Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Bałkańska opowieść 2006

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 09.05.2007 21:00

13. Karabaja (2)
21 sierpnia


Na górach wokół miasta wiszą ołowiane chmury. Jeszcze nie wiem czy mam jechać dalej dziś czy jutro. No i gdzie dalej? Duże koło przez Živogošće? Czy prosto do Ljevog Sredička pod Zagrzebiem, gdzie zaprasza mnie Amelka?

Obrazek

Azra sprawdza w sieci program imprez festiwalu filmowego i... dziś gra Zabranjeno pušenje! Kapela która mi od jakiegoś czasu skutecznie uciekała. W zeszłym roku byliśmy z Ag w Chorwacji o dwa dni za krótko. Równo dwa tygodnie temu się znowu nie udało chociaż było blisko. Do trzech razy sztuka! Azra też ich lubi. Jeszcze tylko trzeba zdobyć bilety.

Koncertu nie ma na ich oficjalnej stronie. Jest widać ponadplanowy, z okazji premiery filmu "Nafaka" do którego ZP nagrało ścieżkę dźwiękową. Ma się zacząć dopiero o północy, po premierowym pokazie.

Trzeba przestawić skodzinkę bo miejsce gdzie wczoraj stanąłem może być potrzebne sąsiadom. Azra mówi że mogę zaparkować wyżej, przed domem innego sąsiada który wyjechał. Najpierw muszę przygotować miejsce i odsunąć parę klamotów stojących na równoległym podjeździe, dosłownie o centymetry większym od wymiarów samochodu. Potem z pewnym trudem zawracam na masakrycznie stromej uliczce, w dodatku śliskiej po nocnym deszczu, i rzężąc na jedynce podjeżdżam wąziutkim asfaltem o 30% nachyleniu. Staję, przymierzam się do wjazdu, maksymalnie zaciągnięty ręczny trzeszczeniem wyraża swoje niezadowolenie. Otwieram obie boczne szyby, Azra mnie kieruje. Centymetr po centymetrze, unikając zawieszenia koła, wjeżdżam tyłem. Po wyjściu zauważam małe obdrapanie na prawym boku. No tak, wszystko przesunąłem, tylko zapomniałem o stołku stojącym pod samymi drzwiami domu. Przeżyjemy.

Azra mieszka bardzo wysoko nad centrum, ale odległość jest tylko pozorna. W dół jest kilka minut. Gorzej będzie z powrotem. Zjadamy po burku na Bašćaršiji i idziemy szukać biletów. Najpierw jednak wpadamy do klubu górskiego Bjelašnica. Poznaję kilkoro przyjaciół Azry. Jest też małżeństwo szwajcarskich emerytów, którzy sprzedali dom i jeżdżą po Europie. Teraz właśnie byli w bośniackich górach. W ogóle gdzie tylko się da, odwiedzają góry. Gdy już wychodzimy, przychodzi kilku Portugalczyków na wakacjach, też chwilę z nami gadają. Jeszcze trochę się włóczymy po Bašćaršiji wśród straganów, zaglądamy do meczetu i wytwórni kilimów, Azra opowiada o historii bośniackiej flagi.

Obrazek Obrazek

Przy festiwalowych stoiskach w centrum nie ma biletów. Kierują nas do Skenderiji - centrum handlowo-rozrywkowego, które mocno ucierpiało w czasie oblężenia, jednak teraz znowu działa.

Obrazek Obrazek

Azra zagląda do kilku księgarni i sklepów muzycznych które zwykle sprzedają bilety na koncerty. Nigdzie jednak ich nie ma, trzeba będzie iść do centrum kulturalnego na Grbavicy, tam gdzie będzie koncert. Idziemy przez miasto, Azra cały czas opowiada. Przechodzimy przez most na którym zginęły dwie dziewczyny, pierwsze ofiary snajperów. Podjeżdżamy kilka przystanków tramwajem. Z okien widać namiotowy protest rolników przy głównej alei, trwający już od wielu miesięcy.

