Dzień 15
13/09/2008 sobota
odległość: 90 km
trasa: Sozopol - Nessebar
Trzy dni spędzone w Sozopolu w zupełności wystarczyły nam na poznanie tego, co na tym odcinku bułgarskiego wybrzeża było dla nas interesujące. Oczywiście można by jeszcze kilka dni tu spędzić i poleniuchować, wszak warunki kwaterunkowe były bardzo dobre, a i plaża bardzo w porządku, ale nas zew nowych wrażeń wyganiał już dalej, w kolejne miejsce ...
Ponieważ do przejechania mamy bardzo niewiele, stąd poranne pakowanie prowadzimy ze spokojem i bez pośpiechu. Młodzież stara się pomagać zbierając swoje klamoty z różnych stron pokoju, ale do noszenia nie ma jak ich zaangażować z racji długiego korytarza i małej windy. Noszę więc sam, starając sobie wyobrazić jak to będzie w przyszłości, kiedy część zadań logistycznych będę mógł już im delegować . Oddajemy klucze i żegnamy się z synem właściciela, dziękując za miły pobyt. Spod hotelu ruszamy punkt 12:00 i obieramy dobrze nam znany kierunek na Burgas.
nasz pokój
recepcja i młodszy właściciel
ostatnie spojrzenie na hotel
Nim jednak tam dotrzemy, zjeżdżamy na krótki rekonesans do małej miejscowości Cernomorec położonej kawałek na północny zachód od Sozopola. Mieścina jest raczej typowa dla wielu podobnych położonych wzdłuż wybrzeża i stanowiących dostępną alternatywę dla tych, którzy stronią od większych kurortów i wolą odpoczywać w bardziej kameralnych okolicznościach. Zamiast większych hoteli czy apartamentowców dominują tu domy jednorodzinne, w których znajdują się kwatery wynajmowane przyjezdnym. O ile główne ulice są odbajerowane, o tyle w bocznych można poczuć bardziej spartańskie klimaty. To, że przyjechaliśmy właśnie tu, to nie przypadek, tylko wynik sentymentu. Mając całe 3 lata, co miało miejsce już dość daaaawno temu , byłem tu na wakacjach z rodzicami. Hałaśliwym, żółtym maluchem, ze ślizgającym się prawie od samej Warszawy sprzęgłem i naderwanym na dunajskim promie tłumikiem, dotarliśmy do jednego z takich domów, gdzie mieliśmy wykupione wczasy. Kilka 'fotografii' z tej kwatery wciąż mam przed oczami . Pokój był na parterze, przed domem był całkiem spory, zacieniony drzewami ogród, po jednej stronie działki biegła boczna uliczka, po drugiej taka trochę większa, a w pobliżu był klockowaty sklep, w którym mama kupiła plastikową miskę, którą do tej pory jeszcze czasem używa . Gdzieś dalej były schody prowadzące do plaży, całkiem jak te, które można zobaczyć w relacji jackie'go . Uwzględniwszy upływ lat i mój wtedy małoletni wiek, pamiętam niby dużo, ale w sumie niewiele, zwłaszcza jeśli teraz próbuję odnaleźć to miejsce . Pierwsze podejście było zrobione już w 2006 roku, ale zakończyło się porażką. Teraz troszkę jeździmy tu i tam, ale też zanosi się na kolejną klapę. Mieścina niby mała, ale układ ulic nie jest zbyt regularny, więc bez mapy łatwo coś przeoczyć. Na trzecie podejście będę musiał sobie szczegółowy plan ulic wydrukować, typując potencjalne miejsca na mapie, a wtedy mam nadzieję, że uda się wreszcie odnaleźć to miejsce z dzieciństwa ...
