Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
No proszę ja Was :D:D wielkie gratulacje We w piątkę będziecie świat zdobywać.... o samochodzie już było więc nie bedę powtarzał... Zdrowia życzę i wielkiej radości .
Przeczytałem ostatnie odcinki .... fantastyczny dokument, ale nic więcej powiedzieć nie mogę, bo nie byłem w tamtych stronach, ale opisujesz PAPo wszystko bardzo dokładnie, no i zdjęcia... jakbym tam z Wami był
Leszek Skupin napisał(a):Przeczytałem ostatnie odcinki .... fantastyczny dokument, ale nic więcej powiedzieć nie mogę, bo nie byłem w tamtych stronach, ale opisujesz PAPo wszystko bardzo dokładnie, no i zdjęcia... jakbym tam z Wami był
Leszku,
Dzięki za słowa uznania ... myślę, że aż tak fantastycznie nie jest, ale najważniejsze, że Ci się podoba ...
Leszek Skupin napisał(a):Rysio to się w głowę pukał jak na Ukrainę jechałem ale pojechałem, zobaczyłem i wróciłem cały więc nic Rysiowi nie będę mówił ciiiiii
Wczorajszy dzionek zakończyliśmy koło północy, więc dziś rano chętnych do wstawania brak . Ostatecznie jakimś sposobem zwlekamy się z łóżek, ale skutek tego jest taki, że spod hotelu wyruszamy dopiero kilka minut przed godziną 11:00. Plan dnia jest jednak tak skonstruowany, że wszelkie atrakcje do zwiedzania przewidziane są na jego pierwszą część, a na drugą zostaje nam tylko ponad 200 km do przejechania. Zatem, jeżeli nawet na miejsce dotrzemy po zmroku to tragedii nie będzie . Niebo jest lekko zachmurzone, ale na opady się nie zanosi. Za to temperatura jest nadal jak należy .
pokój
łazienka
Jaś w Lenkowej opasce
papa z panią recepcjonistką
samochód i okno naszego pokoju tuż pod napisem hotel
Nim udamy się w dalszą drogę, tradycyjnie już dokonujemy małego objazdu miasta, w tym miejsc, do których wczoraj nie zdążyliśmy dotrzeć piechotą. Na początek udajemy się na punkt widokowy na domy, wspominane już w poprzednim odcinku, ulokowane na zboczu opadającym do rzeki Jantary. Wedle opisów najlepszy widok jest spod dużego pomnika znajdującego się w parku Asenovci. Samochodem tam jednak nie dojedziemy. Stajemy zatem w miejscu, do którego droga nas dopuszcza i stąd spoglądamy na panoramę tej części miasta. Z pewnością pora dnia nie jest optymalna i światło mogłoby być bardziej korzystne. Na obecny moment, widok jest ciekawy, ale nie powala z nóg. Zgodnie z moją perwersją, szczególną uwagę zwracam na duży budynek, chyba mieszkalny, ustawiony na wysokich słupach posadowionych w dnie doliny, którą płynie rzeka. Twór wygląda na leciwy, a jego lokalizacja mocno intryguje . Nacieszywszy oczy widokiem, zjeżdżamy w dół doliny i przejeżdżamy w te i z powrotem dwoma tunelami przebitymi pod wzgórzami, na których znajduje się oglądana przed chwilą część Veliko Tarnovo.
widok na miasto
budynek na wysokich nogach
tunele pod wzgórzami
Opuszczamy miasto, acz jeszcze nie definitywnie, i udajemy się do pierwszego oficjalnego punktu dzisiejszego programu. Jest nim mała osada, trochę większa wioska, o nazwie Arbanasi, ulokowana kilka kilometrów od Veliko Tarnovo, na wzgórzu unoszącym się nad miastem. Oprócz samego widoku na okolicę wioska znana jest jeszcze z dwóch powodów. Pierwszy powód to fakt, że Arbanasi jest żywym skansenem architektury. Wiele domów otoczonych wysokimi kamiennymi murami ma specyficzny, zabytkowy wygląd. Sęk w tym, że całość jest mało widowiskowa i całościowo nie robi oszałamiającego wrażenia, ale tropiciele tego typu zabytków powinni być jednak zadowoleni. Drugi powód to znajdująca się tu dawna willa czy raczej duża rezydencja należąca w czasach minionego systemu do bułgarskiego Wielkiego Wodza Todora Żivkova. Obecnie mieści się tu bardzo drogi hotel Arbanassi Palace http://www.arbanassipalace.bg/main/index.php?lang=en , do którego dostępu stricte turystycznego w zasadzie nie ma, ale za to widok z oddali na cały kompleks jest darmowy . W 2006 roku Arbanasi, a konkretnie hotel Winepalacehttp://www.winpalace.net/eng.html , był naszym celem po dniu podróży z Istanbulu. Kolejnego dnia rano, słoneczna pogoda uraczyła nas ładnym widokiem na Veliko Tarnovo i okolicę. Dziś, za sprawą zaciągniętego nieba, jest mniej spektakularnie . Nie mniej jednak robimy sobie krótki postój na wzgórzu z widokiem, wspominając nasz poprzedni pobyt tutaj. Sycąc oczy widokiem, posilamy się arbuzem pokrojonym w kosteczkę i zapakowanym przez Małżonkę do plastikowego zamykanego pojemnika, a młodzież spala zbędne kalorie na pobliskiej huśtawce ...
