Krótki urlop w oczekiwaniu na tegoroczne wykopaliska, taka była idea. Żeby się zaś dobrze wprowadzić w nastrój do pracy postanowiłam udać się z pielgrzymką do Hallstatt. Myślałam już o tym wcześniej, ale jakoś nie było klimatu, okazji, nie bardzo było po drodze, albo było za wcześnie, albo za późno - w sensie pora roku.
Szukałam, czytałam i okazało się, że najlepszą porą jest czerwiec. I tak oto zadaliśmy kłam statystykom, bo najpiękniejszy tam, teoretycznie, miesiąc okazał się paskudny. W prasie miejscowej pisano, że ostatni taki brzydki czerwiec był 50 lat temu. Ale jakoś mnie nie cieszy, że tak wyjątkowa była aura. Wolałabym normalną, ładną i słoneczną pogodę. Mieliśmy deszcze, wilgotność powietrza rzędu 99% przy dwudziestu kilku stopniach (czyli saunę) oraz powódź. Ale i tak było pięknie chociaż pozostał niedosyt wrażeń, tak więc trzeba to będzie nadrobić.
Hallstatt to wybitne stanowisko archeologiczne, dla naszej części Europy, datowania stamtąd wyznaczają początek epoki żelaza - stąd określenie pielgrzymka. I tak, jako pielgrzym czuję się spełniona absolutnie. Niestety jeśli chodzi o powłóczenie się po górach to fiasko.
Wyjechaliśmy sobie spokojnie w niedzielę popołudniu, nocleg w Cieszynie, Cieszyn hotel 500, www.cieszyn.hotel500.com.pl polecam. 160 zł dwójka ze śniadaniem. Hotelik po remoncie, tuż przed granicą, czyste i miłe pokoiki, sympatyczna obsługa i dobre jedzenie.
Nocleg w Cieszynie był po to, żeby spokojnie sobie dojechać do Austrii i zboczyć gdzieś po drodze (od dawna mam ochotę odwiedzić ruiny dwóch zamków na Słowacji). Niestety, od rana deszcz, deszcz, deszcz. Jechałam więc wolno i mozolnie. Przed Cadca okropny korek - robią pobocza. Później utrudnienia na wielokilometrowym odcinku przed Bratysławą, tam z kolei coś majstrują przy środkowych pasach drogi. Niestety bardzo to spowolniło jazdę, a deszcz odstręczył od zamków.
Tak więc droga była upierdliwa, cały czas w mniej lub bardziej rzęsistym deszczu, niekiedy w ulewie, ale w końcu dojechaliśmy do Bad Ausee gdzie był zjazd na zupełnie już boczną drogę. Jak zobaczyłam czym mam pojechać z Bad Ausee do Obertraun to prawie mi włosy stanęły dęba. Ale nic to, wrzuciłam 4x4 i w górę, podjazd o nachyleniu 16 stopni, a lało jak z cebra (za to zjazd miał 23 stopnie). Droga była lekko zarwana (wyglądała jakby zostało jej pół), następnego dnia ją zamknęli. Przejechaliśmy mimo pełnych zgrozy okrzyków moich pasażerów. Niestety dokumentacji foto nie posiadamy, aż żal. W Austrii już zaczynała się powódź, ale my byliśmy błogo nieświadomi tego faktu.
Hallstatt jest bajkową miejscowością, znaną z wielu obrazków na puzzlach.
Położone nad jeziorem halsztackim otoczonym pasmem Dachsteinu - najwyższy szczyt Hocher Dachstein 3005 m. n.p.m. Początkowo usiłowałam zarezerwować kwaterę w samym Hallstatt, nie udało się. Zdecydowałam się więc na Obertraun, turystyczną miejscowość położoną w odległości 5 km od Hallstatt, na przeciwległym brzegu jeziora. W sumie okazało się to lepszym wyjściem. Hotel/pensjonat Apartment Hotel Seerose www.seerose-obertraun.com
Apartament dla maksimum 4 osób, z jedną sypialnią miał kosztować 535 euro za 7 nocy + 1,30 euro opłata klimatyczna od łba dziennie. W sumie za 9 nocy, wraz z tą opłatą, wyszło 721 euro. Polecam, szczerze polecam wszystkim zainteresowanym. Pensjonat prowadzi angielskie małżeństwo, od 5 lat w Obertraun. Bardzo sobie chwalą zamianę Anglii na Austrię. Budynek jest odnowiony, czysty, świetnie położony. Właściciele mili, serdeczni. Generalnie same plusy*. Tak to wyglądało od strony jeziora
Początkowo mieliśmy jechać w trójkę, później namówiliśmy jeszcze jednego kolegę i zrobiło się nas czworo. Apartament zaś okazał się stanowczo trzyosobowy. Już mieliśmy się rozpakowywać, ale właściciel wrócił po chwili i zaoferował nam większy apartament w tej samej cenie. Składał się z dwóch sypialni - każda z własną łazienką i balkonem oraz z saloniku połączonego z kuchnią**. Warunki były naprawdę świetne. Za 8 euro od osoby można wykupić śniadania, ale postanowiliśmy robić je sobie we własnym zakresie.
Zastanawiam się nad wklejeniem widoku z okna z tego pierwszego popołudnia, bo widać niewiele niestety. Bardzo było to wszystko mylące, nawet nie wiedzieliśmy jak piękne góry i w jakiej konfiguracji mamy wokół siebie, wszystko było schowane za koszmarnie zasnutym i mokrym niebem.
Wieczór zakończył się w barze, rozpoznaliśmy bojem podstawowe gatunki miejscowego piwa
* w sumie jeden minus nie minus, ale dla mnie uciążliwe. Mianowicie zakaz palenia w całym budynku Po powrocie do pensjonatu czas spędzaliśmy więc na balkonie. Szczęśliwie w knajpach, a przynajmniej w większości z nich są sale dla palących.
** w tym saloniku jest rozkładana kanapa, tak więc apartamenty mieszczą generalnie do 4 lub 6 osób.