wjazd do Cernomorca
odnowiona główna ulica
na przystani
zabytkowy Wartburg
ulica wzdłuż zatoki
Z poczuciem niedosytu opuszczamy Cernomorec i udajemy się w dalszą drogę. Przejeżdżając przez Burgas, po raz pierwszy w trakcie tej wyprawy, karmimy nasz automobil bułgarskim paliwem, a kawałek za miastem mijamy po lewo niepozornie wyglądające lotnisko, na które przylatuje sporo czarterów z podróżnymi spragnionymi słońca. Wzdłuż morza jedziemy na północ, pokonując bodajże najbardziej nudny widokowo kawałek bułgarskiego wybrzeża. Po jakimś czasie odbijamy w prawo, kierując się znakiem wskazującym na Nessebar. Przejeżdżamy przez nową część miasta, aby po chwili wąskim nasypem, uwiecznionym na większości pocztówek, przejechać obok zabytkowego wiatraka i wjechać do starej części miasta, znajdującej się ongiś na wyspie, dziś za sprawą rzeczonego nasypu przekształconej w półwysep . Rzecz jasna nie wjeżdżamy w środek starówki, tylko odbijamy w lewo i wzdłuż północnego nabrzeża jedziemy dalej, wypatrując naszego dzisiejszego azylu. Wybór hotelu nie był przypadkiem, lecz owocem bardziej wyszukanej strategii . O ile w Sozopolu, zgodnie z założeniami, nocleg miał być blisko plaży, o tyle w Nessebarze miał być w starej części miasta, z ładnym widok na rzeczoną starówkę i/lub morze. Preselekcja ujawniła trzy obiekty spełniające te wymagania, zapewniające parking, oraz mieszczące się w rozsądnych ramach cenowych, zaś indywidualna wymiana mailowa jako zwycięzcę wyłoniła hotel Stankoff http://www.hotelstankoff.com/ . Dwupokojowy apartament ze śniadaniem, w cenie 40 EUR za noc, w praktyce okazuje się dość zwarty w sensie ilości przestrzeni, ale wiernie oddający wizerunek zaprezentowany na stronie internetowej, z efektownym widokiem z okna balkonowego na przystań rybacką oraz Słoneczny Brzeg w oddali. Co ciekawe, ale też ważne w kontekście innych elementów pobytu, pan właściciel witający nas zaraz po przyjeździe, z języków obcych zdecydowanie woli używać francuskiego niż angielskiego, acz i w tym drugim jak ktoś będzie musiał to mam wrażenie, że też się z nim dogada ...
droga wzdłuż morza ...
... i płaskie widoki
wjazd do nowej części Nessebaru
pierwszy widok na półwysep
kultowy nessebarski wiatrak
wrota starego Nessebaru
wzdłuż północnego nabrzeża
Jedyny minus to fakt, że budynek jest zbudowany trochę po chorwacku , czyli na zboczu, gdzie parking znajduje się na samym dole, parter części hotelowej na wysokości de facto drugiego piętra, a pokoje odpowiednio jedno lub dwa piętra wyżej. Jako że planujemy spędzić tu trzy kolejne noce, toteż na górę trafić musi szerszy, pobytowy asortyment naszych klamotów, a to w linii prostej oznacza, że z rozładunkiem mam lekko pod górę... dosłownie i w przenośni . Tak czy inaczej, chodzenie po schodach z mniejszym lub większym obciążeniem zajmuje mi lekko ponad godzinę, a w tym czasie Małżonka z młodzieżą rozpakowują dostarczane bagaże po różnych kątach naszego małego apartamentu. Wygłodniali postanawiamy nie marnować czasu na dalsze poszukiwania, tylko o godzinie 16:00 meldujemy się w hotelowej restauracji, gdzie mija nam kolejna godzina z lekkim okładem. Ciekawostką niech będzie i to, że formalnie owa część gastronomiczna, co można wnioskować po wyglądzie napisów na ścianie budynku, zwana wcześniej restauracją, obecnie nosi miano snack baru . Widać jakaś magiczna ręka koncesyjno-administracyjna działa i tu, podobnie jak w naszej krainie nad Wisłą, gdzie obiekty noclegowe wzdłuż głównych szlaków komunikacyjnych miast po ludzku być określane jako MOTEL posiadają różne wymyślne substytuty w stylu WOTEL, MOTELik, itp. Jedzenie nie jest może wybitne, a na pewno nie jest też tanie, bo za dość skromny obiad płacimy prawie 100 PLN , ale ... widok jaki rozciąga się z ogródka położonego przed hotelem skutecznie nam te mankamenty wynagradza. Zza pobliskich łodzi rybackich przycumowanych wzdłuż brzegu przebija zarys Słonecznego Brzegu oraz Sv Vlasa położonych po drugiej stronie zatoki ...
zgłodniały Jaś ...
... i spragniona Lenka
hotel Stankoff en face
łódki ...