pochmurny widok na Veliko Tarnovo
Małżonka i 1/2 roczny Jaś ... rok 2006
rozradowana Lenka i gapkowaty Jaś ... rok 2006
hotel Winepalace ... rok 2006
Lenka na drabince przed hotelem ... rok 2006
słoneczny widok na Veliko Tarnovo ... rok 2006
dawna rezydencja Todora Żivkova ... rok 2006
wejście do twierdzy Carevec ... rok 2006
Powracamy do Veliko Tarnovo, mijamy twierdzę Carevec i ostatni raz przejeżdżamy przez miasto, kierując się tym razem na Gabrovo. Ten odcinek drogi jest nam już znany. W 2006 jechaliśmy nim udając się w dalszą drogę do stolicy kraju Sofii. Tym razem stolicy nawiedzać nie zamierzamy, ale mimo tego decydujemy się na ten kawałek dawnej naszej trasy. Moją uwagę zwracają rozstawione po krzakach patrole policji. W jednej z wiosek osobnik mundurowy zatrzymuje samochody ciężarowe i odsyła je na pobliski parking, a pojazdy osobowe kieruje na drogę objazdową . Początkowo alternatywna droga wygląda zwyczajnie, ale z czasem kolumna pojazdów odbija na bardziej podrzędną, a ta coraz bardziej się ... zwęża . Po chwili jedziemy asfaltowym traktem, wąskim na jeden samochód, obrośniętym po każdej ze stron krzakami ocierającymi o boki pojazdu . Droga na chwilę się rozszerza wiodąc przez pola noszące ślady niedawnego pożaru, ale szybko znów się zwęża. Oprócz oczywistego pytania, co będzie jak coś będzie jechało z przeciwka, nasuwa się równie ważkie, gdzie my tą drogą dojedziemy . Nic na szczęście z przeciwka nie jedzie, a po jakimś czasie stajemy w małym ogonku samochodów, na czele którego pan władza blokuje przejazd na skrzyżowaniu z główniejszą drogą. Na tym etapie staje się już jasne, że główną drogę będzie coś jechać, stąd obecność policji, zatrzymywanie ciężarówek, i wymyślne objazdy. Pytanie tylko brzmi ... co i ile będziemy na to tu czekali Po krótkiej debacie, kto ma pójść zapytać się pana policjanta, z misją wywiadowczą wyrusza Małżonka z Lenką. Kiedy wracają, dalej zasadniczo nie wiemy co będzie jechało, ale przynajmniej mamy jakie takie pojęcie jak długo nam się tu zejdzie . Po kilkunastu minutach wymuszonego postoju widzimy pierwsze pojazdy śmigające główną drogą, a chwilę za nimi ... rowery . Za grupką uciekinierów jedzie duży peleton, potem jeszcze kilku maruderów, dalej pojazdy obsługi ... i wreszcie pojechać możemy i my .
ulica Veliko Tarnovo
objazd drogi do Gabrova
wyścig ...
... kolarski
Mijamy Gabrovo, które niczym nie zapisuje się w naszej pamięci. Droga zaczyna wić się pod górę przez zalesione tereny, aż po pewnym czasie wyłania się wzniesienie a nim budowla na kształt wieży. My rzecz jasna znamy już ten widok i wiemy, że to coś to monument upamiętniający walki toczone przez połączone siły bułgarsko-rosyjskie z wojskami tureckimi na pobliskiej przełęczy Shipka. Wiemy również, że do monumentu można dotrzeć piechotą, zostawiając samochód tu na dole, albo można wjechać na parking znajdujący się obok pomnika. Z oczywistych względów, tak jak w 2006 tak i teraz, wybieramy tą drugą opcję . Z górnego parkingu trzeba jednak i tak wspiąć się po długim ciągu schodów, aby stanąć tuż obok strzelistej budowli. Tym razem Lenka i Jaś nie śpią tak jak miało to miejsce ostatnim razem, więc po krótkiej akcji wyładunkowej wszyscy wspinamy się na kolejne stopnie. Jest mocno po godzinie 14:00 i pogoda wciąż ustępuje tej z 2006 roku, skutkiem czego widoki są bardziej zamglone.