Wysiadamy przy Muzeum Narodowym, przed którym stoją zwiezione tutaj kamienie z ozdobnymi płaskorzeźbami. Jest ich wiele na Bałkanach, pochodzą ze średniowiecza, wiele z nich służyło jako nagrobki. W niektórych miejscach szczególnie dużo pozostawili ich Bogomiłowie, średniowieczny ruch religijny.

Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Stąd już blisko na Grbavicę. Wchodzimy na osiedle, bardzo przypominające nasze blokowiska. Azra opowiada wojenne historie, jak w czasie oblężenia krótki czas mieszkała w innej części miasta, jak pracowała wtedy w lokalnej telewizji, opowiada o swoich znajomych z Grbavicy, zajętej przez Serbów, jak się musieli migać od poboru do serbskiej armii.

W centrum kulturalnym dowiadujemy się że bilety mają być dopiero od 9 wieczorem. Trzeba będzie kupić w miarę szybko i iść na miasto przed koncertem. Ale na razie Azra ma w ogródku osiedlowej knajpki na Grbavicy spotkanie związane z pracą. Ludzie się schodzą i załatwiają swoje sprawy, a w międzyczasie przychodzi Samer. Przy kuflu Sarajevskog piwa gadamy o górach, snujemy plany na przyszły rok. Mówi że też by przyszedł na koncert ale nie wie czy zdąży. Przed wyjściem puszczam jeszcze semsy do Amelki i ludzi w Polsce. Zanim wrócimy do domu, idziemy jeszcze obejrzeć stadion Želja, czyli Železnjičara Sarajevo.

Obrazek

Po bardzo dobrej kolacji, przygotowanej przez mamę Azry, jedziemy na Grbavicę. Przyjeżdżamy przed czasem, jesteśmy jedni z pierwszych, bilety trzeszczą po 15 marek. Azra pisze semsa do Željka, swojego kumpla z Đakova, który miał z nami jechać w Prokletije. Znam go korespondencyjnie. Zaraz przychodzi odpowiedź z życzeniami dobrej zabawy i pozdrowieniami dla Devana. Chwilę nam zajmuje rozkminka: Kamil - kamila - devan. Jedno i drugie znaczy wielbłąd. Już się dawno przyzwyczaiłem że niektórzy cudzoziemcy wymawiają moje imię jak camel. A teraz zyskałem jeszcze nową ksywkę.

Mamy jeszcze kupę czasu więc zgodnie z planem wracamy do centrum. Po drodze spotykamy jeszcze jednych znajomych Azry. Potem wstępujemy do knajpy z muzyką na żywo. W ogólnym zamieszaniu barman próbuje mnie orżnąć na reszcie za bronka. Zwracam mu uwagę, on najpierw zaczyna się wykłócać, w końcu prawie rzuca we mnie klepakami, odwraca się i odchodzi. Patrzę że rzucił mi nawet parę fenigów za dużo. Fajnie grają, więc zostajemy jeszcze z godzinę.

Na Bašćaršiji nadziewamy się na spotkanych wcześniej Portugalczyków. W międzyczasie zdążyli się nastukać i ujarać w trupa. Daleko nam jeszcze do ich stanu świadomości, więc po chwili ich zostawiamy i podążamy na następny przystanek dzisiejszej trasy - do firmowej knajpy sarajewskiego browaru. Azra opowiada że krótko tu pracowała ale nie miała najlepszych doświadczeń. Nie ma już za dużo czasu. Próbujemy po kuflu jasnego i ciemnego i idziemy do tramwaju.

Obrazek

Jest jeszcze dosyć wcześnie, udaje nam się stanąć pod sceną. Nikt nie robi problemów z wniesieniem aparatu. Niedługo po nas schodzi się coraz więcej ludzi i sala się mocno nabija. Start się opóźnia, chociaż i bez tego godzina nie jest najmłodsza. Wreszcie pół godziny po północy na scenę wkracza Sejo, a za nim reszta Palenia Zabronionego. Szybkie powitanie z publiką i od razu akcja...

