widzę, że każdy wrzuca tu jakiś kamyczek do ogródka to i ja, a co...
W 2011 byliśmy na wakacjach w sercu Toskanii...
były to już nasze kolejne wakacje we Włoszech...
ale moja małżonka jakoś nigdy nie mogła się przekonać to mocnego espresso i nigdy nie piła kawy w Italii....
mówiłem tłumaczyłem namawiałem, ale raczej do tej pory bezskutecznie...
dodam również, że ani ona jak i ja nie znamy języka włoskiego z wyjątkiem oczywiście kilkudziesięciu zwrotów
no może kilkunastu
no nic to... zajechaliśmy do mieściny San Gusme, godzina 15, upał około 40 stopni w cieniu
jedna kafejka jest czynna, więc postanawiamy zasiąść...
ja oczywiście zamawiam espresso i to podwójne...
a moja małżonka mówi do kelnera "Latte prego",
kelner nie dowierzając dopytał ze 3 razy, czy aby na pewno, "latte"
si si si..
po kilku minutach przyniósł espresso i jeszcze raz spytał, czy żona na pewno chce "latte" i jakie ma być ciepłe czy zimne
oczywiście ciepłe a jakie ma być
małżonka już wkurzona, o co mu chodzi przecież ona chce zwykłą kawę z mlekiem...
po kilku dalszych minutach - żonka dostała to co chciała - czyli szklankę gorącego mleka prosto od toskańskiej krowy
zdziwieniu gości lokalu nie było końca.... kto przy takim upale zamawia gorące mleko
oczywiście brakowało tego magicznego zwrotu "Cafe latte" i wszystko byłoby dobrze...
morał: nie ważne co chcesz dostać - ważne co dostajesz