Ok. 18 docieramy do Primosten. Parkujemy (płacąc 10 kun za godzinę!!) i idziemy szukać noclegu w agencjach turystycznych. Nic nie ma lub jest bardzo drogo. 80 euro za 3 osoby w
czymś co się willą zwało, tyle ze podwórko miało zagracone cegłami i innymi pozostałościami budowy. Chodzimy od domu do domu i nic, wszystko zajęte.
Zaczęłyśmy żałować wyjazdu z naszego Mlini.
W Mlini nie było tłoku, było bardziej kameralnie.
Chciałyśmy już zawrócić i pojechać gdzieś na Riwierę Makarską. Było jednak późno.
Podjechałyśmy do Rogoznicy, gdzie agentka biura skierowała nas do czegoś co w przeszłości było chyba pubem. Skasowała 55 euro. W łazience było LCD jak zażartowała moja siostra (brak 8 płytek na ścianie) Rano depcząc po figach rozrzuconych po całym podwórku opuściłyśmy tę kwaterę.
Zrobiłam poranny rekonesans okolicy i powiedziałam, że w Rogoznicy nie zostajemy. Jakoś nie przypadła mi do gustu
Przedpołudnie straciłyśmy na poszukiwaniu czegoś do zamieszkania w Primosten, bo jednak miejscowość z urokliwą starówką na półwyspie i wieloma różnorakimi plażami zachęcała do pobytu.
Znalazłyśmy w końcu 10 minut spacerkiem od centrum.
Cała góra dla nas. Obszerny pokój, garderoba, duża kuchnia i łazienka, taras z pięknym widokiem. Całość za 55 euro za dobę. Gospodyni , starsza pani gościła koleżanki mówiące po niemiecku, więc w dogadaniu się pomogła jak zwykle córka,
Opodal co prawda przebiegała Jadranka, ale tylko okno łazienki było z tamtej strony.
Po pokonaniu kilkudziesięciu stopni byłyśmy na kameralnej prywatnej plaży. Super.
Odkryłyśmy, że na hotelowy półwysep można dotrzeć dróżką wzdłuż morza. Po drodze mijało się zatłoczoną rodzinami z dziećmi plażę z łagodnym zejściem do wody.
My dzieci nie miałyśmy więc wybierałyśmy kamienistą plażę bez tłumów z której był piękny widok na starówkę Primosten.
Buty do wody były niezbędne, bo w wodzie pełno jeżowców.
Zwiedzanie zaplanowane było w południowej Dalmacji, w Primosten korzystanie ze słońca i ciepłego Adriatyku.
Często wcześniej schodziłam z plaży, na której moje towarzyszki mogły przebywać nieustannie i robiłam zakupy w Konsumie i Studenacu. Wieczorem łaziłyśmy zwykle po starówce. Tamtejsi lodziarze czasem podawali lody, z których wyczarowywali koguta, klauna czy innego stworka.
Na starówce jest klimatyczna winiarnia z ławami przy których można napić się wina. Na placu czasem odbywały się koncerty lokalnych artystów
W sobotni wieczór dziewczyny wybrały się do klubu Aurora oddalonego o jakieś 3 km od centrum.
Wjazd tego wieczoru był znacznie droższy niż zwykle, ale to z powodu jednego z bardziej znanych w Europie dj-a, który prowadził imprezę. Było super- przyznały obie, jak nad ranem wróciły do domu.
Sam klub oddalony od centrum o jakieś 2 km, urządzony jest w stylu śródziemnomorskim z tarasem, basenem, palmami.
Na plaży dziewczyny odsypiały balety, a po południu wybrałyśmy się do Trogiru.
Miasto wpisane na listę światowego dziedzictwa urzekło nas przed dwoma laty. Teraz jednak spadło na trzecie miejsce naszej prywatnej listy rankingowej bałkańskich perełek.
Będziemy bardziej tęsknić za Dubrownikiem i Kotorem.
widok z tarasu w Primosten
nasza "prywatna" plaża
10 letniej Skodzie też było dobrze w Chorwacji, bo spisywała się bez zarzutu
Dni mijały bardzo szybko. Postanowiłyśmy jeszcze zwiedzić Szybenik. Ładna panorama roztaczała się z góry św. Anny. Symbol Szybenika, katedra św Jakuba zbudowana jest częściowo w stylu gotyckim częściowo renesansowym. Budowę nadzorował Juraj Dalmatinac Jego dziełem są też 74 ludzkie głowy otaczające świątynię. To podobizny ówczesnych, znamienitych mieszkańców miasta.
W drodze powrotnej zahaczyłyśmy o centrum handlowe. Gdybyśmy spędzały wakacje z naszymi mężczyznami, zakupy w centrum aż do zamknięcia nie byłyby możliwe.
Większa część męskiej populacji jak słyszy słowo zakupy dostaje alergii i drgawek nie wiedzieć czemu
My byłyśmy same, więc centrum handlowe Szybenika zwiedziłyśmy znacznie dokładniej niż jego starówkę
W całej Chorwacji można płacić zwykłą kartą debetową, więc nasza garderoba wzbogaciła się o kilka fajnych ciuszków i dwie torebki . Na koniec zakupy spożywcze i do auta.
Z dużym żalem żegnałyśmy się z Chorwacją. To kraj w którym przyjemnie spędza się wakacje, szczególnie kiedy na miejscu jest samochód i można bez ograniczeń zwiedzać różne miejsca.
Powrót znowu przez Węgry z tym, że tym razem przez centrum Budapesztu.
W nocy w okolicy Katowic trafiłyśmy chyba na oberwanie chmury. Nasz najmłodszy stażem kierowca, moja córcia, miał chrzest bojowy. Poradziła sobie świetnie. Jakieś 100-150 km od Warszawy o pierwszej w nocy znalazłyśmy zajazd. Cena noclegu, a szczególnie pysznego śniadanka miło nas zaskoczyła. Śniadanie dla 3 osób było w cenie 1 udka z kurczaka na Węgrzech. Odstawiłyśmy siostrę do Warszawy, skąd następnego dnia miała lot na wyspę, a my bez niej, ale z jej wakacyjną walizką w żółwim tempie dotarłyśmy wieczorem do domu. Był koniec wakacji i na drodze co kilkanaście km policyjne patrole.
Na koniec nasza wakacyjna ekipa w komplecie
I to już koniec. Pozdrawiam wszystkich.
Jest mi miło, jeśli dobrnęliście ze mną do końca relacji z naszej babskiej wyprawy.