Lednice napisał(a):Ładnie tam jest, ale za dużo ludzi w jednym miejscu
Ludzi mnóstwo, ale trudno się dziwić - taka piękna niedziela
Dzień 1 - 27 grudnia (niedziela): Königssee i St. BartholomäPo zjechaniu z Jennera nasze kroki kierujemy w stronę przystani.
Okazuje się, że wspólny bilet na kolejkę i statek po Königssee trzeba wymienić w tutejszej kasie na bilet wyłącznie na statek. A później do kolejki:
Najpierw wpuszczają ludzi z wcześniejszą godziną odpłynięcia na bilecie (liczy się godzina zakupu biletu), my musimy jeszcze trochę poczekać. Załapujemy się na kolejną łódkę.
Odpływamy! Na zdjęciu garaże dla łódek:
Wyspa z figurą św. Jana Nepomucena:
Jest grudzień, więc dzień mamy krótki. Słońce z rzadka nas oświetla, ale czasami wpływamy w słoneczny blask
Trochę poruszone lusterko:
I jeszcze (podobnie poruszone) do tyłu:
Mniej więcej w połowie drogi statek się zatrzymuje. Następuje pokaz gry na trąbce w wykonaniu naszego "kapitana". Wszystko po to, żeby turyści usłyszeli, jak echo odbija się od skalnych ścian w tym właśnie miejscu.
Po grze na trąbce następuje spacerek tegoż pana z czapką po całej łajbie w celu nazbieranie centów (a może i euro), które mają być dowodem wdzięczności za ten mini koncert
Oprócz gry na trąbce pan opowiada też trochę o jeziorze, również po angielsku, chociaż zdecydowanie mniej niż w ojczystym języku. Ale to i tak postęp, bo jak płynęliśmy po Königssee
2,5 roku temu facet gadał wyłącznie po niemiecku. Albo bardziej zależy im na satysfakcji obcojęzycznych turystów
, albo tym razem trafiliśmy na poliglotę
Powoli dopływamy do przystani St. Bartholomä:
Znajduje się tu kościół pielgrzymkowy pod wezwaniem św. Bartłomieja, patrona alpejskich rolników i mleczarzy. Kościół ten osiągalny jest tylko statkiem lub po długiej wędrówce przez otaczające góry. Świątynia oraz połączony z nią pałac zostały założone przez księcia proboszcza z Berchtesgaden w 1134 roku. Począwszy od 1697 roku kościół został rozbudowany w stylu barokowym z podłogą na wzór katedry salzburskiej, dwoma cebulastymi kopułami i czerwonym dachem.
Coroczna pielgrzymka do kościoła św. Bartłomieja odbywa się w sobotę po 24 sierpnia i startuje z austriackiej narciarskiej miejscowości Maria Alm (znanej nam z ubiegłorocznego szusowania
).
Stawiamy stopy na lądzie. Zimno, potrzebne będą rękawiczki:
To już nie ten "upał", co na szczycie Jenner, słoneczko zaraz powie nam: "bye, bye", a właściwie: "auf Wiedersehen"
Niektórzy porządnie już zmarzli i pakują się na łódkę, żeby popłynąć z powrotem.
Poprzednim razem popłynęliśmy również do kolejnej przystani (Salet) i odbyliśmy malowniczy spacer niemal dookoła jeziora Obersee (co można zobaczyć w podlinkowanej wyżej relacji), ale zimą można dopłynąć tylko do St. Bartholomä.
Pewnie gdy zima jest "normalna", musi tu być bajkowo. Mieliśmy nadzieję na zobaczenie tego miejsca przynajmniej trochę przyprószonego śniegiem. Niestety, nie ma na to szans.
Ale i tak jest pięknie
:
Zaglądamy do kościoła:
Chcemy zjeść w tym samym lokalu, co poprzednio, w którym serwują pyszne wędzone pstrągi złowione w Königssee. Rodzina właściciela jest jedyną, która od pokoleń ma prawo do łowienia w jeziorze. Niestety na pstrągi się dzisiaj nie załapiemy - ostatni stolik zajmą nasi współpasażerowie - pani typowa Niemka, czyli kobieta o ciemnej karnacji z chustką na głowie
oraz jej rodzina.
Przynajmniej zrobimy zdjęcie uwędzonym rybkom
:
Na szczęście obok (w pałacu) jest restauracja, więc głodni nie będziemy.
A w holu restauracji można zobaczyć największą troć jeziorową, jaka kiedykolwiek została złowiona w Königssee:
Zdjęcie kompletnie nie oddaje jej rozmiarów, bo nie ma z czym ryby porównać. Zgodnie z informacją obok, ryba ta została złowiona 21 października 1976 roku i ważył 55 funtów, czyli około 27 kg. Całkiem nieźle!
Po obiedzie idziemy na krótki spacer.
To na ziemi to nie śnieg, tylko szadź
Jezioro spokojne jak jezioro
:
Trochę śniegu jednak jest, ale tylko na skalistych zboczach masywu Watzmanna:
Po jakimś czasie jesteśmy zmarznięci, więc zmierzamy w stronę przystani:
Załapiemy się na ten statek, który właśnie płynie:
Rejs powrotny jest odrobinę nużący. Płyniemy powoli, a widoki przy zapadającym zmierzchu nie są już takie atrakcyjne.
Jednak to jeszcze nie koniec dzisiejszych atrakcji. Po zmroku pojedziemy w pewne bardzo malownicze miejsce, w które chcemy wrócić kiedyś, w ciągu dnia