Ponekad noću kada ne ma svijetla
i ne vidi se put od kiše i od vijetra,
sjetim se njega...

...Karabaja!
- kończą pierwszą zwrotkę wszystkie obecne gardła. Duch harleyowca, poszukujący motoru żeby móc na nim odjechać do nieba, a przy okazji pomagający kierowcom w potrzebie. Znam tekst na pamięć, sam go zresztą kiedyś tłumaczyłem, więc od początku nie oszczędzam strun głosowych.

Karabaja mora dalje,
Karabaja naći mora,
Karabaja ne može na nebo
otić bez motora...


Teksty niektórych z następnych kawałków też mniej lub bardziej znam, albo przynajmniej same refreny, więc gdy lecą "Lijepa Alma", "Hadžija ili bos", "Pišonja i Žuga u paklu droge", "Možeš imat' moje tijelo", "Selena" i "Kanjon Drine", gardło mam już nieźle zdarte.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Pojawiają się zaproszeni goście, aktorka Lucija Šerbedžija, występująca w filmie "Nafaka", i Halid Bešlić, którzy razem z Sejom wykonują kilka kawałków. Nie może się obyć bez "Halid umjesto Halida", specjalnie dla niego.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Przewijają się też inni goście, muzycy dawniej współpracujący z Zabranjenom pušenjem, zespół ubranych w miejscowe stroje dziewczyn śpiewa tradycyjną piosenkę z której nie kumam ani słowa, chociaż Azra mówi że to po bośniacku.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

U lošoj formi sam... Sejo śpiewa następny refren. Jednak formę ma dziś znakomitą. Da čujem Sarajevo! - zagrzewa publikę do chóralnego śpiewu. Czasem robi sobie jaja. Otkako si s njim, otkako si otišla - wyjemy razem z nim - život mi je svi, život mi je pos'o, kuća... - zanim wszyscy zdążą wykrzyknąć birtija, Sejo z nienacka wchodzi... džamija! No tak, gdy kobieta odejdzie, a cała kasa dawno z rozpaczy przepita w knajpie, oprócz pracy i domu pozostaje tylko... meczet.

Obrazek Obrazek Obrazek

Około 2.30 koncert się kończy. Chociaż publika uparcie krzyczy hoćemo još!, chłopaki wychodzą jeszcze tylko raz. Myślałem że może jeszcze zagrają "Agregat" albo "Jugo 45". Ale i tak było jedwabiście. Co za zbieg okoliczności że znalazłem się akurat dziś w Sarajewie, w dniu koncertu o którym nie było wcześniej wiadomo. Zadowoleni i ubawieni dajemy z buta przez całe miasto do domu.
Ostatnio edytowano 12.06.2007 19:20 przez zawodowiec, łącznie edytowano 3 razy
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 09.05.2007 22:59

zawodowiec napisał(a):Ponekad noću kada ne ma svijetla
i ne vidi se put od kiše i od vijetra,
sjetim se njega...

...Karabaja!
- kończą pierwszą zwrotkę wszystkie obecne gardła. Duch harleyowca, poszukujący motoru żeby móc na nim odjechać do nieba, a przy okazji pomagający kierowcom w potrzebie. Znam tekst na pamięć, sam go zresztą kiedyś tłumaczyłem, więc od początku nie oszczędzam strun głosowych.

Karabaja mora dalje,
Karabaja naći mora,
Karabaja ne može na nebo
otić bez motora...


Taaak... kiedyś tłumaczyłeś... :D
Tu się zaczyna... Karabaja...
Do zore...