... a w tle Sv Vlas
widok na port
widok na Słoneczny Brzeg
Najedzeni, lekko po godzinie 17:00 wyruszamy na nasz spacer po starówce. W tym celu cofamy się wzdłuż brzegu do zwieńczenia nasypu łączącego dawną wyspę ze stałym lądem, aby przez główną bramę miejską wkroczyć oficjalnie do Nessebaru. Trzymając się głównej uliczki odbijamy lekko w lewo i idąc generalnie wzdłuż linii prostej przecinamy miasto z zachodu na wschód. Mijamy małe cerkwie oraz domy o charakterystycznym biało-brązowym kolorycie. Część z nich wygląda na dość autentyczne, leciwe, kamienno-drewniane konstrukcje, reszta sprawia wrażenie współczesnych, odpowiednio stylizowanych podróbek. Niestety w wielu miejscach, zbyt wielu miejscach , domy widać jedynie na poziomie dachów i pierwszego piętra, bo partery są szczelnie zasłonięte. Można odnieść wrażenie, że wszyscy sklepikarze jak jeden mąż wyszli ze swym towarem ze swych sklepików, umieszczonych w parterach i podwórkach, na wąskie chodniki biegnące wzdłuż ich domów, aby towar lepiej wyeksponować przechadzającym się turystom . Nie ma, co prawda, natarczywego zaczepiania czy nagabywania do zakupu, ale z drugiej strony wszelakie standy czy wieszaki zajmujące przestrzeń na ulicy skutecznie zasłaniają elewacje domów, wprowadzając również do tego biało-brązowego środowiska tęczę dodatkowych, psujących harmonię kolorów . O ile występowanie typowo turystycznych pamiątek można zrozumieć i zaakceptować, o tyle obecność szerszej grupy produktów tekstylno-galanteryjnych wydaje się być wątpliwej słuszności. Drobny handel w takich miejscach to nieodzowna rzecz. Ważne jednak, aby występował we właściwych proporcjach. Tu chyba 'rozlał się' zbyt bardzo, skutkiem czego w wielu miejscach, zwłaszcza tych położonych bliżej głównej bramy, ulice zbyt bardzo przypominają bazar lub kiermasz różności ...
baszta
brama główna
boczna uliczka
cerkiew
kraina brązu i bieli
cerkiew
kramy
ruiny w centralnej części starówki
Przemierzając wąskie uliczki nie sposób nie słyszeć mowy ojczystej . Nasi są niemal wszędzie, wychodzą jak zombie zza każdego narożnika . Przejawów zachowań nagannych brak . Widać również, że Nessebar musi być popularny wśród naszych południowych sąsiadów, wszak doczekał się czeskiej piwiarni. Czy picie swojego piwa na zagranicznych wakacjach ma sens to już inna kwestia, ale skoro takowy lokal powstał, to mówiąc górnolotnie, widać musiał być na niego popyt . Im dalej od bramy tym robi się ciszej, spokojniej, a kramy stopniowo zanikają. Można wreszcie poczuć klimat miasta i spoglądać na kompletne konstrukcje domów, od kamiennych dołów, po drewniane góry. Jaś biorąc przykład z braci Czechów wyciąga rodzimą smakową wodę mineralną zabraną z Warszawy i kultywując język ojczysty oddaje się lekturze literatury fachowej . A za którymś tam rogiem dostrzegamy z Małżonką rzeczy, acz dwie różne, które nas dziwią i skłaniają do refleksji. Małżonka wchodzi do sklepu z pamiątkami i odkrywa, że urządzony jest on ... w dawnej cerkwi, dziś oczywiście nie pełniącej swej roli . Jest ździebko zbulwersowana, że to przecież zabytek, a tu miast być zabezpieczony dla potomności to pełni rolę nory kramiarskiej . Podczas gdy Ona odkrywa cerkiew-nie-cerkiew, ja dostrzegam zaparkowany samochód przybyły tu z Rosji. Niby nic takiego, ale kierownicę ma po prawej stronie, co wskazywałoby na jego pochodzenie z rynku japońskiego. Z tego co widziałem w różnych relacjach, tego typu pojazdy są normą w dalekich regionach wschodniej części Rosji. Ten jednak, sądząc po rejestracji, jest 'jedynie' z Moskwy, ale i tak kawałek miał do przejechania ...
