Dzień 9
07/09/2008 niedziela
odległość: 60 km
trasa: Bucuresti
I takim to sposobem, po ośmiu dniach w drodze, dnia dziewiątego budzimy się w stolicy Rumunii, zwanej w oryginale Bucuresti. Patrząc na to z perspektywy planistycznej i uchylając lekko rąbka tajemnicy w kwestii warsztatowej
, to miejsce wyjątkowe na naszej trasie, można wręcz rzec jeden z filarów, wokół którego dopiero inne elementy były dogrywane. Na zwiedzanie Bucuresti był przewidziany jeden dzień już w naszych planach w 2006 roku, ale z przyczyn technicznych jeden dzień straciliśmy na starcie, skutkiem czego gdzieś go trzeba było odzyskać, więc z dłuższego zwiedzania wynikły nici
. Zamiast spędzić tu cały dzień i dwa noclegi, skończyło się na jednej nocy i bodajże czterech godzinach spędzonych na szybkim objechaniu miasta przed udaniem się w dalszą drogę do Achtopola w BG. Tym razem miało być inaczej, a z tamtego razu lekcje wyciągnięte były dwie.
Po pierwsze, hotel. Wtedy, trzymając się ściśle ograniczeń budżetowych, wyszukałem na obrzeżach miasta motel. Na stronie wszystko wyglądało cacy, ale kiedy tam dotarliśmy zmęczeni po całym dniu przejazdu, miejsce okazało się, najogólniej mówiąc, mocno spelunowate i średnio budzące nasze zaufanie oraz poczucie higieny czy bezpieczeństwa. Uciekając w popłochu, trochę przypadkowo, kierując się rozmieszczonymi wzdłuż drogi kierunkowskazami trafiliśmy do hotelu
Ibis http://www.ibishotel.com/gb/hotel-5938- ... ndex.shtml położonego tuż obok samego Pałacu Parlamentu. Wtedy cena była zaporowa, ale o 12:00 w nocy moja pozycja negocjacyjna nie dawała wielkiego wyboru. Lekcja na teraz brzmiała, wyszukać ten lub podobny hotel w centrum za najlepszą możliwą stawkę.
Po drugie, dzień tygodnia. Wtedy, na przedpołudniowy przejazd przez miasto wypadła nam bodajże środa, a dzień tygodnia w dużym mieście, jak wiadomo, oznacza wzmożony ruch uliczny. Zatem druga lekcja na dziś brzmiała, zaplanować tak, aby spędzić tu albo sobotę albo niedzielę
. Kiedy zacząłem działać i szukać najlepszej oferty hotelowej, okazało się, że w/w hotel oferuje obniżone stawki ... właśnie w weekendy
. W takim też terminie Bucuresti zostało wpisane jako pierwsze na siatkę tworzonego grafika wyprawy, a dopiero dalsze etapy planowania wyznaczyły, że dniem zwiedzania będzie niedziela
. Tanio dalej nie było, bo przy cenie 74 EUR za noc bez śniadania miał to być najdroższy nocleg na całej trasie, ale po kilku dniach namysłu i refleksji jakoś oswoiłem się z tą kwotą
, zrobiłem rezerwację internetową, potwierdziłem podaniem numeru karty kredytowej, ... i temat uznałem za zamknięty
...
hotel w dniu przyjazdu
Rano pozwalamy sobie na lekkie odespanie trudów minionych dwóch dni. Powoli gramolimy się z łóżek, przygotowując sobie nasze własne śniadanie. Za oknem olbrzymi gmach parlamentu widziany lekko 'od zawietrznej' oraz 'pełna żarówa' na niebie
. Plan zakłada spacer bez wózka i zwiedzenie najbardziej okazałego tworu wyobraźni i rządów Słońca Karpat, powrót po wózek, i dalsze zwiedzanie miasta techniką spacer plus metro. Na przejście z hotelu do bramy wejściowej
Pałacu Parlamentu potrzebujemy raptem około 10 minut, ale i to pozwala nam utwierdzić się w przekonaniu, że upał dziś będzie należyty
.