Super wyszło z tym koncertem!!!!!!!!! :D
Devane... :wink:

Pozdrav
Jola
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108172
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 10.05.2007 00:37

Jak ktoś przeczytał i nie śpi to może jeszcze posłuchać :oczko_usmiech:
No to Kamilu uzupełniam relację "Karabają" w muzycznym wykonaniu :lol:

oraz gościem koncertu

Jest też "agregat"

i "yugo 45"
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 10.05.2007 08:41

Kolejny smakowity kąsek połknąłem (bez popijania :D )
Pozdrav.
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 10.05.2007 14:52

Dzieki! Ale ja sie dopiero ucze, jak chcecie poczytac relacje koncertowe to sa lepsi ode mnie, chociazby tu i tu :D
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 10.05.2007 16:40

zawodowiec napisał(a):Dzieki! Ale ja sie dopiero ucze

I bardzo dobrze Ci ta nauka idzie!!! :lol: :D
Fajnie, że przypomniałeś koncertowe relacje sprzed prawie dwóch lat. Czytało się wtedy, oj, czytało... Super są. :D

zawodowiec napisał(a):Co za zbieg okoliczności że znalazłem się akurat dziś w Sarajewie, w dniu koncertu o którym nie było wcześniej wiadomo.

To właśnie jest niesamowite!!! :D


A Karabaja od wczoraj łazi mi po głowie... :D :lol:

Pozdrav
Jola
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 10.05.2007 18:08

Da čujem Sarajevo! :lol: Ech... uwielbiam tę zachętę także w innym wykonaniu! :lol:

Devanie :wink: :lol: !!! Dla mnie to chyba najpiękniejszy, bardzo klimatyczny odcinek tych wakacji (jeśli chodzi o etapy w cywilizacji :D )! Takie Sarajevo z marzeń - ludzie, opowieści i muzyka... Ech!!!!!! Pewnie wielu doda jeszcze do tego klimatu: piwo :lol:

A o czym jest ten film "Nafaka"? Tzn. pewnie jak poszukam w sieci to znajdę, ale może szybciej coś napiszecie? :lol:

Było bosko przy tej czytance! Dzięki!!!
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 10.05.2007 23:20

shtriga napisał(a): A o czym jest ten film "Nafaka"? Tzn. pewnie jak poszukam w sieci to znajdę, ale może szybciej coś napiszecie? :lol:

Już pewnie dawno znalazłaś... ale... niech tam... nikt nic szybciej nie napisał. :wink: :lol:
Na stronce, do której sznurek nie chce mi się wstawić :lol: piszą między innymi tak:

Opis filmu:
Ahmed i Lana, "Czerwone Oko" i Jennet Hugh, Sado i Saba, Šahbej, Beba, Nemanja, Meli, Marks, Matan, Biber, Jimm i Nicollo - to mieszkańcy Sarajewa, którym towarzyszymy w czasie oblężenia miasta i po jego zakończeniu, z których każdy inaczej przeżywa koszmar wojny i naznaczone traumą powojenne dni. To opowieść o ich losach, namiętnościach, osobistych tragediach ale także o ludzkiej solidarności, wierze w wolność i w szczęśliwsze życie. Film jest poświęcony Sarajlijom, którym udało się przeżyć trzyletnie oblężenie, a którzy jednak ciągle wierzą w życie i w "cud w Sarajewie".

I tu też o tym piszą.
Dziś ja guglačica. :wink: :lol:

vila napisał(a):Da čujem Sarajevo! :lol: Ech... uwielbiam tę zachętę także w innym wykonaniu! :lol:

Hehe... jeszcze było - "Idemo zajedno!" Też niezgorsze. :lol:

Pozdrav
Jola
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 10.05.2007 23:26

Nie widziałem filmu, z tego co znalazłem opowiada o (nie)zwykłym życiu mieszkańców Sarajewa w czasie wojny i później. Ale to każdy umie sobie znaleźć :) Recenzje na ogół dosyć pochlebne.

shtriga napisał(a):Da čujem Sarajevo! :lol: Ech... uwielbiam tę zachętę także w innym wykonaniu! :lol:

Zresztą w Skenderiji, która też się pojawia w tym odcinku...

shtriga napisał(a):Devanie :wink: :lol: !!! Dla mnie to chyba najpiękniejszy, bardzo klimatyczny odcinek tych wakacji (jeśli chodzi o etapy w cywilizacji :D )! Takie Sarajevo z marzeń - ludzie, opowieści i muzyka... Ech!!!!!! Pewnie wielu doda jeszcze do tego klimatu: piwo :lol:

Odezwała się ta co wcale nie umie budować klimatu w swoich relacjach :lol: Weźmy taki Mostar...
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 10.05.2007 23:30

I pośpieszyłam się. :oops:
Ale już kasować nie będę. :lol: :lol: :lol:


Pozdrav svima! :lol:
Jola
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 11.05.2007 09:03

Jeszcze zapomnialem dodac ze nafaka znaczy cos jak zarcie i picie, aprowizacja itp. Chyba z tureckiego.

