze to raczej turystyka niż kontrabanda i pożegnał nas. Drugi pan w okienku był nawet milszy, niż się spodziewałem (może gej?). Tego samego pana spotkaliśmy dokładnie w podobnych godzinach podczas powrotu...
Chorwacja powitała nas ciepłem, ale nie gorącem. Mieliśmy taki "plan B" jako że znajomi postraszyli nas deszczami i chłodem, a wrócili z CRO tydzień temu. Im się urlop nie udał. Dlatego w planach mieliśmy Italię i Dolomity oraz Słowenię i pobliską Istrię w razie poprawy pogody.
Ale póki co, kierownica uparcie nie chciała jechać na płdn-zachód, lecz na południe i płdn- wschód.
Ku Makarskiej.