Dzięki za dobre słowa!
A dziś Granada!
24.09.2006
Wstajemy wypoczęci o 8.30, udajemy się na, delikatne tym razem, śniadanie i wyjeżdżamy spod hotelu o 10.30 w kierunku ścisłego centrum Granady - ostatniego bastionu Maurów w Hiszpanii. Pepe wysadza nas na przystanku autobusowym. Nauczyliśmy się już wysiadać i wsiadać w szybkim tempie, ponieważ autokarom z turystami przeważnie nie wolno zatrzymywać się byle gdzie, a i czasem nie ma na to miejsca i blokujemy pas ruchu. Dlatego Pepe narażając się na mandaty wysadza nas albo na przystankach, albo na czerwonych światłach.
W każdym razie udało się i teraz zmierzamy ku Katedrze, której budowę rozpoczęto w 1523 roku i kontynuowano aż do 1714 roku. Najpierw idziemy zwiedzać przylegający bezpośrednio do Katedry pięknie zdobiony w stylu późnego gotyku Capilla Real czyli królewski grobowiec, zbudowany w latach 1505-07 jako kaplica grobowa Królów Katolickich, którzy chcieli być pochowani w mieście, gdzie ostatecznie upadła islamska Hiszpania, dumni ze zwycięstwa nad muzułmanami. W 1521 roku złożono tu szczątki zmarłych wcześniej Izabeli i Ferdynanda, znajdują się tu również sarkofagi Joanny Szalonej - ich córki i jej męża Filipa Pięknego. W zakrystii wystawiono wiele cennych, XV - wiecznych obrazów flamandzkich, hiszpańskich i włoskich pochodzących z osobistej kolekcji monarchini, a także królewskie akcesoria, jak na przykład korona i stroje królowej oraz miecz króla. Zdjęć stąd niestety nie mamy ponieważ jest zakaz fotografowania.
Przechodzimy do Katedry, która jak i inne wcześniej zwiedzane katedry, jest ogromna. Konkretnie pięcionawowa, ze wspaniałym żebrowaniem sklepienia, z kaplicą główną otoczoną dwunastoma filarami podtrzymującymi 45 metrową kopułę. Zobaczyć można w niej dzieła Alonso Cano, Jose de Ribery, Bocanegry i Juana de Sevilla.
Po wyjściu ze świątyni dostajemy półtorej godziny czasu wolnego. Ponieważ jest niedziela, część osób chce pójść na mszę do Katedry, reszta może sobie coś zjeść i poszaleć w licznych sklepach.
Zaczynamy błądzenie po uliczkach. Na jednej z nich pewna Hiszpanka w wieku powyżej średnim postawiła magnetofon, puściła nagranie i zaczęła śpiewać gibając się na boki. Chyba była to dość popularna piosenka, bo w niedługim czasie zebrało się wokół niej kilka innych pań, które pomogły jej w śpiewie i tańcu. Po chwili na wąskiej uliczce tańczyło już sporo miejscowych i turystów. Pani miała naprawdę przyjemny głos i po zakończeniu jednego utworu z radością zaczęła odtwarzać kolejne. Poszliśmy dalej.
Po dokonaniu "niezbędnych" zakupów, i długim spacerze, podczas którego odkryliśmy pomnik Don Kichota i wiele różnych ciekawostek, postanowiliśmy usiąść na chwilę na kawkę i piwko.
Ledwie usiedliśmy, a tu obok ktoś smętnie na skrzypcach grać zaczyna. Tango. Zaraz gromadzi się grupka przechodniów, a z niej wychodzi para młodych ludzi i zaczyna sobie to tango tańczyć. Ech! To się nazywa radość życia. Tańczą, śpiewają i grają sobie spontanicznie na ulicach, bo akurat jest niedziela.
A my powoli zbieramy się, żeby zdążyć na czas na zbiórkę. Niestety nie wszyscy są tacy punktualni. Kilka osób nie wie, co to zegarek i mamy spore opóźnienie. A problem polega na tym, że biedny Pepe nie może stać na przystanku autobusowym i udawać linię 105, tylko musi jeździć wkoło po mieście czekając na odpowiedni moment aby zajechać na przystanek, kiedy my już tam będziemy. Tak więc Pepe robi dwa dodatkowe kółka i teraz to my na niego czekamy.
Kolejnym punktem programu jest najstarsza dzielnica Granady - Albaicin. Po arabsku Rabad-al-Baecin czyli osada Maurów z Baezy, ponieważ dzielnica ta powstała w XIII wieku założona przez uchodźców za zdobytego miasta Baeza, gdzie mieszkali oni aż do 1568 roku.