śniadanie w łóżku
nasz hotel
Pałac Parlamentu
To jednak nie koniec złych wieści. Mimo, że nie ma jeszcze południa, a oficjalne godziny zwiedzania części dostępnej dla turystów to 10:00 - 16:00, od pani w okienku biletowym słyszymy, że bez wcześniejszej rezerwacji biletów już nie dostaniemy
. Pomijając fakt, że z dostępem do oficjalnych informacji na temat zwiedzania gmachu miałem spore problemy, co może tylko świadczyć o słabo rozwiniętym marketingu tej placówki, to w innych opisach wzmianek dotyczących rezerwacji nie widziałem. Cóż jednak robić
. Na zwiedzanie wnętrz może wpadniemy tu kiedy indziej, a dziś musimy zadowolić się ino bliższym obejrzeniem obiektu z zewnątrz. O ile do samej stylistyki można mieć zastrzeżenia, o tyle rozmiar budowli, który jak należy rozumieć był motywem przewodnim całego przedsięwzięcia, bez wątpienia zwraca uwagę. Wedle oficjalnych danych, jest to drugi po Pentagonie największy gmach na świecie, który oprócz widocznych na zewnątrz kondygnacji posiada rzekomo jeszcze kilka znajdujących się pod ziemią. Nad jego budową pracowała armia architektów, ale wizję całości oprócz samego Wodza posiadała tylko garstka zaufanych. Pomysł na takie 'cóś' Ceausescu przywiózł z wizyty w Korei Północnej u innego Wielkiego Wodza, Kim Ir Sena. Do budowy użyto setek ton najrozmaitszych materiałów rodzimego pochodzenia, jeden z gigantycznych dywanów był tkany na miejscu, jedna z sal ma rozsuwany dach, dzięki czemu może w niej lądować helikopter, a przy budowie żywot zakończyło wiele istnień ludzkich
. Teren pod tak monstrualny budynek oraz otaczające go obiekty satelitarne uzyskano wysiedlając tysiące osób oraz równając z ziemią sporą część miasta. A cel był jeden, wyraźnie naszkicowany i oczywsity ... wykazać wielkość i wyższość wtedy panującego systemu
...
godziny otwarcia
Wracając do hotelu dochodzimy do wspólnego wniosku, że nie bardzo mamy ochotę w tym upale spacerować na większe odległości. Jako wariant alternatywny decydujemy się na przejażdżkę samochodem połączoną ze spacerem w miejscach wybranych. Tak też czynimy i po krótkiej przerwie technicznej w pokoju ruszamy na tournee po stolicy. Mając przed nosem mapę i w głowie siatkę głównych ulic miasta, trasę przejazdu tworzymy dość spontanicznie, acz starając się zachować określoną metodykę poznawania. Na początek skupiamy się na objechaniu całego terenu Pałacu Parlamentu oraz na przejechaniu głównej, szerokiej i reprezentacyjnej ulicy od niego odchodzącej, prowadzącej w idealnie prostej linii na wschód.
Bulevardul Unirii, swego czasu rzecz jasna noszący inną, bardzie socjalistyczną nazwę, powstał jako element towarzyszący budowie samego pałacu. Po jego obydwu stronach powstał ciąg kilkupiętrowych domów mieszkalnych przeznaczonych dla najbardziej zaufanych ludzi Wodza, czyli urzędników partyjnych oraz naczalstwa Securitate, będącej rumuńskim aparatem bezpieczeństwa. W środku, pomiędzy jezdniami, usadowiono sznur fontann, których szczególne zagęszczenie znajduje się na
Piata Unirii, ulokowanym niejako w połowie długości bulwaru. Kawałek za placem, widać niedokończony i niszczejący
budynek biblioteki narodowej, na którym prac zaniechano w 1989 roku
. Nawrót na dalekim końcu ulicy odsłania przed nami inną, nową perspektywę, w ramach której na linii horyzontu dominuje gmach gigant. Wracając przez Piata Unirii Lenka z Jasiem ekscytują się widokiem fontann, a nam z Małżonką rzuca się w oczy reklama ze znajomą twarzą
...
parlament z okna samochodu
Bulevardul Unirii
niedokończony budynek biblioteki narodowej ...
bulwar z widokiem na parlament
a to kto
... rodak jakiś czy co
Lenka podziwia ...
... fontanny ...
... a Jasiowi też się podoba
bulwar bliżej parlamentu
W okolicach Pałacu Parlamentu odbijamy w kierunku
rzeki Dambovity, która też doczekała się 'tuningu' dzięki stworzeniu na przedmieściach zbiornika retencyjnego zapewniającego 'właściwą' ilość wody oraz uregulowaniu linii brzegowej. Kawałek jedziemy wzdłuż jej nurtu, po czym odbijamy ponownie w bok, aby chwilę pokręcić się po 'tyłach' bulwaru Unirii i zobaczyć resztki tego, co uniknęło wyburzenia i przetrwało z oryginalnej zabudowy. Pomiędzy samochodami zaparkowanymi na każdym skrawku wolnej przestrzeni, w sąsiedztwie tylnich ścian współczesnych budynków wyglądających o wiele bardziej banalnie niż reprezentacyjne fronty, odnajdujemy pojedyncze budynki lub ich ruiny, na bazie których próbujemy sobie wyobrazić jak ta część miasta wyglądała nim została przebudowana przez Wielkiego Wodza
.
budynki mieszkalne od frontu
wzdłuż rzeki
stara zabudowa na 'zapleczu'
Kolejnym etapem jest spore kółko, jakie robimy przez wschodnio-południową część miasta. W zasadzie nie ma tam nic nadzwyczajnego, ale naszym celem jest zobaczyć jak wyglądają normalne dzielnice mieszkalne położone poza centrum. Wizerunek bloków nie różni się znacznie od tego, jaki posiedliśmy do tej pory. Elewacje w dziewiczym stanie, wolność stylów i kolorów w zabudowie balkonowej, a wszędzie pełno samochodów. Jasne jest, że ten kto projektował te osiedla nie przewidział tak masowej motoryzacji. Po drodze,
w dzielnicy Titan lokalizujemy hipermarket Auchan, do którego jutro na wyjeździe z miasta planujemy wpaść po uzupełnienie zapasów, oraz odwiedzamy ulubiony lokal Lenki i Jasia, acz w kontekście drogich stołecznych restauracji i wątpliwie wyglądających barów szybkiej obsługi wybór ten popieramy jednogłośnie. Posileni ruszamy dalej, kierując się ponownie w stronę centrum, z zamiarem przemierzenia go z południa na północ, czyli plus minus wzdłuż trasy wczorajszego przejazdu przez miasto, ale rzecz jasna w odwrotnym kierunku
. Mijamy kolejny niedokończony duży gmach. Ten jednak doczekał się już chyba pomysłu na swoją przyszłość, bo w centralnej części koparka, ku ogromnej radości Jasia, wgryza się ochoczo w jego strukturę. Docieramy do
Piata Revolutiei, na którym w 1989 roku odbywała się znacząca część wydarzeń rumuńskiej rewolucji. Klucząc trochę w prawo, trochę w lewo przebijamy się w okolice dużego
Łuku Triumfalnego, przypominającego paryski odpowiednik, na którym był wzorowany. Jazda w weekend okazuje się strzałem w dziesiątkę
. Przy bardzo luźnych ulicach i braku nałogowo śpieszących się aut, spokojnie możemy wlec się prawym pasem, skręcać prawie w ostatniej chwili, nawracać, cofać czy przystawać, a co najważniejsze, nie tracimy czasu na stanie w pełzających jak żółw korkach
...
niedokończony gmach
paparka
bloki
Piata Revolutiei
nowe na starym
Bulevardul Aviatorilor
Łuk Triumfalny
Na miejsce spaceru wybieramy sobie
skansen Muzeul Satului zlokalizowany w granicach dużego
parku Herastrau http://www.muzeul-satului.ro/ Z racji tego, że był to pierwszy rumuński skansen, jaki wyszukałem jeszcze w 2006, przewijał się on w naszych wyobrażeniach już od dawna, obrastając w tym czasie swoistą aurą oczekiwań. W praktyce, przemierzając jego aleje czujemy spory niedosyt. Sytuację pogarsza dość głośna muzyka z gatunku łubudubu dochodząca z kąpieliska zlokalizowanego nad parkowym jeziorkiem i znajdującego się tuż za ogrodzeniem skansenu
. Gdybyśmy nie widzieli o wiele większego i bardziej autentycznie wyglądającego skansenu w Sibiu, ten z pewnością dałby nam obraz rumuńskiej wsi, a tak stanowi jedynie niewielką namiastkę. Jeżeli jednak ktoś w Sibiu nie był i nie planuje być, to wskoczyć tu na niecałą godzinkę z pewnością można, zwłaszcza że bilet wstępu kosztuje jedynie 6 RONów od osoby dorosłej, a lepsza taka namiastka niż nic
.
skansen Muzeul Satului
Mijamy ponownie łuk i dokładnie tą samą drogą co wczoraj kierujemy się do hotelu. Po drodze, na zwijającym się już straganie owocowo-warzywnym kupujemy jeszcze trochę owoców, w tym królującego nad wszystkimi wielkością, mości arbuza
. Towarzystwo wykazuje chęć wcześniejszego dotarcie do pokoju i spędzenia wieczoru na leniuchowaniu. Ja zaś chcę wypuścić się z aparatem w ręku na lekkie pomyszkowanie po bulwarze Unirii. Wedle zasady dla każdego coś miłego docieramy do pokoju, spożywamy wspólnie owoce, po czym rozdzielamy szyki
...