droga z Gabrova do Shipki
monument Shipka widziany z dołu
znak gdyby ktoś miał wątpliwości
podjazd pod sam pomnik
widok z górnego parkingu na okolicę ... po prawej stronie w oddali Buzludja
ostatnie metry trzeba jednak przebyć pieszo
tablica
widok ze schodów
Nabywamy bilety wstępu po 3 BGNy od osoby dorosłej i po chwili znów idziemy po schodach, tym razem już wewnątrz monumentu. Na piętrach, łapiąc oddech, oglądamy ekspozycje poświęcone bohaterom odbytych tu walk oraz budowie samego pomnika. Na szczycie wychodzimy na taras widokowy dający nieograniczoną panoramę na cztery strony świata. Mimo silnego wiatru, skutecznie uprzykrzającego nam życie, staramy się wyciszyć i wczuć w klimat tego miejsca. Patrząc na schody wiodące na wzgórze z dolnego parkingu, jeszcze bardziej doceniamy podjazd, którym dane nam były wjechać. Na horyzoncie majaczy obiekt swym kształtem przypominający latający spodek z wysokim kominem, który przysiadł na jednym ze szczytów. W 2006 roku było to dla nas absolutne zaskoczenie i duża niewiadoma. Żaden ze studiowanych wcześniej przewodników nie wspominał o tym nawet słowem . Teraz wiemy już, co to, i mamy to na naszej liście zapisane jako kolejny duży gwóźdź programu ...
przed wejściem do pomnika
ekspozycja w środku
widok z górnego tarasu
widok na dolny parking oraz drogę Gabrovo - Kazanlak
widok ze schodów ... rok 2006
armaty i widok na Buzludja ... rok 2006
Lenka i Jaś sia ... rok 2006
Podczas pobytu na szczycie nie mogę nie dostrzec, że spora część samochodów wyjeżdża z parkingu 'pod prąd' . Droga dojazdowa na końcowym odcinku rozdziela się na dwie jedno kierunkowe nitki, które są wystarczająco dobrze oznakowane. Jeżeli ktoś wjechał jedną, powinien zjechać drugą. Tak się jednak nie dzieje. Spora część odwiedzających odjeżdża wbrew zakazowi nitką wjazdową . Niby drobiazg, a nie potrafię się temu nadziwić . Może w BG nie uczą znaków na kursie prawa jazdy , czort wie . Inna obserwacja jest taka, że lokalny jeździec dosiadający starego Fiata, który rusza z parking parę chwil przed nami, rzecz jasna, jadąc wbrew znakom, w połowie zjazdu stoi 'zaparkowany' na murku na dole skarpy, po której prowadzi droga . Najwyraźniej albo przesadził z prędkością i wyniosło go na zakręcie albo hamulce odmówiły mu posłuszeństwa. W każdym razie, zjechał w dół po dość stromej skarpie . Widać, że poza rozbitym przodem pojazdu kierowcy szczęśliwie nic się nie stało, skoro dynamicznie gestykulując, wyraźnie rozzłoszczony rozmawia przez komórkę ...
