Dzień 21
05/10/2007 piątek
odległość: 140 km
trasa: Sv Stefan - Cetinje - Lovcen - Sv Stefan
Kolejny dzień odpoczynku oznacza kolejny leniwy poranek
. Dziś w planie mamy jednak również dalsze zwiedzanie, stąd nieśpiesznie opuszczamy pokój koło 11:00 i odpalamy nasz samochód. W tym też momencie pojawia się dylemat etyczno-strategiczno-moralny
Hotelowy parking znajduje się dokładnie przy krawędzi Magistrali, która w tym miejscu jest wygięta na zakręcie, to też jej środkiem biegnie w tym miejscu ... ciągła linia
. Włączenie się do ruchu w kierunku południowym, bezpośrednio z parkingu, nie stanowi problemu, gdyż parking jest 'po stronie morza'. My jednak chcemy dziś jechać ku północy. Wszyscy inni goście hotelowi, jak wynika z uprzednich obserwacji, bez żadnych zahamowań, z piskiem opon i rykiem silników ruszają z parkingu i w ciągu ułamku sekundy pokonują rzeczoną ciągłą linię. Mnie jednak spotkanie trzeciego stopnia z władzą pod Dubrownikiem głęboko zapadło w pamięci i mimo, że kraj już inny, to teraz nie mogę się zmóc do podobnego manewru
Stąd, prawdopodobnie jako jedyni goście w historii istnienia tego hotelu, elegancko i przepisowo ruszamy w kierunku południowym, aby po przejechaniu kilku metrów odbić w prawo w drogę do centrum Sv Stefana i dopiero na niej wykonać manewr nawrotu, zwieńczony wjechaniem na Magistralę w kierunku północnym na skrzyżowaniu, gdzie linia jest przerywana. Manewr musi być istotnie egzotyczny, bo kiedy czekam na owym skrzyżowaniu na 'przerwę' na Magistrali pozwalającą na włączenie się do ruchu i kątem oka spoglądam w kierunku recepcji, to widzę, że cała obsługa z dużym zainteresowaniem, a może politowaniem, przygląda się naszemu pietyzmowi w zakresie przestrzegania przepisów ruchu drogowego
.
Droga do, przez, i za Budvę mija sprawnie. Przed Kotorem odbijamy w prawo kierując się na starą szosę wiodącą do miasta 'wierzchem' znajdującego się tu masywu, a nie tunelem. Kawałek dalej, odbijamy znów w prawo, tym razem na słynną drogę widokową wijącą się zakosami po zboczu górującym nad południowo - wschodnim krańcem Boki Kotorskiej. Trasa ta wiedzie nas dalej aż do dawnej stolicy Czarnogóry, czyli miasta Cetinje. Na odcinku do wsi Krstac jest szczególnie piękna i widokowa, gdyż z każdym pokonanym zakrętem unosi się coraz wyżej i daje coraz pełniejszy widok na całość Boki Kotorskiej. Dzisiejsza pogodna, acz ładna i względnie bezchmurna, nie jest chyba optymalna do uzyskania idealnego widoku, gdyż mamy wrażenie, że w powietrzu unosi się coś w rodzaju bardzo delikatnej mgiełki, która lekko rozmywa obraz i redukuje poczucie głębi
. Nie narzekamy jednak, wszak mogłoby być o wiele gorzej
. Sama droga ma bardzo dobrą nawierzchnię, jest jednak raczej wąska i ma ostre i strome zakręty. Z jednej strony można by rzec, że jest lepsza od drogi na Sv Jure, z drugiej zaś trzeba pamiętać, że jest ona ogólnodostępna, stąd wszelkie mijanki, zwłaszcza z większymi pojazdami, muszą być wykonywane z dużą dozą ostrożności
Boka Kotorska
Nasz plan zakłada zrobienie koła, czyli odbicie we wsi Krstac w drogę prowadzącą południowym brzegiem Lovcenu aż do samego szczytu, dalej pojechanie do Cetinje i powrót północnym brzegiem parku do punktu startowego. Planujemy również zjechanie w dół do Kotoru tą samą drogą, którą teraz wspinamy się, gdyż jak wieść gminna niesie, widoki na Bokę przy zjeździe są ładniejsze od tych jakimi można raczyć się przy podjeździe. Szybko jednak nasz plan ulega modyfikacji, ponieważ owej 'południowej drogi podejścia na Lovcen' nie odnajdujemy, co zmusza nas do jechania dłuższą i okrężną 'drogą północną'
. Nie wiemy, czy było to zwyczajne nasze przeoczenie czy też nawierzchnia tej drogi była na tyle podła, że skojarzyła nam się raczej z lokalną szutrówką, a nie z drogą na szczyt. Główny skutek tej zmiany jest jednak znaczny, gdyż zjazd do Kotoru zmuszeni jesteśmy sobie zostawić na inną okazję
, a to oznacza, że widoków 'zjazdowych' nie dane nam będzie dziś podziwiać
.
