Znalezione w ostateniej chwili:
1. CENA PALIWA (diesel). Tankowaliśmy tylko na INA iniezmiennie kosztowało 6,96 kuny/l
2. PRZELICZENIE EURO NA AUSTOSTRADZIE W CRO: nas nie oszukano, a kurs był naprawdę porządny 1 euro=7,23 kuny. Lepszy trafiliśmy tylko w banku w Makarskiej .
3. NAJMILSZA NIESPODZIANKA: odkrycie całej warswty rewelacyjnych skamielin tuż pod willą. Po prostu raj dla niedoszłego paleontologa: jezowce, koralowce, małże ślimaki... Szkoda, ze odkrycia dokonałam dopiero 3 dni przed wyjazdem. Uzbierałam niecałe 4 kg skarbów
Zacznę od początku, czyli:
WYJAZD DO CRO: wyjechaliśmy 1 lipca o 14.20 z Kielc. Trasa zaplanowana na Kraków- Chyżne-Bratysławę-Wiedeń-Maribor-Zagrzeb-Split-Pisak. Mały korek czekał na nas już na rondzie w Jędrzejowie (jakieś 10 minut), większy w centrum Krakowa i spory na Zakopiance do Myślenic. Spokojnie na przejściu w Chyżnem. W Słowacji padał deszcz i straciliśmy kolejne kilkanaście minut na to, żeby ciężarówka wyciągnęła z rowu samochód osobowy. Na szczęście nic się nikomu nie stało i ruszyliśmy dalej. I nawet fajnie się jechało aż do Słowenii, w której przed naszym autem zepsuła się sygnalizacja świetlna i staliśmy 40 minut przed czerwonym światełkiem. A że było w okolicach 5 rano więc czekaliśmy potulnie na obudzenie pana policjanta, który zaczął kierować ruchem. No i przez to zrobił się większy ruch na przejściu granicznym. Tu zaglądają bardzie do samochodów jedynie Bułgarom. Nam nie spojrzeli nawet w paszporty. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy o 6.00 wjechaliśmy do Cro i nie mogliśmy się już doczekać wjazdu na autostradę Hmmmm... no i się rozczarowaliśmy. Korek aż po horyzont, upał i samochody gdzieniegdzie padały z wysiłku. Okazało się, że w tunelach Mala Kapela i Svety Rok są otwarte tylko po 1 nitce. Za to święte minki Chorwatów kierujących już samochody przed wjazdem do tuneli i wręcz ponaglających opieszałych kierowców po prostu nas zabiły! Cała trasa kosztowała nas 33,70 euro.
W Splicie pojechaliśmy na Dubrownik i Makarską pamiętając, że nasz Pisak jest między Omisem i makarską. No i wjechaliśmy w straszliwe góry. Góry, góry i non stop serpentyny. Gdzie to morze?!?!?!?!? Minęliśmy jeszcze jeden zakręt i oniemieliśmy z zachwytu! Wjechaliśmy w sam środek zatoki Vrulje. Stąd już było blisko do Pisaka i naszej willi.
PS. Robiąc postoje na staclach benzynowych doszliśmy do wniosku, że warto założyć dochodowy interes w Cro: postawić Toi toi’ki, bo do toalety dla kobiet czekałam nawet 20 minut. Facetom to dobrze!
WILLA PISAK: na końcu miejscowości o tej samej nazwie. Dojście spacerkiem do sklepów czy knajpek zajmuje jakieś 20 minut w 1 stronę. Wynajęliśmy apartament E (80 euro za 4 dorosłych + 1 maluch). Przed wyjazdem dostałam na forum wiadomość o kiepskiej jakości apartamentu, i prawdę mówiąc z duszą na ramieniu jechałam czekając na wystrój z epoki późnego Gierka. Ale nie było tak źle! Cała willa jest wydekorowana kamieniami i drewnem no i stąd ten specyficzny zapach. Najgorsze były zapachy z toalety, którym nawet domestos nie dał; rady, a które wciąż właziły do sypialni teściów. Było po prostu fuj!
Łóżka wygodne, pościel czysta. Malusieńka łazienka (za mała), ale za to z pralką, więc miałam udogodnienia z praniem ciuszków małego i naszych.
Rewelacyjne rozwiązanie w zakresie kuchni: miała osobne wejście z tarasu. Wyposażona w stare 2 lodówki, młodszą zamrażarkę, kuchenkę gazowo-elektryczną, ruszt z ogromnym kominem (rybki były pyszniutkie), komplet naczyń i sztućców. Na klatce schodowej magazyn ze środkami czystości, zapasami żarówek, gazu, żelazkiem itp. Z naszego tarasu można było wejść do ogródka (na tym poziomie były figi, koper i pietruszka). Właściciel willi – Marin dostarczył nam na powitanie kosz jarzyn + wino, i zaprosił do korzystania z dobrodziejstw ogrodu: pomidory, ogórki, papryka, sałata, fasolka szparagowa, bazylia, tymianek. Owoce jeszcze były niedojrzałe.