zakaz wjazdu
kierunek wyjazdu
Dojeżdżamy do brązowego drogowskazu i zgodnie z jego wskazaniem ruszamy drogą przez las, w kierunku tajemniczego spodka noszącego nazwę Buzludja. Asfalt ma miejscami lekkie odpryski, ale poza tym jedzie się dobrze. Po około 20 minutach docieramy w okolice pomnika ukazującego dwie płonące pochodnie. Tuż obok beztrosko pasą się cztery konie. Na dzikie nie wyglądają, ale z drugiej strony, co tutaj robią Lenka z Jasiem pieją z zachwytu, a córcia docieka czy to jest jedna konikowa rodzina, a jeśli tak, to który koń to konikowy tata, który to konikowa mama, a które dwa to konikowe dzieci . Na lewo od koni wyłania się pierwszy bliski widok na egzotyczny budynek. Niby już jest na wyciągnięcie ręki, ale dalej znajduje się sporo nad nami. Widać ścieżkę prowadzącą od 'pochodniowego' pomnika w górę zbocza, ale z internetowej analizy wiem, że na samą górę dochodzi też droga. Tylko gdzie się ona zaczyna Z tej perspektywy jej nie widać, znaczy się musi biec z drugiej strony . Jedziemy więc dalej, szukając właściwej odnogi. Po chwili docieramy do szlabanu, który jest niby otwarty, ale obok niego stoi jednoznaczny znak z tabliczką EKOZONA. Po lewo jest tablica sugerująca, że znajduje się tu punkt kontrolny, który jest rzekomo zamykany o 19:00. Zdążyć zdążymy, ale powstaje pytanie czy powinniśmy tu wjeżdżać . W mojej głowie gryzą się dwa skrajne podejścia do zagadnienia. Ostatecznie przekonuje mnie argument, że skoro lokalni kierowcy masowo ignorują zakaz wjazdu, to może to jakaś lokalna tradycja, której należy się podporządkować . Raz kozie śmierć. Jedziemy dalej, mając jednocześnie nadzieję, że nie będzie z tego jakiegoś kwasu . Zza kolejnych zakrętów wyłania się to dziwne coś. Pojedyncze promienie słońca z trudem przebijają się przez zachmurzone niebo, a z naszych pokładowych głośników dolatują dźwięki jednego z futurystycznych utworów Marka Bilińskiego (dla młodzieży oraz tych, co twórczości tego utalentowanego artysty nie znają, link to w/w utworu ). Całość tworzy wyjątkowe wrażenie, może nie grozy, ale z cała pewnością tajemniczości, potęgowanej przez wszechogarniającą nas pustkę ...
droga Shipka - Buzludja
dzikie / nie dzikie konie
pierwszy widok na spodek z kominem
EKOZONA i zakaz wjazdu
droga ...
... dojazdowa
Kiedy otwieram drzwi samochodu, czuję, że dość mocno wieje wiatr. Ekipa dotleniona i wybiegana zwiedzaniem Shipki nie rwie się do kolejnego spaceru, a ja podskórnie czuję, że to raczej nie jest idealne miejsce do rodzinnej przechadzki. Zapada decyzja, że na eksplorację spodka idę sam. Podążając w kierunku budynku zaczynam doceniać jego ogrom. Na końcu szerokich i długich schodów znajduje się wejście. Mówiąc precyzyjnie, dawne wejście. Dziś jest ono 'na głucho' zamknięte i dodatkowo chronione przez dorobione prowizoryczne kraty. Na ścianach je okalających z prawej i lewej strony widać przesiąknięte ideologią napisy utworzone z dużych betonowych liter. Napisy są zdekompletowane i w dużej mierze nieczytelne. Litery z dolnych linijek zostały zdjęte i z pewnością zabrane jako souveniry, a w ich miejsce pojawiło się współczesne graffiti. Kamienna posadzka tuż przed wejściem jest cała zabrudzona końskimi odchodami. Jako że ta część znajduje się już pod spodkiem osadzonym powyżej, należy domniemać, że lokalne konie, takie jak te, które widzieliśmy po drodze, upodobały sobie to miejsce jako schronienie w czas niepogody. Zaczynam obchodzić budowlę dookoła zgodnie z ruchem wskazówek. Po mojej prawej ręce widać piękne widoki na okoliczne pagórki i otwarte przestrzenie rozciągające się między nimi, a po mojej lewej ręce przesuwają się kolejne elementy betonowego tworu ludzkiej fantazji. Wszystko wygląda na ewidentnie opuszczone i niszczejące od wielu lat. Duże otwory okienne w spodku zieją ciemnością. Po szybach, które kiedyś zapewne je wypełniały, nie ma nawet śladu. Tu i ówdzie kapie z góry woda. W pierwszym momencie zastanawiam się skąd się ona bierze, ale po chwili dochodzę do wniosku, że to prawdopodobnie deszczówka, która dostała się do środka przez dziurawy dach i teraz wycieka przez podbrzusze konstrukcji. W dole widać pomnik z pochodniami, który z tej perspektywy wygląda na dość malutki. Wysoki komin spodka okazuje się w praktyce strzelistą wieżą, ozdobioną w górnej części dużą czerwoną gwiazdą. Powracam pod główne wejście. Pamiętam, że na internecie widziałem filmiki i zdjęcia ze środka. Skoro nie można wejść tędy, to znaczy musi być jakieś wejście alternatywne . Na początku mego obchodu widziałem spora dziurę w ścianie. Idę tam ponownie. W czymś, co kiedyś było świetlikiem z luksferów obecnie wybita jest dziura. Widać też, że była już ona zakrywana blaszanymi osłonami, ale ewidentnie nie dały one rady powstrzymać ludzkiej ciekawości . Znów mam dylemat . Wejść tam czy nie
pierwszy widok
lewa i ...