Jadąc 'północnym szlakiem' do Cetinje dochodzimy do wniosku, że z racji pory oraz narastającego głodu warto by było coś zjeść. Ku naszemu zdziwieniu, wzdłuż całego tego odcinka panuje swoista pustynia gastronomiczna
. We wioskach Vrba i Njegusi napotkane pojedyncze małe przybytki gastronomiczne serwują tylko
syr, co przy konserwatyzmie jedzeniowym naszej młodzieży nie stanowi opcji możliwej do zaakceptowania. Dopiero w Cetinje udaje nam się znaleźć 'normalną' restaurację
, zresztą bardzo miłą i ciekawie położoną, bo zaledwie jakieś 100 - 200 metrów od pałacu prezydenckiego, a zarazem przy samej głównej ulicy, którą wjeżdża się do miasta jadąc od strony Kotoru. Młody kelner solidnie przykłada się do swojej pracy, dzięki czemu końcowy obraz, jaki wynosimy z lokalu jest bardzo pozytywny
. Jedząc obiad mimowolnie słyszymy jak siedzący obok anglojęzyczni turyści wypytują go o jego stosunek do świeżo odzyskanej czarnogórskiej niepodległości. Odpowiedzi są pełne entuzjazmu i radości, a jedno słowo spośród wszystkich przez niego wypowiedzianych, które szczególnie zapisuje się w mej pamięci, to 'nareszcie'
...
Same miasto, będące historyczną stolicą Czarnogóry, obecnie jest wiodącym ośrodkiem akademickim kraju. Jedno połączone z drugim daje to, że w Cetinje można wyczuć silnego ducha niepodległości czarnogórskiej
. Przy głównych ulicach miasta widać sporo kawiarni, które o tej porze dnia oblegane są przez brać studencką. Budynki dawnych poselstw dyplomatycznych rozsiane po centrum spełniają dziś nowe funkcje i pozostają w różnym stanie utrzymania. Miasto jest raczej małe i nie ma w nim zbyt wiele do zwiedzania. W porównaniu z Budvą można rzec, że jest wręcz mocno prowincjonalne. Dla odmiany, w porównaniu z Zabljakiem sprawia wrażenie cywilizowanego i rozbudowanego. Jedno jest pewne, jako punkt postojowy w drodze 'do' lub 'z' Lovcenu warto tu zajrzeć na chwil kilka.
Kiedy po wyjściu z restauracji robię pamiątkowe ujęcia lokalu i okolicy, pałac prezydenta Czarnogóry mając 'rzut beretem' od siebie, z pobliskiej kawiarni dobiega mych uszu znajoma muzyka. Od razu wiem kto jest wykonawcą i co to za utwór
W pierwszym momencie trochę jestem w szoku i nie potrafię zrozumieć, że TO tu grają. Ale po chwili namysłu, wspominając niedawne słowa młodego kelnera, stwierdzam, że w sumie da się to logicznie wytłumaczyć
. Zwłaszcza, kiedy poszuka się wspólnego mianownika, jakim w tym wypadku bez wątpienia będzie 'antymiłość' do dawnej wielkiej siostry Serbii. Wykonawcą jest bowiem MPT, a utworem granym na 'pełen regulator' jest
Bojna Cavoglave
Ostatnia rundka samochodem po mieście i kierujemy się na Lovcen. Znak znajdujący się kawałek za miastem informuje, że do przejechania mamy 20 km. Droga dobra, wręcz bardzo dobra. Nawierzchnia równa, zakręty są bo być muszą, podjazd łagodny, szerokość na dwa samochody, ekspozycji po bokach brak. W miarę zdobywania wysokości zza drzew zaczyna być coś widać. Jazda mija sprawnie, bo dobra droga nie wymusza ekstremalnie niskich prędkości. Dopiero pod samym szczytem robi się trochę bardziej stromo, ale bez przesady. Małżonka ma, która po doświadczeniach ze Sv Jure pomysł wjechania tu samochodem przyjmowała z dużą obawą, na zakończenie podjazdu stwierdza, że było spokojnie. Innym dowodem na to, jaka to droga, niech będzie fakt, że na końcowym parkingu napotykamy wycieczkę seniorów z Austrii, która wjechała tu zaparkowanym kilka metrów dalej ... autobusem wycieczkowym
widok z drogi ... Stirovnik
Z parkingu do mauzoleum Njegosa znajdującego się na szczycie góry Jezerski vrh, na wysokości 1660 m n.p.m., wiodą schody, a dokładnie 469 stopni
Lwia ich część prowadzi tunelem wykutym z skale. Z powodów oczywistych, celem przetransportowania Jasia, wybieramy wariant nosidełkowy, Lenka zaś dzielnie idzie sama o własnych siłach, asekurowana jedynie przez Małżonkę za pomocą szelek. Schody pokonujemy spokojnym tempem, a nagrodą za ich zdobycie jest piękny widok rozciągający się z samej góry
