Nie ma co, Halloween jakich mało
. Przed laty (gdy jeszcze nie miałam "zobowiązań cmentarmych"), wielokrotnie wykorzystywałam ten okres na włóczęgi po pustych szlakach. Najbardziej w pamięci utkwiła mi wycieczka w Gorce
, kiedy na Hali pod Turbaczem w dzień ściągaliśmy z siebie, co tylko się dało (babska część ekipy musiała żałować, że nie wrzuciła bikini do plecaka), a wieczorem przy zejsciu do Nowego Targu zakładaliśmy na siebie wszystko, co było w plecaku (na szczęście przezornie były tam szaliki, czapki i rękawice). A widoczność była chyba taka sama
, jak teraz u Was, tyle że bez śniegu. Tatry tak blisko, że prawie można było ich dotknąć. A najpiękniej było o zachodzie słońca, kiedy schodziliśmy halami. Dymiace watry przy szałasach, dzwoneczki w stadach owiec, Tatry spowite w czerwieni i fiolecie... Obraz niezapomniany, chociaż poza zmysłami nieutrwalon
. Wielka szkoda, że w tamtych czasach nawet
nie można sobie było wyobrazić cyfrowej kamery, a tym bardziej mieć taką ze sobą...
Na Babią udało mi się
dotrzeć jeden jedyny raz, a było to jakoś tak w połowie lat 80-tych ubiegłego wieku
. Też było widokowo (tyle że czarno-białe fotki marnej jakości aparetem "Certo" lub czymś podobnym, ani troszkę nie oddały tego, co zobaczyły oczy) i śnieżnie
. Chociaż to był wyjazd pierwszomajowy, to śniegu miejscami było z pewnością
sporo więcej niż metr. Śniegu mnóstwo, a ciepełko już majowe
, pod schroniskiem na Markowych Szczwinach prawie można było się opalać.
A wzmianka że mi się UDAŁO, nie jest bez znaczenia, bo dwa dni wcześniej na własne życzenie pod Halą Miziową- z głupoty
- niemalże nie stałam się ofiarą gór. Na dole wiosna, kwiatki, ptaszki i motylki, a wyżej zima i mokry śnieg zalegajacy warstwą, która bez problemu mogłaby przykryć taką niewysoką kobitkę jak ja... Wędrówka nieprzetartym od wielu dni szlakiem to w takim przypadku jak z motyką na księżyc
. Nauka w las nie poszła, bo po tym wypadzie było jeszcze duuuuużo górskich eskapad, ale planowanych i wykonanych o wiele rozsądniej
.
Co do do odwoływania zakazów wstępu na szlaki, też mi się to kiedyś trafiło
. Na szczęście nie było nijakich przykrych konsekwencji, ani ze strony przyrody, ani tych, co zakaz wydali