A jak tu zajrzycie to chyba gdzies widac nasze glowy od tylu :lol:
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 12.06.2007 19:24

Od jakiegoś czasu niektóre foty wstawione na imageshacka znikają bez powodu, by czasem się znowu pojawić i zniknąć. Staram się na bieżąco naprawiać szkody, a przy okazji dodałem do niektórych odcinków parę szczegółów co mi wcześniej umknęły.
Ale obsługa tej relacji zaczyna przypominać łatanie starego dachu co przecieka co chwilę w nowym miejscu :) Może by trzeba wymienić dach czyli serwer na zdjęcia. Ale wstawiać te setki fot na nowo... jeszcze jakiś czas zostanie jak jest.
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 13.06.2007 14:24

14. Karabaja (3)
22 sierpnia

Wysypiamy się do oporu. Widok z góry na oświetlone słońcem Sarajewo dodaje mi nowej energii. Azra do popołudnia jest wolna, pyta czy chciałbym coś jeszcze zobaczyć przed odjazdem. Mówię że czemu by nie podjechać gdzieś wyżej ponad miasto, na przykład na Trebević.

Po śniadaniu ruszamy. Żeby się wydostać na górę, najpierw trzeba zjechać wiadomą uliczką. To jedyna droga wydostania się stąd. Tymczasem... w momencie jak zjeżdżamy, z dołu jak spod ziemi wyjeżdża wielka ciężarówa. Parkuje, zajmując prawie całą szerokość uliczki. To sąsiad się rozbudowuje, przyjechały materiały. Stoi przed domem i coś gada do kierowcy. Pytam sąsiada ile to może potrwać, mówi że jakieś pół godziny. My na to czy nie dałoby się zrobić nam na chwilę miejsca na wyjazd bo trochę nam się śpieszy. Kierowca jest spokojny, natomiast sąsiad robi się coraz bardziej niezadowolony. Mówi coś nieprzyjemnego, ja nie pozostaję dłużny, Azra nas uspokaja. Kierowca najspokojniej w świecie wskakuje do szoferki, zjeżdża jedno skrzyżowanie niżej i robi nam miejsce. Cały manewr zajmuje może dwie minuty. Odjeżdżamy, odprowadzani bluzgami żołądkującego się sąsiada.

To jeszcze nie koniec wąziutkich, stromych dróżek. Po wyjeździe z osiedla znowu wleczemy się jedną z nich, za ciężko rzężącą ciężarówką. Na szczęście niedługo Azra mnie wypilotowuje na "główną" drogę prowadzącą na Trebević. Jest szeroka, niezbyt stroma, tylko wszędzie pełno dziur. Pewnie nie remontowana od wojny, gdy jeździły tędy czołgi i transportery. Co jakiś czas widzimy tablice z 1984 roku, informujące o obiektach olimpijskich na pobliskiej Jahorinie.

Za którymś zakrętem w lesie ukazuje się nam czerwony golf wbity przodem w kamienną barierkę ustawioną na poboczu. Obok stoją dwaj faceci, chyba ojciec i syn. Nic im się nie stało, chociaż cały przód jest zmasakrowany. Mieszkają trochę ponad kilometr stąd. Jak już się rozwalić to najlepiej koło domu.

I tu počinje ta priča, negdje nasred Trebevića... - przypominają mi się słowa. Karabaja ma dziś widać wolne i nas wysłał na zastępstwo, i to w samym środku swojego rewiru.