Łuk Triumfalny ... widziany z innej strony
Piata Victoriei
starsza część miasta wzdłuż Calea Victoriei
jeszcze raz niedokończony budynek biblioteki narodowej
Gdy wyruszam z pokoju jest godzina 19:00, ale słonko jest jeszcze całkiem wysoko na niebie. Mijając Pałac Parlamentu oraz jego najbliższe otoczenie obserwuję jak inaczej wszystko wygląda w świetle zmierzchu dnia. Idąc wzdłuż bulwaru Unirii bacznie oglądam balkony zawieszone nad mą głową i okratowane klatki schodowe prowadzące do wnętrza domów. Obserwuję toczące się tu życie, starszego pana w dresie przemykającego z kubełkiem na śmieci, panią wychodzącą z klatki, młodzież siedzącą na ławce. Myśli mam podobne do tych w maju na Alexanderplatz w Berlinie. Zastanawiam się, kto tu dziś mieszka
. Czy dawni członkowie elit rządzących i aparatu bezpieczeństwa, czy może ich potomkowie, a może ci, którzy nabyli mieszkania już w kapitalistycznej Rumunii od w/w. Na parterach dominują puste lokale handlowe do wynajęcia. Kiedyś planiści lokowali tu zapewne sklepy dla elit. Dziś, w erze dużych centrów handlowych, miejsca te straciły swoją rację bytu. Zaglądam również na tyły domów i podziwiam park maszynowy, będący w posiadaniu obecnych mieszkańców.
park między pałacem a rzeką
Pałac Parlamentu
wjazd do podziemi
...
podjazd
budynek mieszkalny vis a vis pałacu
budynki administracji rządowej
balkony
drzwi wejściowe do klatki schodowej
sklep do wynajęcia
blok od tyłu
Obchodzę Piata Unirii po jej obwodzie, przechodząc nad lekko wysuszoną rzeką. Zaglądam do dużego
domu towarowego Unirea zlokalizowanego na jednym z końców placu. W wielu miejscach widać jak stare wychodzi spod nowego. To też obiekt z historią. Podobno po wizycie w Nowym Jorku Ceausescu postanowił zbudować obiekt handlowy wzorowany na tych, które widział za wielką wodą. Kiedy wychodzę na zewnątrz, słońce zdecydowanie ma się ku zachodowi. Liczne fontanny nabierają w tym świetle nieco innego klimatu. Nawet gmach parlamentu zdaje się dominować nad całością niczym aztecka piramida. Wracam drugą stroną bulwaru Unirii. Prawie we wszystkich klatkach schodowych gdzieś za rogiem siedzi portier, wyglądający na dorabiającego emeryta, który pilnuje wstępu. Drzwi do jednej z klatek schodowych, gdzie akurat portiera brak, są niedomknięte. Trochę mnie kusi, aby tam wejść i poczuć klimat wnętrza. Ostatecznie jednak wygrywa obawa, a może rozsądek, i pokusie nie ulegam
. Gdy docieram w bezpośrednie sąsiedztwo pałacu, widok rozświetlonego gmachu aż prosi się o uwiecznienie. Nie mam jednak statywu, a z ręki moim aparatem przy tym świetle nie można nawet mieć złudzeń, że się uda. Chwilę rozglądam się wkoło
. Ustawiam aparat na dachu starej Dacii 1310, odpalam samowyzwalacz ... i jest, pałac i jego lustrzane odbicie
. Kawałek dalej powtarzam zabieg, tym razem jednak stawiając aparat na ziemi i na murku ... i uzyskuję wersje złocistą oraz srebrzystą
. Pokonując ostatni odcinek do hotelu przewijam w myślach cały dzisiejszy dzień. Nie wszystko udało się zrealizować, nie wszystko sprostało oczekiwaniom, ale lepiej poznaliśmy to dość egzotyczne miasto. Przypomina mi się wczorajszy wyraz twarzy hotelowej recepcjonistki, przywykłej zapewne do klientów businessowych wpadających tu jedynie w interesach, która nie mogła się nadziwić, kiedy jej powiedziałem, że przyjechaliśmy tu w celach turystycznych
. Miasto może nie jest piękne, może nie ma starych zabytków i atrakcji ściągających tabuny masowych turystów, ale pod wieloma względami jest wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju ... i moim zdaniem warto mu poświęcić chwilę uwagi ...
rzeka Dambovita
fontanny i zachód słońca
fontanna i Piata Unirii
fontanny wzdłuż bulwaru Unirii
parlament z dachu Dacii
Dacia 1310
parlament złocisty
parlament srebrzysty
W pokoju zastaję atmosferę rozluźnienia i chaosu
. Jaś skacze po łóżkach i bawi się swoimi samochodzikami. Lenka z rozdziawioną buzią pomaga prać rzeczy zamoczone w łazienkowej umywalce. Czas i na mnie. Odpalam komputer i zaczynam zgrywać zdjęcia z ostatnich kilu dni, nie zapominając o kolejnym
zrzucie na forum
...
Jaś i autka
Lenka pierze
przegrywanie zdjęć
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.