Jedziemy nad jezioro Szkoderskie celem wyczajenia fajnego campu, o którym słyszeliśmy na kempingu w Ivan Do od naszych rodaków, a który ładnie opisała i przedstawiła JoannaG
w swojej relacji .
Nie mam żadnego namiaru na camp, wiec jedziemy na mniej więcej, jednak tym razem na czuja nie znajdujemy, lądujemy po prostu po drugiej stronie jeziora
Niestety za Szkodrą w kierunku Shiroke asfalt się urywa, jedziemy trochu po żwirze (remont drogi), ale po kilku km mam dość, wyskakuję cyknąć szybkie foty...
Znów natykam się na śmieci. Masakra, po drodze jeszcze jakieś slumsy i żona stwierdza: wracamy do Masliny. Jest zgoda choć bardzo żałuję, że choć na dłużej nie zaliczyliśmy Shkodry (szczególnie kilku miejsc pokazanych na forum, w tym okazałego meczetu).
Na razie w Albanii północnej nas nie będą widzieć; jeżeli już to kiedyś Ksamil, Sarande, ale z wjazdem od strony greckiej, choć relacja Joanny znów mnie podkręca na Albanię, ale tylko mnie...
Tak jak pisałem, będzie to tylko taki krótki epizod Albański, nie jest to jej cały obraz, więc opinii sobie nie wyrabiam, ale na razie dajemy sobie spokój. Kierujemy się już do granicy z MNE...
Tak jak Ktoś z forumowiczów to opisywał, tutaj ja także nie tankuję, nie ma mowy
Na granicy znów kolejka, mnóstwo samochodów na kosowskich blachach, gostki robią sobie słit focie przy zawalonym odpadami śmietniku, pewnie zdjęcia już są na fejsie.
Nareszcie podjeżdżamy bliżej, pogranicznik zbiera kilkanaście dokumentów z kilku samochodów i rzuca coś jeszcze do mnie w rodzaju:
deszmi a redżistrimi, w pierwszej chwili nie łapę, o co biega
, ale zaraz
wyciągam dowód rejestracyjny, który również sprawdzają.
Wracamy na camp Maslina zaliczając przejazdem Ulcinj; dobre ale jakże tanie wino idzie w ruch, pomimo komarów, śpi się znacznie lepiej
Z Albani, która miała być na nieco dłużej z zaliczeniem płn. wybrzeża, wyszły nici. Mam jednak nadzieję, że kiedyś ją odkryjemy na nowo, bez rozczarowania.