Stawiam mojego trójkąta. Pozostaje tylko ich zholować przed ich dom. Golf stoi tyłem do domu i do spadku drogi. Silnika lepiej nie próbować zapalać bo może gdzieś cieknie wacha, zresztą i tak pewnie by nie odpalił. Podczepiam więc linkę za tył. Azra wskakuje za kółko golfa. Kawałek go przeciągam, ale koła okazują się być zablokowane pod kątem i jeszcze przed pierwszym zakrętem zaczynają ściągać golfa z drogi. Całe szczęście że chociaż działa hamulec.

Na razie jedyne co nam się udało to zablokować drogę. Nadjeżdża jakiś miejscowy. Dołącza się do nas, w czterech chłopa przestawiamy golfa o 90 stopni. Holuję go kawałek dalej, póki zablokowane koła znowu go nie ściągną na pobocze. Na serpentynach dalsza taka zabawa nie ma sensu. W międzyczasie zbiera się jeszcze trochę ludzi którzy akurat przejeżdżali. Wśród nich jest traktorzysta z podnośnikiem widłowym na przedzie.

Rąk do pomocy nie brakuje, akcja z przestawieniem golfa powtarza się. Traktorzysta wymyśla że na widły złapie przód, z którego i tak już dużo nie zostało, i na samych tylnych kołach przepchnie go do celu.

Jak już jesteśmy w tej całej akcji to zostajemy w niej do końca. Podjeżdżamy do gospodarstwa za traktorem pchającym golfa. Wjeżdżamy na podwórko, traktorzysta wpycha wraka do szopy. Gospodarze częstują nas rakiją. Niestety muszę poprzestać na wodzie i czekoladkach.

W traktorze zablokował się bieg i nie można go wycofać spod szopy. Właściciel musi odkręcić dużą śrubę żeby się dostać do skrzynki, ale nie ma klucza. Idę do skodzinki sprawdzić czy nie mam dużego francuza, ale widzę że został w Utrechcie razem z rowerem. Mam mniejszego, ale niestety jest za mały. Traktorzysta, niczym MacGyver, w końcu sobie radzi z odkręceniem za pomocą młotka i siekiery, jednak cały czas nie może odblokować biegu.

Nagle Azra głośno mówi że musimy już jechać bo nam się śpieszy. Niby ma rację, ale trochę mnie dziwi co tak z nienacka jej się przypomniało. Patrzy na mnie tak że widzę że ma jakiś swój powód. Żegnamy się, miejscowi bardzo nam dziękują. Szkoda mi ich, widać że nie żyje im się tu zbyt dostatnio i pewnie będą mieli kłopot z zastąpieniem swojego starego golfa.

W samochodzie Azra mi mówi że jak poszedłem po klucz to traktorzysta powiedział "w '93 był stąd lepszy widok na Sarajewo". Czetnik? - pytam. Azra kiwa głową. Rozumiem jak się mogła poczuć, przeżyła w końcu oblężenie. Zastanawia mnie ile czasu jeszcze upłynie zanim ta wojna wygaśnie ludziom w głowach. Z drugiej strony są przecież wspaniali i serdeczni, chociażby sami widzieliśmy że każdy tu bez zastanowienia zatrzyma się i poświęci swój czas, żeby pomóc potrzebującemu.

Jesteśmy na terenie Republiki Serbskiej Bośni i Hercegowiny, granica tutaj kluczy i przechodzi blisko Sarajewa, chociaż jej nie widać. Jedynym znakiem jest cyrylica na napisach w miejscowościach przez które przejeżdżamy. Czy jedynym? Azra zauważa jak na ulicy ktoś kogoś pozdrawia trzema palcami uniesionymi w górę. Czetnickie pozdrowienie - uśmiecha się krzywo.

Azra pilotuje mnie obok skałek gdzie niedawno robiła kurs wspinaczkowy. Wjeżdżamy na wzgórze widokowe, robię parę fotek, nabieram wody ze stojącego kranu i wracamy do Sarajewa.