... prawa część napisu
konikowe bio odpady
wejście wygląda raczej na zamknięte ...
spodnia strona spodka
ciekawe jak wyglądały te okna
widok na pomnik 'pochodnie' oraz drogi dojazdowe
czyż nie jest to podobne do UFO
gwieździsta wieża
główne schody
wejście z profilu
Czuję jak adrenalina zaczyna krążyć mi w żyłach. Z jednej strony czuję pewien lęk i obawę, z drugiej dreszczyk przygody i zew odkrywcy. Ostatnie spojrzenie na samochód. Jest tam gdzie był i nie widać, aby wzbudził czyjeś zainteresowanie. Chowam aparat oraz kamerę do torby ... i hop do dziury . Kiedy wzrok akomoduje się do lekkiej ciemności widzę, że jestem na półpiętrze klatki schodowej. Na robienie zdjęć jest tu zdecydowanie zbyt ciemno. Wyciągam kamerę i włączam ją, aby rejestrowała cały przebieg rekonesansu. Wchodzę pół piętra w górę i jestem na poziomie dolnego halu znajdującego się za frontowym wejściem. Idę dalej w górę. Pokonuję dwa pełne piętra i wychodzę na koronę dużej, okrągłej sali wypełniającej wnętrze spodka. Kilka stopni w dół i jestem na środku. Rozglądam się dookoła. Całość jest doszczętnie zdewastowana, ale to i owo się zachowało. Na ścianach otaczających salę widać mozaiki ułożone w różne obrazy. W jednym miejscu jest brodaty gostek, wyglądający na Marksa, w towarzystwie dwóch mężczyzn. W innym znów miejscu są trzy inne twarze, z czego jedna jest dokładnie zakryta, zamalowana, lub skuta do żywego betonu. Jak później doczytam, to lica Todora Ż zostały tak wyróżnione. Sufit jest cały dziurawy i pełno w nim prześwitów, przez które widać niebo. To dzięki nim jest tu w miarę widno. Wiejący wiatr porusza różne zwisające fragmenty konstrukcji, które przemiennie hałasują dając upiorne odgłosy, za sprawą których mam wrażenie, że nie jestem tu sam . Na środku sufitu widnieją sierp i młot otoczone napisem, które w zadziwiający sposób przetrwały w całkiem dobrym stanie. Sala wygląda na koliste audytorium, w którym prawdopodobnie odbywały się jakieś narady, sympozja czy odczyty. Kilka stopni w górę i wychodzę na zewnętrzny korytarz okalający całość dużym pierścieniem. To tu są właśnie te duże otwory okienne, dające widok na okolicę. Wewnętrzna ściana pokryta jest również mozaikami, przedstawiającymi liczne kobiety i mężczyzn w typowo socjalistycznych scenkach rodzajowych . Podłoga jest skuta do betonu, ale w kilku miejscach widać marmurowe płyty lub ich kawałki, które oparły się zbieraczom pamiątek i/lub wandalom. Przez cały czas nie czuję się tu jednak zbyt komfortowo. Pomijając rzeczone odgłosy, nie mam pewności czy faktycznie jestem tu sam, ani gwarancji, że za chwilę coś nie spadnie mi na głowę lub nie zarwie się pod nogami. Widać kilka mrocznych pomieszczeń, w tym dojście do wieży, gdzie może byłoby i warto zajrzeć, ale do tego przydałaby się latarka, a takowej nie posiadam na podorędziu. Ogólnie, najwyższy czas wracać. Aby nie zmylić śladu, tą samą drogą, którą przyszedłem, cofam się do dziury w ścianie, stanowiącej jedyną moją przepustkę do zewnętrznego świata . Na schodach intryguje mnie czerwonawy odcień podłogi i stopni. Przyglądam się temu z bliska i dochodzę do wniosku, że to muszą być pozostałości czerwonej wykładziny, którą klatka schodowa była wyłożona, i która również zapewne znalazła swego amatora podczas plądrowania tego budynku . Jest wreszcie i moje okno do wolności. Wspinam się po kopcu usypanym z kawałków gruzu, robię duży krok ... i jestem znów na zewnątrz . Jeśli ktoś chciałby zobaczyć zapis tej eksploracji, zapraszam tu :
zewnętrzny korytarz opasający cały spodek
widok z okna
przykładowa mozaika ścienna
widok na główną salę
schody ...
... i jeden stopień ze śladami czerwonej wykładziny
dolny hal
alternatywne wejście z wewnątrz ...
