13. Karabaja (2)
21 sierpnia
Na górach wokół miasta wiszą ołowiane chmury. Jeszcze nie wiem czy mam jechać dalej dziś czy jutro. No i gdzie dalej? Duże koło przez Živogošće? Czy prosto do Ljevog Sredička pod Zagrzebiem, gdzie zaprasza mnie Amelka?
Azra sprawdza w sieci program imprez festiwalu filmowego i... dziś gra Zabranjeno pušenje! Kapela która mi od jakiegoś czasu skutecznie uciekała. W zeszłym roku byliśmy z Ag w Chorwacji o dwa dni za krótko. Równo dwa tygodnie temu się znowu nie udało chociaż było blisko. Do trzech razy sztuka! Azra też ich lubi. Jeszcze tylko trzeba zdobyć bilety.
Koncertu nie ma na ich oficjalnej stronie. Jest widać ponadplanowy, z okazji premiery filmu "Nafaka" do którego ZP nagrało ścieżkę dźwiękową. Ma się zacząć dopiero o północy, po premierowym pokazie.
Trzeba przestawić skodzinkę bo miejsce gdzie wczoraj stanąłem może być potrzebne sąsiadom. Azra mówi że mogę zaparkować wyżej, przed domem innego sąsiada który wyjechał. Najpierw muszę przygotować miejsce i odsunąć parę klamotów stojących na równoległym podjeździe, dosłownie o centymetry większym od wymiarów samochodu. Potem z pewnym trudem zawracam na masakrycznie stromej uliczce, w dodatku śliskiej po nocnym deszczu, i rzężąc na jedynce podjeżdżam wąziutkim asfaltem o 30% nachyleniu. Staję, przymierzam się do wjazdu, maksymalnie zaciągnięty ręczny trzeszczeniem wyraża swoje niezadowolenie. Otwieram obie boczne szyby, Azra mnie kieruje. Centymetr po centymetrze, unikając zawieszenia koła, wjeżdżam tyłem. Po wyjściu zauważam małe obdrapanie na prawym boku. No tak, wszystko przesunąłem, tylko zapomniałem o stołku stojącym pod samymi drzwiami domu. Przeżyjemy.
Azra mieszka bardzo wysoko nad centrum, ale odległość jest tylko pozorna. W dół jest kilka minut. Gorzej będzie z powrotem. Zjadamy po burku na Bašćaršiji i idziemy szukać biletów. Najpierw jednak wpadamy do klubu górskiego Bjelašnica. Poznaję kilkoro przyjaciół Azry. Jest też małżeństwo szwajcarskich emerytów, którzy sprzedali dom i jeżdżą po Europie. Teraz właśnie byli w bośniackich górach. W ogóle gdzie tylko się da, odwiedzają góry. Gdy już wychodzimy, przychodzi kilku Portugalczyków na wakacjach, też chwilę z nami gadają. Jeszcze trochę się włóczymy po Bašćaršiji wśród straganów, zaglądamy do meczetu i wytwórni kilimów, Azra opowiada o historii bośniackiej flagi.
Przy festiwalowych stoiskach w centrum nie ma biletów. Kierują nas do Skenderiji - centrum handlowo-rozrywkowego, które mocno ucierpiało w czasie oblężenia, jednak teraz znowu działa.
Azra zagląda do kilku księgarni i sklepów muzycznych które zwykle sprzedają bilety na koncerty. Nigdzie jednak ich nie ma, trzeba będzie iść do centrum kulturalnego na Grbavicy, tam gdzie będzie koncert. Idziemy przez miasto, Azra cały czas opowiada. Przechodzimy przez most na którym zginęły dwie dziewczyny, pierwsze ofiary snajperów. Podjeżdżamy kilka przystanków tramwajem. Z okien widać namiotowy protest rolników przy głównej alei, trwający już od wielu miesięcy.
Wysiadamy przy Muzeum Narodowym, przed którym stoją zwiezione tutaj kamienie z ozdobnymi płaskorzeźbami. Jest ich wiele na Bałkanach, pochodzą ze średniowiecza, wiele z nich służyło jako nagrobki. W niektórych miejscach szczególnie dużo pozostawili ich Bogomiłowie, średniowieczny ruch religijny.
Stąd już blisko na Grbavicę. Wchodzimy na osiedle, bardzo przypominające nasze blokowiska. Azra opowiada wojenne historie, jak w czasie oblężenia krótki czas mieszkała w innej części miasta, jak pracowała wtedy w lokalnej telewizji, opowiada o swoich znajomych z Grbavicy, zajętej przez Serbów, jak się musieli migać od poboru do serbskiej armii.
W centrum kulturalnym dowiadujemy się że bilety mają być dopiero od 9 wieczorem. Trzeba będzie kupić w miarę szybko i iść na miasto przed koncertem. Ale na razie Azra ma w ogródku osiedlowej knajpki na Grbavicy spotkanie związane z pracą. Ludzie się schodzą i załatwiają swoje sprawy, a w międzyczasie przychodzi Samer. Przy kuflu Sarajevskog piwa gadamy o górach, snujemy plany na przyszły rok. Mówi że też by przyszedł na koncert ale nie wie czy zdąży. Przed wyjściem puszczam jeszcze semsy do Amelki i ludzi w Polsce. Zanim wrócimy do domu, idziemy jeszcze obejrzeć stadion Želja, czyli Železnjičara Sarajevo.