. Warte podkreślenia jest też to, że dla Lenki i Jasia, górali z zakopiańskim dolinowym stażem, jest to pierwszy górski spacer na takiej wysokości
dolny koniec schodów
widok na parking
Mauzoleum na szczycie zbudowano w latach 1951 - 1974. Ocena jego stylu to rzecz gustu, nam się akurat względnie podoba
, zwłaszcza że kamienny budulec użyty do jego wzniesienia dobrze harmonizuje z kamiennym otoczeniem. Przed wejściem, na straży, stoją dwa duże posągi, ale dopiero rzeźba w środku wzbudza respekt. Pomnik wykonany z litego czarnego granitu, o wysokości 3,74 m i wadze 28 t musiał jakoś tu trafić
Widać jednak, że władza ludowa, która zdecydowała o wybudowaniu tu mauzoleum miała pomysł jak się z takim pomnikiem uporać
. Na tyłach budynku znajduje się krypta, w której wedle opisu spoczywa ten, dla upamiętnienia którego wybudowano to miejsce. Dalej z tyłu jest jeszcze kamienny chodnik poprowadzony grzbietem zbocza ku platformie widokowej, z której, wedle przewodnika, w pogodny dzień można dostrzec prawie całą Czarnogórę. Dziś w powietrzu 'coś' się jednak unosi, a przynajmniej my mamy takie wrażenie, więc aż tak daleko wzrokiem nie dosięgniemy
. Widzimy natomiast bardzo dobrze wieś Njegusi leżącą w dole i okalającą swą zabudową zielony 'krater' uprawnej ziemi. Trochę dalej i patrząc w innym kierunku można dostrzec również Cetinje, wyglądające z tej perspektywy jak oaza na pustkowiu. A już całkiem blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki, nad okolicą króluje szczyt Stirovnik mający całe 1749 m n.p.m.
mauzoleum od frontu
my zdobywcy
granitowy pomnik Njegosa
tylni chodnik i taras widokowy
widok prawy ...
widok lewy ...
... i panorama z nich sklejona
wieś Njegusi z daleka
wieś Njegusi z bliska
widok na Cetinje w oddali
mauzoleum od tyłu
tunel
wersja poglądowa ... po lewo Cetinje, po prawo droga dojazdowa
wersja pełnowymiarowa
Po dotarciu do samochodu robimy sobie mały odpoczynek, a następnie spokojnie ruszamy w drogę powrotną do Sv Stefana. Zjazd w dół dostarcza nowych doznań estetycznych, gdyż słonko operuje już pod innym kątem niż w trakcie podjazdu. W Cetinje odwiedzamy jeszcze stację benzynową, wszak samochód też trzeba od czasu do czasu nakarmić. Wyjeżdżając z miasta i kierując się na Budvę mijamy dużą ilość placów z używanymi samochodami. Wychodzi na to, że Cetinje pełni jeszcze jedną ważną funkcję, a mianowicie zagłębia motoryzacyjnego
. Zbliżając się do wybrzeża droga zaczyna zakosami opadać w dół, a na horyzoncie pojawia się Budva. Z punktu widokowego staramy się wypatrzyć mury Cytadeli na starówce, a w myślach odtwarzamy widoki, jakie widzieliśmy patrząc dwa dni temu w stronę miejsca, gdzie dziś stoimy.
widok na Budvę
Do hotelu docieramy już po zmroku. W części restauracyjnej panuje dziwny ruch i ożywienie. Po bliższej obserwacji widać, że część stolików została złożona celem wygospodarowania większej wolnej przestrzeni. Jak nic, szykuje się tu dziś jakaś impreza taneczna
Będąc w pokoju znajdującym się bezpośrednio pod częścią restauracyjną, przez najbliższy czas nasłuchowo bierzemy udział w dalszych przygotowaniach. O godzinie 21:00 zaczyna grać muzyka. Początkowo przez około dwie godziny lecą światowe taneczne przeboje, potem repertuar zawęża się do wykonawców bałkańskich. Wbrew pozorom, nasz wieczorny rytuał nie ulega zakłóceniu i przed godziną 23:00 młodzież wraz z Małżonką twardo śpią, niewzruszeni odgłosami dobiegającymi od strony sufitu. Ja jeszcze trochę dziergam coś przy komputerze, wszak wszelkie zapiski i statystyki wycieczkowe trzeba wyprowadzić na prostą zanim ponownie wpadniemy w wir jazdy połączonej z codzienną zmianą miejsca noclegowego. Zamiast muzyki słuchanej przez słuchawki dziś mam darmowy koncert na dachu naszego pokoju
. Kiedy idę spać trochę po północy, dźwięki dziarsko płyną dalej ... nie wiem jak długo jeszcze, bo wkrótce zasypiam
...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.