ruzica napisał(a):Nadrobiłam zaległości
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że Monachium to najnudniejsze europejskie miasto. Ale widzę, że wcale nie
Wiesz, byłam tam krótko, ale nawet po takim szybkim rekonesansie (i prześledzeniu wielu relacji w necie) - nie wydaje mi się, żeby to było nudne miasto
Zapraszam na odcinek narciarski
Dzień 4 - 30 grudnia (środa): HintertuxDziś będzie drugi (i ostatni) narciarski dzień na tym wyjeździe. Zniechęceni wiosennymi warunkami, jakie zastaliśmy w ośrodku SkiWelt, tym razem uderzamy tam, gdzie musi być zima - na lodowiec
Hintertux W Zillertalu byliśmy dwukrotnie na narciarskich wakacjach i bardzo nam się tam podobało
Na Tuxie nartowaliśmy raz, w 2011 roku -
klik.
Zobaczymy, jak będzie tym razem.
Mapa tras:
Wyjeżdżamy jeszcze nocą, w każdym razie jest ciemno
W Austrii, na autostradzie:
I już w Zillertalu, trasa narciarska prowadząca do Aschau
:
Tutaj też, na razie, jest wiosennie
Na wysokości Zell am Ziller stajemy w sporym korku, który okazuje się być korkiem do świateł w Mayrhofen, więc trochę sobie w nim jedziemy
Przerażająca gondolka z Mayrhofen na Penken:
Raczej nie mam lęku wysokości, ale wjazdu tą kolejką w żadnym wypadku nie zaliczyłabym do przyjemnych
Przejeżdżamy przez Finkenberg, w którym stacjonowaliśmy 2 lata temu:
Okazuje się, że prawie wszystkie auta jadą na Tuxa
Trudno się dziwić, ludzie chcą pojeździć na prawdziwym śniegu, w najbardziej zimowych warunkach, w jakich jest to możliwe tej wiosny
Mamy szczęście, że wpuszczają nas na parking w miejscowości Hintertux. Za nami wjeżdżają chyba jeszcze 4 auta, później obsługa parkingu blokuje drogę i parkować można kilka kilometrów od stacji gondolki. Oczywiście puszczają skibusy, ale to jeszcze bardziej opóźni dojazd narciarzy na górę.
Wstawanie bladym świtem na niewiele się zdało (chociaż gdyby nie to, byłoby jeszcze gorzej), bo do pierwszej gondolki wsiadamy chwilę po 10:00.
Niby jest bardziej zimowo, ale jak na lodowiec, to i tak kiepsko:
Zdjęcia z kolejnej gondoli (na samą górę wjeżdża się trzema gondolkami) już normalniejsze:
Meldujemy się na szczycie, czyli na wysokości 3250 m:
Trasy wyglądają tak, jak je zapamiętaliśmy 5 lat temu:
Chociaż tak naprawdę za każdym razem jest trochę inaczej, bo lodowiec odrobinę się porusza
Od razu uderzamy na "południową stronę":
Jest tu jedna czerwona (ale solidnie nachylona) traska do trzyosobowej kanapy.
A widoki trochę jak w Dolomitach (dolomicki kolor skał)
:
Trzyosobowe krzesło wlecze się niemiłosiernie (jest niewyprzęgane), ale za to można podziwiać widoki:
Zjeżdżamy tą trasą jakieś 3 razy i przenosimy się na orczyki. Trzeba tu chwilę postać w kolejce:
Ale za to na trasach jest pusto
A śnieg - marzenie
W niektórych miejscach widać, że to prawdziwy lodowiec
:
Przenosimy się w niższe partie ośrodka. Tu trasy są bardziej zmęczone:
Trafiają się też niestety "lodowe połacie", a tego nie znoszę
Czas na przerwę - posiedzimy sobie w słoneczku:
i popatrzymy na bawarską ślicznotkę
:
Trochę fotek infrastruktury:
Poza starymi gondolkami równolegle jeżdżą nowe (są do nich większe kolejki):
To znany nam z Chopoka Funitel:
Radość nartowania:
powoli dobiega końca...
Jeszcze sesja zdjęciowa na śniegu
:
i ruszamy trasą nr 1 - do samego parkingu:
Nie jest to ani łatwy, ani przyjemny zjazd. Tworzą się lodowe rynny, a do tego tłum ludzi, wśród których są bardzo niepewni narciarze, ale i brawurowi, niezważający na innych na stoku i na pewno ci nie do końca trzeźwi
Cóż, takie ryzyko jest wkalkulowane w ten sport...
Na szczęście całej naszej ekipie (jest nas troje) udaje się zjechać do parkingi w jednym kawałku
Zmęczona (głównie czujnością na stoku
), ale szczęśliwa:
Pakujemy narty i ruszamy w drogę powrotną. Tym razem w korku stajemy na wysokości Finkenberga. Wleczemy się jakąś godzinę...
Urozmaiceniem powolnej podróży jest obserwowanie fajerwerków nad Mayrhofen:
Dziś dopiero 30 grudnia, ale mamy już przedsmak sylwestra
Gdy wydostajemy się z doliny, na autostradzie czeka nas jeszcze jedna niespodzianka - kontrola graniczna. Niemieckie służby celne ściągają niektóre auta na bok i sprawdzają, czy nie przewożą uchodźców. Nam każą zwolnić i świecą latarką do wnętrza samochodu. Chyba nie wyglądamy na uchodźców, bo od razu machają ręką, żeby jechać dalej. Ale mogę powiedzieć, że przez parę sekund byliśmy kontrolowani
Nartowanie na Hintertuxie mogę uznać za udane pod względem widokowo-pogodowym. Śnieg był też na pewno lepszy niż w ośrodku SkiWelt, ale jazda w lodowych rynnach, z tłumem ludzi niestety nie należała do najprzyjemniejszych.
Wszystkiemu winna dziwna pogoda - w normalnych warunkach narciarze (których i tak jest bardzo dużo w sezonie świąteczno-sylwestrowym) szusowaliby również w innych skiareałach (w Zillertalu i nie tylko), a przy obecnym deficycie śniegu większość wybrała się na lodowiec, pogarszając tam znacznie warunki
Ale i tak było super! A jazda w trudniejszych warunkach też jest potrzebna, bo czegoś nas uczy