Na początku oburzyłam się na zacieniony całkowicie taras. Ale gdy dopiekało słonko, to dawał nam przyjemny chłód. Słonko grzało w części ogrodowej.
W sumie nasz app jest położony najniżej, tylko 112 stromych schodków dzieliło nad od plaży.
Sama plaża położona między skałkami. Kamienisto-żwirowa. Czyściutka woda, sporo rybek. Za muszelkami trzeba było grzebać w kamyczkach. Nie ma jeżowców: ani żywych ani pancerzy na dnie morskim (a szkoda).
Warto zabrać ponton, bo wtedy można dopłynąć do rewelacyjnych zatoczek w kierunku Makarskiej.
PISAK: małe ciche miasteczko z wąziutkimi uliczkami (mijające się samochody muszą szukać szerszego miejsca do bezpiecznego manewru). Widać sporo świeżo porysowanych samochodów – my też walnęliśmy w słupek usiłując wyjechać z garażu Na szczęście poszła tylko blacha
Warto (moim zdaniem) szukać apartamentów przy ul Put Vrulje o numerach parzystych bo są położone bezpośrednio nad morzem. I bliżej i większe szanse na bardziej prywatną plaże. Całkiem prywatnych nie ma, bo nasza plaża była też dla mieszkańców innych domów. Ale dla wszystkich starczyło miejsca
FAUNA I FLORA: często można zauważyć przepływające delfiny! Poza tym morze obfituje w małe i średnie rybki, wśród których bardzo fajnie się nurkuje. Nie spotkaliśmy jeżowców (ani żywych ani pancerzy na dnie morza). W pobliżu mieszkała czarna górska wiewiórka, której smakowało pieczywo oraz gacki (najprawdopodobniej mieszkające w jaskiniach pod willą). No i oczywiście cykady. Jak raz natknęłam się na żmiję na schodach, ale ona się bardziej wystraszyła mnie niż ja jej
Dużo warzyw i owoców w ogrodach willi. Poza tym sporo rosnącego dziko rozmarynu i tymianku. Ładnie pachnie lasem iglastym, gdy się spaceruje brzegiem w kierunku Makarskiej. Niektóre domy mają rewelacyjną zieleń wokół. Nasz do takich nie należał. Sporo winorośli i gajów oliwnych.
ADRIATYK: w pierwszych dniach naszego pobytu przeraźliwie zimna woda. Potem było już cieplej, ale i tak po dłuższej kąpieli człowiek wychodził z wody ciut zmarznięty. Bardzo dobra widoczność.
CENY: zależą tak naprawdę od tego gdzie się robi zakupy. Nam najbardziej przypadł do gustu Studenac w centrum handlowym w Omisu, gdzie robiliśmy większe zakupy. Takie codzienne (zwykle pieczywo, bo resztę przywieźliśmy ze sobą) robiliśmy w Pisakowskim sklepiku. Ale generalnie ceny owoców i warzyw to: banany 6-7 kun, figi 12-15 kun, morele 12-15 kun, winogrona 12 kun, ziemniaki 2-4 kun, cytryny 6 kun, pomidory 6-8 kun, papryka żółta 10 kun.
Piwo w naszej krajowej cenie. Mąż zasmakował w Kaltenbergu. W knajpce duże piwo lane kosztowało od 10 (Pisak) do 35 kun (Omis, plaża).
1 gałka lodów 4-5 kun.
Lampka Proseka – 15-18 kun.
Pizza 30-60 kun (w zależności od wielkości)
Ryby mrożone z grilla 50 kun za porcję.
Ryby świeże z grilla 300 kun/kg (ryba waży 60-70 dkg)
Pompowane zabawki dla dzieci z firmy Intex są 2 razy tańsze niż w Polsce. Ale są kiepskiej jakości, bo przebijają się na otoczakach
Rakija 20-70 kun za 0,75 litra
Wina 0,2l w cenie 6-9 kun
MAKARSKA: byliśmy tam 2 razy na wycieczce. Po pierwszej wizycie nie bardzo mi się spodobała, bo trafiliśmy tylko na przyplażowy deptak. Ale za drugim razem naprawdę zauroczyła mnie promenada z palmami przy porcie. Żałuję, że muzeum muszli było zamknięte. No i nie mieliśmy wycieczki w góry.
OMIS: odwiedzany dość często. Ma piaskowe plaże: piasek brudno-żółty, ale przynajmniej są muszelki! Z tym, że woda mniej przejrzysta niż w Pisaku. Często robiły się korki na trasie do Pisaka. Warto zobaczyć Kanion Cetiny. W niektórych zaułkach miasteczka po prostu śmierdzi brudem z toalet. Można kupić wycieczki statkiem. Nie zdecydowaliśmy się na nurkowanie, bo 20 minut pod wodą kosztowało 25 euro, a mój mąż, który ma uprawnienia do głębokości 25 metrów otrzymał beztroską propozycję zanurzenia na 40 metrach! Chyba lepiej zaoszczędzić kasę i za rok pojechać na Hvar do polskiej bazy nurkowej.
SPLIT: udało nam się tylko zasmakować w jego urokach. Słonko i małe dziecko to jednak duet, który nie zawsze żyje w zgodzie. Wiem, że na pewno kiedyś zanurzę się głębiej w jego zaułki i zakamarki, bo naprawdę warto. Trochę przypomina moją ukochaną Wenecję. Wejście do kaplicy św. Dujama 5 kun. Muzeum miasta nie sprawdzaliśmy. Nie udało nam się dojechać do zoo, choć miałam na to ochotę.
TROGIR: w przewodniku napisali, że to najprawdopodobniej najpiękniejsze miasto Chorwacji.....hmmm. To ja mam chyba inny gust. Fakt, że urokliwe, ale żeby najpiękniejsze?.... raczej nie!
Może, aby go bardziej docenić potrzeba więcej czasu i spokoju. My śmignęliśmy do kilku kościołów, muzeum z Kairosem (trzeba zobaczyć, skoro są tylko 3 na świecie). A wiem, że muzeum miejskie ma rewelacyjne zbiory.
Bardzo zatłoczone i warto zaparkować na parkingu przy dworcu autobusowym. 5 kun za godzinę parkowania.
Sprzedają najdroższe widokówki: wszędzie 2-2,5 kuny a tu 3 kuny za sztukę. Bardzo duży wybór knajpek różnego rodzaju.
NAKLEJKA CRO.MANIAKA NA AUCIE: nie stwierdzono podczas 2 tygodni pobytu ;
PLITVICKIE JEZERA: bilet jednodniowy kosztuje 95 kun i warto się tam wybrać na co najmniej 5 godzin spaceru, aby móc zobaczyć najlepsze atrakcje. Co dziwne nikt nie sprawdził nam biletów (robią to podobno na statku, a my nie płynęliśmy ze względu na ograniczony czas).
Park nie jest dostosowany dla osób niepełnosprawnych, a ja prowadząc wózek ze śpiącym dzieckiem też się nieźle namęczyłam na tych ścieżeczkach i schodkach.
No i przyznam, że kiepskie jest oznakowanie tras! Wręcz fatalne! Na bilecie jest mała mapka, a szczegółową można kupić w sklepie. W porównaniu choćby z tureckim Kursunlu Selalesi ... przydałoby się znacznie więcej tabliczek i strzałek!
Nagminnie łamane są przepisy, np. po parku spacerują psy.
FOTOGRAFOWANIE: warto zabrać ze sobą pojemne nośniki albo lapa do zgrywania fotek albo spory zapas klisz. Mnie fascynują chmury, więc góry Biokovo dały mi duże pole do popisu. Poza tym mnóstwo miejsc, których nie zobaczy się w żadnym przewodniku, a warto je uwiecznić.
WYMIANA WALUT: w kantorze 1 euro=7,16 kuny, w banku 1 euro=7,25 kuny. nie wiem jaki był przelicznik na autostradach.
PALIWO: kupowaliśmy na stacjach INA i byliśmy z niego zadowolenia. Ale za cholerę nie pamiętam ceny.
POWRÓT: był na szcęście znacznie krótszy!!!! 19,5 godziny jazdy i postój 4 godziny w Plitvikich J. Nie było korków na autostradzie (piątek 15 lipca). Dobra pogoda. Z ulgą powitaliśmy obwodnicę Jędrzejowa oddaną do uzytku. Jechało 2 kieroców - mniej więcej po połowie dystansu. Za to jadący do Chorwacji mieli 22 kilometrowy korek na granicy Słowenia/Chorwacja. Aż mi żal było tych kolejnych jadących na wypoczynek ludzi.
OGÓLNE WRAŻENIA: na pewno nie był to ostatni wyjazd do Cro. Ale ze względu na odległość oraz wiek Kapiszonka poczekamy kilka lat. Być może za rok mąż pojedzie na Hvar ponurkować. No i lokalizację do pobytu będę wybierać na bazie doświadczeń bardzie zaawansowanych Cromianiaków.
Dla nas Cro stała się czymś pomiędzy Włochami, w których zwiedziliśmy sporo miast i miasteczek a Turcją, która zachwyciła cudami natury i zabytkami antyku.
Nie ukrywam, że przyzwyczajeni jesteśmy do intensywnego zwiedzania, a Kapiś mocno zweryfikował nasze przyzwyczajenia Ale on jest teraz ważniejszy niż nasze wycieczkowanie!!!
A jeśli o czymś nie napisałam... to pytajcie
Aneta