Głód zaczyna mi doskwierać. Kończymy wizytę.
Wychodzimy.
Wchodzimy do pierwszej przyzwoicie wyglądającej knajpki nieopodal parku.
W witrynie obrazkowe menu
Żona wybrała sobie jakiś zestaw katalońskich mięs, ja chce czegoś co znam.
Patrzę. Są jakieś
krokietos. Biorę. Kelner zniechęca mnie do zamówienia tego dania, bo podobno to malutka porcja.
Siedzialem wygodnie z wielkim kuflem, nie chciało mi sie wychodzić, żeby zobaczyć obrazkowe menu, więc zerkam na spis dań i widzę, coś co brzmiało jakoś tak
....pulpetos..... Myślę sobie, to chyba też lubię, w dodatku w sosie pomidorowym. Dawaj amigos, bo zaraz zjem Twoją koleżankę !!!
Żona dostaje swoje, zajada z apetytem. Po chwili przynoszą mi jakąś michę z sosem, kładą pod nos, odsuwam na bok, czekając na moje pulpety
Żona w pewnym momencie zaczyna płakać ze śmiechu, bo wie,że jak na stole jest jedzenie, które po krótkiej reanimacji może ze stołu spieprzyć, to ja mam 200 na godzinę z takiego miejsca.
Wpatruję się w ten sos, bo dostałem taką breję.
a tam................
Pająki
Głęboko ukryte.
Pulpo to ośmiornica !!!
Ja chciałem to........
Uczmy się języków, bo będziemy chodzić głodni.
Na szczęście do tego była świeżutka, pokrojona bagietka. Zjadłem bagietkę za 30 złotych
Idziemy dalej...........
Do metra.
CDN