Obrazek Obrazek

Żegnam się z Azrą w centrum i ruszam w drogę. Jeszcze dziś mam być u Amelki w Lijevom Sredičku nad rzeką Kupą. Trochę nam zeszło na nasze przygody, więc nie ma już czasu na żadne krajoznawcze wycieczki nieznanymi drogami przez Bośnię. Wybieram najszybszą trasę przez Doboj i Zenicę na północ, żeby jak najszybciej wypaść na autostradę z Belgradu do Zagrzebia.

Zaraz widzę że zrobiłem dobry wybór. Niedaleko za Sarajewem wypadam na długi dwupasmowy odcinek. Parę lat temu jeszcze go nie było. Dalej też się jedzie szybko, ruch jest nieduży. W miejscowościach jednak trzeba profilaktycznie zwalniać, bo tu często suszą.

Przed chorwacką granicą kupuję żarcie w przydrożnej budce i tankuję tańszą "serbskobośniacką" wachę. Benzyniarz pyta jak tam u nas w Polsce. Po krótkiej gadce zaczyna że najlepiej tu było za Tity, a teraz wszystko co złe to przez Chorwatów. Ciągnie jakiś czas w ten deseń. Daję mu się wygadać, coś tam neutralnie odpowiadam i ruszam w kierunku Brodu o trzech nazwach - Bosanski, Srpski i Slavonski.

Przed granicą długa kolejka. Po pokazaniu paszportu przejeżdżam w końcu most na Sawie i za chwilę wypadam na autocestę. Jest pusto, na liczniku złoty sześćdziesiąt, jadę prosto na zachodzące słońce. Nie wiem co bym zrobił bez ciemnych okularów. Kilkadziesiąt kilosów przed Zagrzebiem widzę na horyzoncie burzę.

Jest już ciemno, gdy zjeżdżam z autostrady. Jadę lokalnymi drogami, a potem już zupełnie wiejskimi. Wydaje mi się że mam dobrą mapę, ale i tak się gubię. Miejscowi próbują mi pokazać drogę, ale jest trudno. Między wsiami jest pełno malutkich dróżek których nie ma na mapie.

W końcu chyba wiem gdzie jestem. Zaczyna kropić, droga wije się przez las. Staję w jakiejś wsi, widzę że kilkaset metrów wcześniej przejechałem rozjazd. Wracam, przede mną rusza jakiś miejscowy. Jedzie szybko, ja za nim też szybko bo już jest późno. Trzymam się w bezpiecznej odległości za nim ale zachowuję kontakt wzrokowy, na ciemnej krętej drodze w lesie to zawsze ułatwia sprawę. Nagle miejscowy przyśpiesza jak wściekły i znika za którymś zakrętem, jakby się bał że ktoś go goni. Zwalniam bo to się robi niebezpieczne.

Kilkaset metrów dalej widzę czerwoną lagunę stojącą w bocznej dróżce na zgaszonych światłach. To on, widać postanowił mnie przeczekać. A ja wcale nie chciałem człowieka wystraszyć.

Staję przy tablicy z nazwą Lijevo Sredičko i dzwonię do Amelki. Umawiamy się na skrzyżowaniu przy kościele. Dojeżdżam i czekam, za parę minut podjeżdża ciemna corolla na warszawskich blachach. Witamy się, fajnie się w końcu spotkać. Jadę za nią bocznymi dróżkami na działkę. Wychodzą mi na powitanie mała Karolinka i jej chorwacka babcia. Jeszcze dłuższą chwilę sobie z Amelką fajnie gawędzimy przy późnej kolacji.


23 sierpnia

Po śniadaniu Amelka z małą zabierają mnie na spacer nad Kupę. Karolina bryka niczym Tygrys od Kubusia Puchatka, w końcu się męczy i wskakuje mi na barana. Przy drodze rośnie macierzanka, Amelka mnie sprawdza czy wiem jak jest po chorwacku. No ale jak mam nie pamiętać majčine dušice. W końcu w zeszłym roku z Czechami pijałem wywar z mateřidoušky.