... i z zewnątrz
Odchodząc od budynku idę wzdłuż długiego placu do jego dalekiego końca. Na jego krańcu jest średniej wielkości, brukowany, lekko już zarośnięty parking. Domyślam się, że tu właśnie podjeżdżały autobusy dowożące uczestników spotkań, którzy wysiadając na zewnątrz nie mogli nie dostrzec ogromu i odmienności miejsca, do którego przybyli. Z dalszej perspektywy lepiej widzę sprzęt nadawczo odbiorczy umieszczony na szczycie wieży. Trochę to dziwne. Jeśli to pozostałość po dawnych czasach, to czemu nie została jeszcze rozgrabiona. Jeżeli zaś to współczesne instalacje telefonii komórkowej, to tym bardziej nasuwa się pytanie, jak się bronią przed zakusami osób niepowołanych, a także, skąd jest tam prąd . Wyganiany przenikliwym wiatrem, ale też i uciekającym czasem, powoli kieruję swe kroki w stronę samochodu. Na zakończenie wizyty dalej czuję niedosyt wiedzy na temat tego miejsca. Przed wyjazdem doczytałem się, że Buzludja była miejscem zjazdów partii. To mało. Z tym większą motywacją przystępuję do szukania czegoś więcej po powrocie do domu. Nie jest tego wiele, ale trafiam na niewielką stronę http://buzludja.com/images.php . Oprócz ciekawych zdjęć, zwłaszcza tych z lat świetności oraz zimowych, odnajduję tam mapkę całego terenu oraz garść informacji o historii i genezie tego obiektu. Można z nich wyczytać, że Buzludja powstała w celu upamiętnienia utworzenia bułgarskiego ruchu socjalistycznego w 1891 roku, które odbyło się właśnie w tym miejscu. Została zbudowana w latach 70-tych siłami wojska i wolontariuszy, w jej dekorowaniu brało udział wielu znanych malarzy i rzeźbiarzy, zaś na tą chwilę stanowi największy ideowy pomnik w Bułgarii ...
parking przed głównymi schodami
widok z placu przed budynkiem
spodek
Streszczam Małżonce pokrótce przebieg mego spaceru. Gdy dochodzę do części związanej z wejściem do środka, w odezwie zbieram coś w rodzaju ... ostrej krytyki . Cóż, z pewnością jest w tym sporo racji ... ale z drugiej strony, co zobaczyłem to moje . Jedziemy w okolice pomnika 'pochodni' i spoglądamy ostatni raz na spodek z tego miejsca. Jest godzina 17:00, kiedy rozpoczynamy nasz zjazd drogą w dół zbocza w kierunku równiny, na której znajduje się bułgarska dolina róż. Jeśli wierzyć przewodnikom, to tu hoduje się te piękne kwiaty, z płatków których wyciska się potem olejek, służący do produkcji najrozmaitszych rzeczy, a w szczególności perfum i kosmetyków. Na skrzyżowaniu z główną drogą odbijamy w lewo w kierunku południowo-wschodnim. Przed nami, w pewnym sensie, ostatnia prosta mierząca lekko ponad 200 km, dzieląca nas od Morza Czarnego . Z racji pory czujemy już spory głód. Z mapy wynika, że za kilka chwil dojedziemy do miejscowości Kazanlak, wyglądającej na dość sporą. Zgodnie z planem, tam będziemy szukać czegoś do zjedzenia. Na przedmieściach miasta mijamy coś, co wygląda na muzeum róż, względnie przemysłu stworzonego wokół ich hodowli. O tej porze sprawia jednak wrażenie zamkniętego, a szkoda, bo można by je na chwilę odwiedzić .
ostatnie spojrzenia z oddali
gwiazda na zbliżeniu ... i jakiś sprzęt
koń przed ...
... i koń po użyciu proszku, który reklamował Okrasa ...
droga w dół ...
... zbocza
skrzyżowanie z główną drogą Gabrovo - Kazanlak
widok na dolinę ... rok 2006
pomnik 'pochodnie' ... rok 2006
spodek ... rok 2006
widziane z poziomu asfaltu ... rok 2006
u podnóża gór ... rok 2006
Ku naszemu rosnącemu zdziwieniu wzdłuż drogi przejazdowej przez Kazanlak nie dostrzegamy żadnego obiektu gastronomicznego. W pewnym momencie zjeżdżamy nawet w bok w ślad za znakiem reklamującym jakąś restauracje tylko po to, aby odnaleźć budynek zamknięty na amen . Może to skutek tego, że jest już po sezonie. Jedziemy dalej. Przejeżdżamy całe miasto ... i nic . Z braku laku sięgamy do naszej pokładowej lodówki i sycimy największy głód tym, co w niej znajdujemy. Na rozjeździe dróg kierujemy się znakiem na Burgas. Mamy potwierdzenie, że do przejechania jest jedynie 200 km. W optymalnych warunkach, jadąc bez zatrzymywania się, powinno nam to zająć do 3 godzin, czyli gdzieś koło 20:00 będziemy mogli poszukać czegoś do zjedzenia w Burgas.
drogowskaz na Burgas
Droga przez większość czasu jest prosta jak strzała przy dość dobrej lub dobrej nawierzchni. Ruch znikomy, można więc i lekko docisnąć. Po lewo widać góry, rozciągające się wzdłuż drogi. Wizualnie wyglądają trochę jak wybrzeże Chorwacji, tyle że zamiast morza uchodzą ku rozległej równinie . Na obrzeżach jednej z wiosek czy mniejszego miasteczka widzimy obrazek niczym z Mexico City. Na sporym obszarze znajduje się klasyczny slums złożony z krzywych niby domów skleconych z czego się da, przeważnie starych blach, desek, płyt wiórowych, sklejki, czy kartonu. Mieszkańcy siedzą przeważnie przed swoimi domostwami, a główny ruch generowany jest przez biegające dzieci. Po ich karnacji można wnioskować, że to romska enklawa ...
góry po lewo ...
... góry na wprost ...
... i droga
Jaś łapie komara, a Lenkę rozpiera fantazja. Pompką do pompowania balonów robi tacie klimatyzację , dmuchając nią namiętnie i z dużym zaangażowaniem na mą szyję. Przystajemy przy jednym z przydrożnych straganów z owocami i robimy zakup kontrolowany wedle klucza 'wszystkiego po trochu'. Jak się później okaże, troszku na tym oszczędzamy względem cen nadmorskich . Gorzej jest z zapakowaniem tego wszystkiego. Lenka dostaje swojego ulubionego arbuza pod nogi, a na resztę wyszukuję kieszenie wolnej przestrzeni w bagażniku. W okolicach Karnobatu mijamy olbrzymie pola winogron, rozciągające się po obydwu stronach drogi. Widok imponujący, nawet w zestawieniu z polami Tokaju. Jasiowa drzemka dobiega końca, skutkiem czego w ruch idą autka . Droga dalej jest bardzo dobra, a nawet na ostatnim sporym odcinku za Ajtos przechodzi w autostradę . Jazda nabiera dodatkowego tempa, a wizja jedzenia staje się coraz bardziej bliska ...
Jaś sia
Lenka pompuje i klimatyzuje
winogrona prawicowe
... i lewicowe
Jaś i jego stajnia
droga
autostrada przed Burgas
Zjazd z autostrady do Burgas następuje w miejscu, które całkiem dobrze znamy z 2006 roku. O rzut beretem widzimy też już nam znany ulubiony lokal Lenki i Jasia . Z jednej strony wiemy, że ostatnio zbyt często byliśmy klientami tej sieci, czujemy nawet swoisty przesyt serwowanego tam jedzenia, ale z drugiej strony stwierdzamy, że nie bardzo mamy ochotę wydziwiać i szukać teraz czegoś innego. Szybko dochodzimy do wniosku, że i dziś zjemy niezdrowo, ale szybko i sprawnie. Co ciekawe, wnętrze ma specyficzny morski wystrój, ale jedzenie już smakuje standardowo. Po zakończonej konsumpcji Lenka biegnie na obiecaną zjeżdżalnię, na której hasa kilkoro tubylczych dzieci. Co w tym wypadku bardzo ważne, ubrana jest w koszulkę ze Scoobim. Podczas zabawy słychać odbywającą się komunikację werbalną . Kiedy córcia wraca, rozpromieniona dzieli się z nami swoją obserwacją językową. Wynika z niej, że jeden chłopiec mówi po polsku . Na nasze pytanie skąd to wie, pada odpowiedź, że powiedział Scoobi Doobie Doo ...
Ostatni odcinek do Sozopola pokonujemy już w zupełnych ciemnościach. Posiłkując się wydrukowaną mapą bezbłędnie trafiamy do naszego hotelu ... ale o tym już w następnym odcinku ...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknijTU ...
C.D.N.
Ostatnio edytowano 07.04.2009 23:36 przez PAP, łącznie edytowano 3 razy
PAP-o-MAP-y, moje najserdeczniejsze gratulacje i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku dla całej Waszej już teraz dwaplustrójki!!! Wielki szacun!
Ostatnio nie było kiedy nadgonić ale staram się być na bieżąco, czytam o tych nieznanych mi terenach i się biorę za konsumpcję najnowszego odcinka.
MAPA napisał(a):Co ciekawe, właśnie ruiny uruchomiły Lenki wyobraźnię, zdecydowanie bardziej niż zabudowania zachowane w dobrym stanie. Zadawała masę pytań o to, kto tu mieszkał, jakiego rodzaju domki tu były, czy mieszkały tu dzieci, etc. Mile mnie to zaskoczyło.
Piękna sprawa, następne pokolenie podróżników i eksploratorów
Ostatnio edytowano 08.01.2009 23:10 przez zawodowiec, łącznie edytowano 1 raz
Uff - zmęczył mnie ten odcinek Podejrzewam, że Ty też musiałeś mieć dość pod koniec tego dnia. Ale doczekałem się wyjasnienia tajemnicy spodka. Swoją drogą - jaki żałośnie naśladowniczy był komunizm ...
Silenie się na bizantyjskość - modernizm nie jest w stanie tego zamaskować.
I jak każdy system - padł pod swoim ciężarem.
Dobrze, że nic się nie urwało ze ściany i nie spadło Ci na głowę. Byłaby to prawdziwa klątwa Todora Ż.
PAP napisał(a):z naszych pokładowych głośników dolatują dźwięki jednego z futurystycznych utworów Marka Bilińskiego (dla młodzieży oraz tych, co twórczości tego utalentowanego artysty nie znają (...)
Znamy... jestem młodzież ale taka trochę starsza
PAP napisał(a):Zaczynam obchodzić budowlę dookoła zgodnie z ruchem wskazówek. Po mojej prawej ręce widać piękne widoki na okoliczne pagórki i otwarte przestrzenie rozciągające się między nimi, a po mojej lewej ręce przesuwają się kolejne elementy betonowego tworu ludzkiej fantazji
A nie odwrotnie?
PAP napisał(a):Czuję jak adrenalina zaczyna krążyć mi w żyłach. Z jednej strony czuję pewien lęk i obawę, z drugiej dreszczyk przygody i zew odkrywcy. (...) Streszczam Małżonce pokrótce przebieg mego spaceru. Gdy dochodzę do części związanej z wejściem do środka, w odezwie zbieram coś w rodzaju ... ostrej krytyki . Cóż, z pewnością jest w tym sporo racji ... ale z drugiej strony, co zobaczyłem to moje .
Dokładnie, co zobaczyłeś to Twoje. Jestem pod wrażeniem opisu i dokumentacji filmowo-zdjęciowej, lubię takie klimaty.
PAP napisał(a):bułgarska dolina róż (...) Kazanlak (...)
Coś mgliście mi się przypomniało z podstawówki o tym bułgarskim zagłębiu różanym...
- po wyglądzie budynków hotelu Winepalace można stwierdzić, że stare domy w BG wszędzie prezentują podobny styl architektoniczny
- górki i pagórki okolic Szipki i UFO przypominają mi Bieszczady, albo i Bjelasicę w MNE
- dziwne, skoro Szipkę odwiedzają jacyś ludzie, to czemu w Buzludji było aż tak extremalnie pusto , a przecież nawet był drogowskaz......
PAP napisał(a):beztrosko pasą się cztery konie. Na dzikie nie wyglądają, ale z drugiej strony, co tutaj robią
Jak to co ? , pasą się . W górach BG wszędzie jest pełno koni.......
PAP napisał(a):Czuję jak adrenalina zaczyna krążyć mi w żyłach. Z jednej strony czuję pewien lęk i obawę, z drugiej dreszczyk przygody i zew odkrywcy.
Zaczyna się zwyczajowo ale mi dziś nasuwa sie oczywiste skojarzenie do Stage Day na Dakarze . A potem to dokładnie jak na odcinku specjalnym...
PAP napisał(a):Z dalszej perspektywy lepiej widzę sprzęt nadawczo odbiorczy umieszczony na szczycie wieży. Trochę to dziwne. Jeśli to pozostałość po dawnych czasach, to czemu nie została jeszcze rozgrabiona. Jeżeli zaś to współczesne instalacje telefonii komórkowej, to tym bardziej nasuwa się pytanie, jak się bronią przed zakusami osób niepowołanych
W odpowiednim miejscu jest czujka. Ciekawe ile zajmuje ochronie dojazd?
PAP napisał(a):Na obrzeżach jednej z wiosek czy mniejszego miasteczka widzimy obrazek niczym z Mexico City. Na sporym obszarze znajduje się klasyczny slums złożony z krzywych niby domów skleconych z czego się da, przeważnie starych blach, desek, płyt wiórowych, sklejki, czy kartonu.
Zbudowane z tego co udało się wynieść ze spodka...
WSPA-NIA-ŁA przygoda i piękny opis.
Nie mogę się doczekać następnego odcinka.