Po bardzo dobrej kolacji, przygotowanej przez mamę Azry, jedziemy na Grbavicę. Przyjeżdżamy przed czasem, jesteśmy jedni z pierwszych, bilety trzeszczą po 15 marek. Azra pisze semsa do Željka, swojego kumpla z Đakova, który miał z nami jechać w Prokletije. Znam go korespondencyjnie. Zaraz przychodzi odpowiedź z życzeniami dobrej zabawy i pozdrowieniami dla Devana. Chwilę nam zajmuje rozkminka: Kamil - kamila - devan. Jedno i drugie znaczy wielbłąd. Już się dawno przyzwyczaiłem że niektórzy cudzoziemcy wymawiają moje imię jak camel. A teraz zyskałem jeszcze nową ksywkę.
Mamy jeszcze kupę czasu więc zgodnie z planem wracamy do centrum. Po drodze spotykamy jeszcze jednych znajomych Azry. Potem wstępujemy do knajpy z muzyką na żywo. W ogólnym zamieszaniu barman próbuje mnie orżnąć na reszcie za bronka. Zwracam mu uwagę, on najpierw zaczyna się wykłócać, w końcu prawie rzuca we mnie klepakami, odwraca się i odchodzi. Patrzę że rzucił mi nawet parę fenigów za dużo. Fajnie grają, więc zostajemy jeszcze z godzinę.
Na Bašćaršiji nadziewamy się na spotkanych wcześniej Portugalczyków. W międzyczasie zdążyli się nastukać i ujarać w trupa. Daleko nam jeszcze do ich stanu świadomości, więc po chwili ich zostawiamy i podążamy na następny przystanek dzisiejszej trasy - do firmowej knajpy sarajewskiego browaru. Azra opowiada że krótko tu pracowała ale nie miała najlepszych doświadczeń. Nie ma już za dużo czasu. Próbujemy po kuflu jasnego i ciemnego i idziemy do tramwaju.
Jest jeszcze dosyć wcześnie, udaje nam się stanąć pod sceną. Nikt nie robi problemów z wniesieniem aparatu. Niedługo po nas schodzi się coraz więcej ludzi i sala się mocno nabija. Start się opóźnia, chociaż i bez tego godzina nie jest najmłodsza. Wreszcie pół godziny po północy na scenę wkracza Sejo, a za nim reszta Palenia Zabronionego. Szybkie powitanie z publiką i od razu akcja...
Ponekad noću kada ne ma svijetla
i ne vidi se put od kiše i od vijetra,
sjetim se njega...
...Karabaja! - kończą pierwszą zwrotkę wszystkie obecne gardła. Duch harleyowca, poszukujący motoru żeby móc na nim odjechać do nieba, a przy okazji pomagający kierowcom w potrzebie. Znam tekst na pamięć, sam go zresztą kiedyś tłumaczyłem, więc od początku nie oszczędzam strun głosowych.
Karabaja mora dalje,
Karabaja naći mora,
Karabaja ne može na nebo
otić bez motora...
Teksty niektórych z następnych kawałków też mniej lub bardziej znam, albo przynajmniej same refreny, więc gdy lecą "Lijepa Alma", "Hadžija ili bos", "Pišonja i Žuga u paklu droge", "Možeš imat' moje tijelo", "Selena" i "Kanjon Drine", gardło mam już nieźle zdarte.
Pojawiają się zaproszeni goście, aktorka Lucija Šerbedžija, występująca w filmie "Nafaka", i Halid Bešlić, którzy razem z Sejom wykonują kilka kawałków. Nie może się obyć bez "Halid umjesto Halida", specjalnie dla niego.
Przewijają się też inni goście, muzycy dawniej współpracujący z Zabranjenom pušenjem, zespół ubranych w miejscowe stroje dziewczyn śpiewa tradycyjną piosenkę z której nie kumam ani słowa, chociaż Azra mówi że to po bośniacku.
U lošoj formi sam... Sejo śpiewa następny refren. Jednak formę ma dziś znakomitą. Da čujem Sarajevo! - zagrzewa publikę do chóralnego śpiewu. Czasem robi sobie jaja. Otkako si s njim, otkako si otišla - wyjemy razem z nim - život mi je svi, život mi je pos'o, kuća... - zanim wszyscy zdążą wykrzyknąć birtija, Sejo z nienacka wchodzi... džamija! No tak, gdy kobieta odejdzie, a cała kasa dawno z rozpaczy przepita w knajpie, oprócz pracy i domu pozostaje tylko... meczet.
Około 2.30 koncert się kończy. Chociaż publika uparcie krzyczy hoćemo još!, chłopaki wychodzą jeszcze tylko raz. Myślałem że może jeszcze zagrają "Agregat" albo "Jugo 45". Ale i tak było jedwabiście. Co za zbieg okoliczności że znalazłem się akurat dziś w Sarajewie, w dniu koncertu o którym nie było wcześniej wiadomo. Zadowoleni i ubawieni dajemy z buta przez całe miasto do domu.