czeska piwiarnia
dom maskowany straganem
typowa wąska uliczka
Emona
Jaś patriotycznie pije i czyta
przybysz z daleka
Po dotarciu do wschodniego krańca wyspy rzucamy okiem z północnego brzegu na Sv Vlas majaczący w oddali, po czym przemieszczamy się do południowej części i wzdłuż jej brzegu rozpoczynamy marsz powrotny ku zachodowi. Tu dla odmiany stwierdzamy obecność swoistego zagłębia gastronomicznego w postaci licznych knajp i restauracji, oferujących wraz z posiłkiem widok na morze gratis. Restauratorzy zdają się wyznawać inną zasadę niż sklepikarze, bo prawie z każdej jadłodajni, koło której przechodzimy, ktoś wyskakuje i próbuje nas zachęcić do zajęcia miejsca. Dziś nie mamy na to już ani ochoty ani budżetu, ale obiecujemy sobie, że wpadniemy tu jeszcze przed wyjazdem. Południowa plaża to wąski pasek piasku, na dokładkę średnio czystego, generalnie nie budzącego przesadniego pożądania spędzania na nim czasu. Zachodnio-południowy narożnik wyspy to zaś słusznej wielkości bazar , rozmieszczony wkoło terminalu portowego dla statków turystycznych zawijających do miasta. Kramiarska infrastruktura, podobnie jak ta na zakopiańskich Krupówkach, stylizowana jest na lokalne rozwiązania architektoniczne, ale i tak zachwycać się nie ma czym . Szczęście w całym nieszczęściu polega na tym, że ten przybytek znajduje się trochę na uboczu starej części miasta, więc nie szpeci nadto jej wyglądu, a przy odrobinie szczęścia miasto można zwiedzać tak, żeby o istnieniu bazaru nie mieć nawet pojęcia .
widok na Sv Vlas
knajpa na falochronie ...
... i bardziej klasyczna mehana
stare i nowe
plaża i widok na południowy brzeg wyspy
Na horyzoncie widać duży statek wycieczkowy odpływający od nabrzeża. Budzą się wspomnienia i skojarzenia z Dubrovnikiem , nasuwają porównania. Tak jak ten statek wygląda na mniejszy od tych widzianych na wodach w okolicach 'perły Chorwacji', tak i sam Nessebar jest sporo mniejszy od Dubrovnika, mimo że w obiegowych opiniach często można natknąć się na próby zestawiania tych dwóch miast w synonim. Używając chorwackich analogii, pomijając wszelkie oczywiste różnice w stylach architektury czy meandrach historii, Nessebar prędzej można równać z Trogirem czy Korculą z racji wielkości, podobnej kameralności, i mnogości wąskich uliczek. Podobnie jak w wypadku dwóch wymienionych chorwackich miast, stosunkowo łatwo można 'poczuć klimat' tu panujący, a na obejście całości wystarczy kilka kwadransów. Z Dubrovnikiem wspólny mianownik można zaś ustawić na pojęciu nadmiaru ... tam towarzyszących nam turystów, tu nadreprezentowanego handlu ulicznego ...
Kuszeni poświatą zachodzącego słońca skrytego w chmurach nad stałym lądem, zapuszczamy się na nasyp łączący wyspę z resztą BG . Lenka szukając nowych wrażeń postanawia przejść się po murku odgradzającym ulicę od deptaku dla pieszych. Po osiągnięciu stałego lądu, z powrotem wracamy drugą stroną nasypu, zatrzymując się na chwilę obok kultowego nessebarskiego wiatraka. Co jakiś czas mijają nas wagoniki długich spalinowych kolejek, dowożące kolejne porcje letników stacjonujących w nowej części miasta czy Słonecznym Brzegu, a przybywających tutaj na wieczorne zwiedzanie i spacery. To miejsce i te okoliczności przywodzą nam kolejne wspomnienie, tym razem bułgarskie z 2006 roku. Przybywając tu tamtym razem, samochód zostawiliśmy na parkingu w nowej części miasta i nasyp pokonywaliśmy, podobnie jak dziś, na piechotę. Kiedy Lenka zobaczyła pierwszą kolejkę wpadła w szał radości i stojąc jak wryta przez dłuższą chwilę obserwowała mijające nas wagoniki, wykrzykując z niewinną radością, typową dla trzyletniego dziecka 'tatusiu, ciuuuchcia ... widziałeś ... ciuuuchcia ... widziałeś '. Dziś zdaje się reagować bardziej racjonalnie, uspokojona obietnicą, że któregoś dnia tą ciuchcią się przejedziemy ...