Babcia już czeka z królewskim obiadem. Zdzwaniam się z Gordem żeby się spotkać i dać mu jego karimatę, która cały czas leży u mnie w kufrze. Ustawiamy się w charakterystycznym punkcie na przedmieściu Zagrzebia, gdzie Gord ma coś do załatwienia.

Po obiedzie nadchodzi czas się pożegnać. Opuszczam gościnny Lewy Środeczek, jadę lokalnymi drogami na Zagrzeb i zgodnie z planem spotykamy się z Gordem.

Oddaję mu piankę i jadę za nim do miasta, zostawiamy skodzinkę w dogodnym miejscu na ulicy i obaj jedziemy astrą do Zaprešića pod Zagrzebiem, do mieszkania Gorda. Zgrywa sobie foty - moje z aparatu i Azry z płytki którą mi dała, a mi wypala płytkę ze swoimi.

Gord jeszcze dziś nie pracuje, więc ma czas pokazać mi centrum Zagrzebia. Jeśli komuś się śpieszy, to prędzej mi. Przede mną cała droga do domu. Forsownym marszobiegiem zwiedzamy dolne i górne stare miasto, pomiędzy nimi pokonując strome, niekończące się schody. Świeżo zdobyta górska kondycha jeszcze raz się przydaje. Słucham opowieści jak kiedyś górne i dolne miasto toczyły ze sobą regularne bitwy.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Kupuję jeszcze jedną płytkę w sklepie muzycznym, wracamy do astry, podjeżdżamy do skodzinki i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę.


18.45

Stara droga z Zagrzebia do Varaždina, równoległa do autostrady, gdzieś przed Novim Marofem, kręty odcinek. Ostry zakręt w prawo, źle wyprofilowany, zacieśnia się. Czwórka, międzygaz, trójka, kurwa, dalej się zacieśnia, nie przewidziałem tego, już wiem że się nie zmieszczę na swoim pasie. Z przeciwka powoli pod górę pełznie tir. Tracę przyczepność, gumy piszczą, zaraz centralnie w niego walnę. Na zewnętrznej widzę szerokie na parę metrów, wyboiste żwirowe pobocze. Przypadek, a może przy projektowaniu drogi ktoś pomyślał o takich idiotach. Dobra jest, tam spierdalamy. Chyba odzyskuję przyczepność, prostuję koła, ciągle hamując przelatuję parę metrów przed maską tira, miękko wypadam na pobocze, trzęsie na wybojach, do reszty wytracam szybkość, od razu wracam na drogę. Dopiero po chwili mam żołądek w gardle i wszystko do mnie dociera. Wdzięczność. Ktoś czuwa. Znowu Karabaja? Tym razem chyba wyższa instancja.


24 sierpnia, 4.30

Trasa na Katowice. Do domu może 3 godziny ale czuję że trzeba zjechać. Stacja benzynowa, ostatnie spanie w trasie, rozkładam siedzenie i śpiwór. Zdania opowieści zaczynają się układać w głowie.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 13.06.2007 15:02

Ech, koniec...? :cry: Eeeee chyba jeszcze nie!
Jak dobrze, że za chwilę znów wakacje, to NA PEWNO znów coś bałkańskiego napiszesz :lol: !

No i faktycznie, tych spotkań z Karabają trochę było... Dobrze, że i Twój Anioł Stróż się nie zagapił kiedy był potrzebny :D

A co kupiłeś w sklepie muzycznym??? :lol: :lol: :lol:
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 13.06.2007 17:05

No i... koniec opowieści.
Już :( , albo wreszcie :D . :lol:
Jestem pewna, że będą następne - bałkańskie, i nie tylko, które znowu będziemy czytać z zapartym tchem. :D

A Twój Anioł Stróż faktycznie ma plusa jak stąd to tamtąd - można by rzec że do nieba samego . :D

No i właśnie - jaką płytę kupiłeś? :lol: :lol: :lol:

Pozdrav
Jola
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Bałkańska opowieść 2006 - strona 8
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone