AUTOSTRADĄ DO NIEBA -LIPIEC 2013(TRPANJ,KORCULA,PAKOSTANE)
Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Na każdym z Campów w Chorwacji, a także na Węgrzech, są bardzo dobre warunki sanitarne. Można bez ograniczeń korzystać z prysznica, są także wyznaczone miejsca do mycia naczyń. Tam gdzie ja byłam czystość WC i łazienek była bez zarzutu ( np. na Campie pod Maslinom w Orasacu pani sprzątała co godzinę). Więc to akurat nie powinno sprawiać problemu chyba, że trafisz na jakiś wyjątkowo zaniedbany kamping, więc polecam przed podjęciem decyzji poczytać na tym forum jakie ma wybrany przez Ciebie opinie.
emi13214 napisał(a):Więc to akurat nie powinno sprawiać problemu chyba, że trafisz na jakiś wyjątkowo zaniedbany kamping, więc polecam przed podjęciem decyzji poczytać na tym forum jakie ma wybrany przez Ciebie opinie.
Przypadek zadecydował, ze jesteśmy w Breli. Po chwili oddechu i szybkiej obiadokolacji czas na kąpiel w Adriatyku. Na pierwszy rzut oka Brela to fajna miejscowość z pięknymi plażami...niestety przy bliższym poznaniu traci w moich oczach...Tłumy na plaży, tłumy na deptaku ,kramy obwieszone chińszczyzną kłują kolorami, głośna muzyka z knajp skutecznie zagłusza ckliwe zawodzenie cykad...już przy szukaniu kwaterki miałam wrażenie, ze miejscowi patrząc na nas w myślach przeliczają euro...(tych, którzy są zachwyceni Brelą z góry przepraszam, piszę bardzo subiektywnie...na wskutek niemiłych doświadczeń, ale o tym później...) Idąc w kierunku Baśki w końcu znajdujemy fajną , prawie bezludną zatoczkę. Ładujemy się do wody...jest zaskakująco ciepła, może to kwestia pary dnia i minimalnych różnic temperatur (jest prawie wieczór),a może tu, na stałym lądzie to norma?
Korzystamy ile wlezie i gdy w końcu czuję się o 2 kg szczuplejsza, zadowolona wyciągam się jak legwan na białych otoczakach....Dzieciaki postanawiają zapolować na wodne stwory, a my resetujemy zmysły..
Przy okazji zaliczamy przepiękny zachód słońca...
Po tym wspaniałym spektaklu nieśpiesznie wracamy do domu, po drodze zaliczając jazdę na bardzo komercyjnym koniku...
Teraz z czystym sumieniem możemy uznać ten dłuuuugi dzień za zakończony!
Kolejny dzień. Budzi nas głośne pukanie do drzwi. Półprzytomna patrzę na zegarek. Jest 8.00....Co jest? Po chwili słyszę zgrzyt klucza w zamku i widzę właścicielkę apartamentu, która z grymasem niezadowolenia na twarzy pakuje się na taras, by pozbierać pozostawione na stole kubki. Wyskakuję z łóżka i pytam co się dzieje....przecież wczoraj ustaliliśmy, ze mamy wyprowadzić się do 11.00 Okazuje się ,że podłapała chętnych na 7 noclegów wczasowiczów, którzy już czekają w samochodzie, więc mamy się wynieść jak najszybciej... nasza marna 1 doba to dla niej kiepski interes...Jestem wściekła. Mówię , że za tę dobę zapłaciłam 90 Euro, a to nie mało, że to nie fair i że chcemy w spokoju zjeść śniadanie... Wzrusza ramionami, wyłącza klimę i zabiera pilota dobitnie dając nam do zrozumienia, ze nie jesteśmy tu mile widziani...Kiedy wychodzi budzę dzieciaki...szybki prysznic trochę mnie uspokaja...na szczęście cały nasz dobytek jest w aucie... na noc wzieliśmy tylko mały plecaczek więc właściwie nie mamy czego pakować...Punkt 10 wchodzę do niegościnnej gospodyni, zabieram paszporty i oddaję klucz...Chyba trochę jej głupio, bo próbuje fałszywie się uśmiechać i żartować, co kwituję lodowatym " do widzenia ". By poprawić sobie humor jedziemy prosto na plażę...
Patrzę na białe kamyczki, niebieski bezkres, gałązki chyboczące zielenią i już po chwili o śmieję się z tego wszystkiego....
Za chwilę wsiądziemy do auta by poszukać swojego miejsca, zachwycając się całym tym otaczającym pięknem, nucąc pod nosem....
Ostatnio edytowano 26.01.2014 16:07 przez neska, łącznie edytowano 1 raz
Jak patrzę na te Wasze fotki i spoglądam zaraz na pogodę za oknem to wzbiera tęsknota za tamtymi klimatami ,pogodą ,słońcem ,ciepłym i czystym morzem....i człowiek bezwiednie zaczyna liczyć ile jeszcze zostało do wakacji
ARNIK napisał(a):Jak patrzę na te Wasze fotki i spoglądam zaraz na pogodę za oknem to wzbiera tęsknota za tamtymi klimatami ,pogodą ,słońcem ,ciepłym i czystym morzem....i człowiek bezwiednie zaczyna liczyć ile jeszcze zostało do wakacji
Iwonka, Emi...co byście za długo nie czekały, lecimy dalej
W Breli leniuchujemy do południa...potem nieśpiesznie zwiedzamy Baśkę...
W końcu upasieni słońcem postanawiamy wyruszyć w dalszą drogę. Jako miasto docelowe wybieramy Omiś ( autocamp Galeb )...daleko nie jest, to tylko 24 km więc jesteśmy całkowicie wyluzowani i przeświadczeni ,że tym razem pójdzie jak z płatka. Ignorując nawigację postanawiamy przejechać się wzdłuż wybrzeża...pięknie jest...wjeżdżamy w jakąś boczną drogę w kierunku Omisia...szybujemy coraz wyżej i wyżej, asfalt niebezpiecznie się zwęża aż w końcu całkiem zamienia się w krętą szutrową pętlę, pełną obnażonych, niczym nie zasłoniętych przepaści...zatyka mi dech w piersiach...Zamykam oczy, kurczowo wbijając się w fotel, tętno wali w skroniach, chcę krzyczeć do Tomcia żeby zawrócił, ale rzut oka przed siebie utwierdza mnie w przekonaniu, że jest zbyt wąsko na takie manewry... Udając przed dzieciakami, że wszystko jest ok, zaczynam nucić jakiś kawałek, a tak naprawdę modlę się w myślach, żeby ta droga w końcu się skończyła...jednocześnie ukradkiem podglądam to surowe, przerażające piękno.... Kiedy znów powoli opadamy w dół i pojawiają się ochronne barierki nareszcie oddycham z ulgą...adrenalina szeptem spływa wzdłuż kręgosłupa... kiedy w końcu wysiadam z auta jeszcze trzęsą mi się kolana... Po chwili milczenia w końcu odzyskuję dobry humor... ... Wiesz kochanie...zaskoczenie jest wtedy, gdy oczekujemy trzech różnych możliwości, a przytrafia się czwarta, ale w tej chwili przytrafiła mi się piąta... Pakujemy się do autka i prujemy prosto na camp ....Galeb już na wejściu ścina mnie z nóg...jedna wielka imprezownia zupełnie nie w naszym stylu...w dodatku przy głównej drodze...nawet nie pytamy o wolne parcele tylko zmywamy się jak najszybciej...
Ostatnio edytowano 26.01.2014 16:09 przez neska, łącznie edytowano 1 raz
mnie Galeb również nie przypadł do gustu - ze względu na to, że uliczka dojazdowa jest wzdłuż płotu - nawet nie dotarliśmy do jego bramy - nigdy nie widziałem tak upchanego campingu, zero swobody, wolności i miejsca... zawróciliśmy pod bramą i pojechaliśmy na camping Dole... a Wy gdzie ??
neska napisał(a): ...wjeżdżamy w jakąś boczną drogę w kierunku Omisia...szybujemy coraz wyżej i wyżej, asfalt niebezpiecznie się zwęża aż w końcu całkiem zamienia się w krętą szutrową pętlę, pełną obnażonych, niczym nie zasłoniętych przepaści...zatyka mi dech w piersiach...Zamykam oczy, kurczowo wbijając się w fotel, tętno wali w skroniach, chcę krzyczeć do Tomcia żeby zawrócił, ale rzut oka przed siebie utwierdza mnie w przekonaniu, że jest zbyt wąsko na takie manewry... Udając przed dzieciakami, że wszystko jest ok, zaczynam nucić jakiś kawałek, a tak naprawdę modlę się w myślach, żeby ta droga w końcu się skończyła...jednocześnie ukradkiem podglądam to surowe, przerażające piękno....
...wierz mi, bałam się razem z Tobą, tak to fantastycznie opisałaś!!!!!
Na dziś mam już dosyć niespodzianek...jazda wybrzeżem i szukanie przyjaznego campu odpada...nie mamy na to czasu, słoneczko powoli chowa się za skałki i szybko trzeba znaleźć jakiś nocleg...przebiegam zakamarki umysłu, próbując wykrzesać jakiś okruch przydatnych informacji...Wiem !!!Camp Karaba w Pakostane...na forum zebrał dobre recenzje ....nastawiamy nawigację...to jakieś 150 km...musimy się spieszyć, do minimum ograniczamy przerwy na piciu itp... Mijamy góry, dolinki, zagony pomidorów, zakrętasy, piękne zatoczki, dzikie winnice, kramiki, arbuziki, kolorowe kamyki, warownie, pokryte kurzem urokliwe zadupia i błyszczące czerwienią wielkie molochy...liczymy przydrożne kozy i chorwackich kramikarzy... ...Tu musieliśmy się zatrzymać...
Piękne jest to, że świat każdego dnia jest inny. Inaczej wygląda, inaczej pachnie, inaczej na Nas patrzy...
Komentarz niepotrzebny...
Wiem ,że za te widoki odpokutuję stresem przy szukaniu miejscówki po nocy, ale warto było... Jeszcze godz....jeszcze pół.... Ścigamy się ze słońcem, ale jesteśmy na straconej pozycji...
Docieramy na miejsce dobrze po 20...Na Karabie brak miejsc...oblatujemy jeszcze dwa przydomowe campy...wszystko zajęte...Kozarica ...fajna , schowana w lasku sosnowym...ceny kosmiczne...następne pół godziny snujemy się po mieście zupełnie bezowocnie...w końcu postanawiamy poszukać kwaterki...wracamy na ul.Brune Bušića ...tam zostawiliśmy autko...głupio tak po nocy łazić po domach ale nie mamy wyjścia...naprzeciwko Kozaricy, tuż za Karabą przycupnął jakiś mały biały domek...wchodzimy na posesję...okazuje się ,że to kolejne pole namiotowe... Camp Dalmacja...właściciela brak, jak dowiadujemy się od tutejszych życzliwych skautów, ...(on taki bardziej rozrywkowy jest)... ale miejsca na campie dosyć...Tym razem nie oglądam sanitariatów (może to i lepiej , bo zraziłabym się na starcie )...postanawiamy rozbić się na dzikusa a rano dogadać się z szefem... Rozbijanie namiotu po ciemku to prawdziwe wyzwanie ale nie tracimy dobrego humoru wzbudzając nie lada atrakcję na campie...jakaś fajna parka z Krakowa oferuje nam pomoc więc idzie to szybko i sprawnie Świecąc sobie krótkimi z auta i latareczką na korbkę stawiamy nasz niebieski domek...W trakcie pojawia się szef,ze swoją wstawioną, rozochoconą Pusią...jest nastawiony pokojowo, już po chwili dzierżąc nasz "prezencik" czyli czteropak Tyskiego, przybija z nami piątki i częstuje winkiem własnej roboty... Ustalamy cenę...za naszą czwórkę , namiot i autko życzy sobie 20 eurasków.... Jesteśmy w domu!!!
Ostatnio edytowano 26.01.2014 16:16 przez neska, łącznie edytowano 1 raz