zabytkowe ruiny
Lenka na murku
kultowy nessebarski wiatrak
widok na Nowy Nessebar (po lewo) i na Słoneczny Brzeg (po prawo)
Zapadający zmrok skłania nas do decyzji, aby jeszcze raz przekroczyć bramę miasta i zobaczyć jego wieczorne oblicze. Jest też i drugi cel, bardziej przyziemny i materialny. Pomna zakupów z poprzedniego pobytu, Małżonka zamierza zakupić skromny zapas kosmetyków wyprodukowanych przy użyciu ... płatków róż hodowanych w odwiedzanych kilka dni temu rejonach centralnej Bułgarii. Wybór jest szeroki, ale my wiemy, czego szukamy. Upatrzywszy stoisko, które zawiera pożądane specyfiki, Małżonka przystępuje do dokładniejszej lustracji dostępnych dóbr. Kiedy okazuje się, że określonego rodzaju błyszczyka do ust nie ma na stanie w wystarczającej ilości, pan sklepikarz prosi nas o chwilę cierpliwości, po czym zostawia nas samych przy swoim stoisku i biegnie na drugi koniec ulicy, aby po chwili powrócić z brakującymi opakowaniami. Rzecz jasna nie robi tego bezinteresownie , ale i tak miło z jego strony. Mnie jednak zastanawia najbardziej to, że nie bał się zostawić nas sam na sam ze swym towarem . Tak nam ufał czy może miał wystarczającą pewność, że gdyby co, to (żywi ) daleko mu nie umkniemy ...
MAPA ...
... ogląda ...
... i wybiera ...
... różane kosmetyki
Ruszamy dalej wieczornymi uliczkami, tyle że teraz przywodzą one nam raczej wspomnienia z czarnogórskiej Budvy. Pan kucharz w śnieżnobiałym stroju zachęca do odwiedzenia swojego lokalu. Kawałek dalej spora ekspozycja kusi do zakupu bułgarskiego rękodzieła, w tym glinianych garnków jak ten kupiony na przedmieściach kosovskiej stolicy Prisztiny. Gdzieś z boku, samotna babinka siedzi obok rozwieszonych obrusów i serwet własnej produkcji. W natłoku podobnych, te jej odróżniają się od reszty. Małżonce zapalają się iskierki w oczach, po czym wiem, że z pustą ręką stąd nie odejdziemy . Wybór pada na ażurową, ręcznie tkaną serwetę z motywami delikatnie różowych róż rozsianych po jej powierzchni, która jak ulał będzie pasowała do porcelanowego koszyczka z tym samym motywem, wygranego kilka miesięcy wcześniej na festynie dobroczynnym w przedszkolu u Lenki . Na powrocie, dla zachowania sprawiedliwości społecznej w naszej rodzinie , w cieniu silnego dylematu etyczno-moralnego , na jednym ze stoisk, wyglądającym jak żywcem przeniesione z Ptaka (dla niewtajemniczonych, chodzi o olbrzymie targowisko tekstylne znajdujące się pod Łodzią), sam dokonuję zakupu czerwonych gatek w kratkę, które przez kilka kolejnych sezonów letnich będą mi przypominały o naszym pobycie w tym mieście ...
biały jak Okrasa ... prawie
pamiątki etniczne
nessebarska 'filia' Ptaka ...
Gdy docieramy do pokoju, za oknem ... zaczyna padać deszcz . Licząc od naszego wyjazdu z Warszawy to pierwsze takie zdarzenie na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni. Nie ma więc co narzekać. Miejmy nadzieję, że do rana przejdzie i nie będzie oznaką początku końca dobrej pogody . Wyciągam komputer celem zgrania kolejnej porcji zdjęć oraz ... spojrzenia na obrazki utrwalone podczas naszego pobytu w Cernomorcu i Nessebarze dwa lata temu ...
zachodzące słońce w Cernomorcu
pierwszy widok na Nessebar ... i nasz parking po prawo
Lenka zdobywczyni
widok z nasypu
brama miejska widziana od wewnątrz
starówka
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.