Po krwawej rzezi zasiedlili ją chrześcijanie. Wspaniale zachowana - do tej pory działają niektóre arabskie urządzenia wodociągowe i kanalizacyjne - przyciąga niesamowitym urokiem, widokami, restauracyjkami, ciszą i spokojem.
Bielone, niskie domki, pachnące ogrody, schodki prowadzące donikąd, pięknie kute kraty, kwiaty zwieszające się z okien i balkoników, wąskie przejścia i uliczki, to wszystko mijamy podczas spaceru po Albaicin.
Ponad nami wznosi się jeszcze Sacromonte. Kolejna dzielnica Granady, bardzo specyficzna, której nazwa pochodzi z 1594 roku, kiedy po wygnaniu Maurów zaczęto penetrować jaskinie w poszukiwaniu skarbów, a znaleziono nekropolię. Miejsce to pełne jest malowniczych grot zamieszkanych do tej pory przez Cyganów, którzy osiedlili się tu w XVII wieku, jak również przez niekonwencjonalnych turystów, którzy szukają tu przygody i spokoju.
W niektórych odbywają się pokazy flamenco, a w innych toczy się zwykłe, szare życie. Niektóre groty są ponoć wyposażone w prąd i czasem są zupełnie luksusowe. Podczas spaceru po Albaicin możemy obejrzeć je tylko z daleka, trzeba by było wspinać się do nich specjalnie, a na to czasu nie ma.
I w końcu dochodzimy do miejsca skąd rozciąga się wspaniały widok na największy zabytek Granady - Alhambrę. My na wzgórzu i ona na wzgórzu, a między nami wąwóz, którym płynie Rio Darro. Alhambra - największe osiągnięcie sztuki mauretańskiej, jedyny pomnik islamskiej Granady, uważany za jeden z nieoficjalnych cudów świata, wyraz wysoko rozwiniętej kultury, cud architektoniczny, połączenie warowni i pałacu z 1001 nocy. Z arabskiego Al-Qualat al-Hamra czyli Czerwony Zamek, zwany tak od koloru gliny, z której został zbudowany. Mamy teraz chwilę na uwiecznienie tej pięknej budowli z oddali.
Niektórzy z naszej wycieczki zgromadzili się przy pewnym człowieku siedzącym na ziemi, maluje on na kawałkach ozdobnych kartoników imiona w języku arabskim. Niestety trwa to dość długo i nie udaje się nam zdobyć naszych imion, musimy już wracać, bo przed nami zwiedzanie Czerwonego Zamku z jego wspaniałościami.
Wracamy do autokaru, zjeżdżamy znów do centrum, omijając wąwóz rzeki Darro i wspinamy się na kolejne wzgórze, na którym zbudowano pałace i warownie Alhambry.
Po wyjściu z autokaru pani Grażynka biegnie załatwiać nasze zarezerwowane bilety, a my mamy czas na toalety i konsumpcję. Po chwili pilotka wraca nieco skonfundowana i oświadcza, że ktoś w biurze, albo tu na miejscu, popełnił pomyłkę przy rezerwacji w związku z czym nie wszyscy mogą wejść zwiedzać Alhambrę. Biletów jest tylko 19. Kulturalni do tej pory uczestnicy wycieczki, którzy byli prawie zakochani w pani Grażynce pokazują teraz swoje drugie oblicze. Niezbyt przyjemne. Pilotka obiecuje, że jutro rano reszta osób obejrzy Zamek w porannym słońcu, a dziś wybierze te osoby, na których paszporty była dokonana rezerwacja. Jesteśmy w grupie tych szczęśliwców. Pozostali wciąż komentują i nie potrafią z godnością przyjąć tego, co im los przynosi. Niepocieszeni odjeżdżają wraz z Pepe do hotelu.
My zaś przekraczamy bramę Alhambry i zanurzamy się w bujnych, kwitnących ogrodach Generalife, co oznacza z arabskiego "ogród architekta" - Jannat al-'Arif. Ogrody i budynki w nich były letnią siedzibą sułtanów Granady, ale dziś są bardziej w stylu włoskim niż islamskim. Fontanny, szemrzące kaskady, sadzawki, kolorowe kwietniki, alejki, żywopłoty uformowane w labirynt, wszystko to tworzy oazę spokoju, chłodu i zieleni. Na spacery i zdjęcia mamy około piętnastu minut, a następnie przechodzimy do właściwego zwiedzania.
Całą Alhambrę możemy podzielić na obejrzane już ogrody Generalife, Pałace Nasrydów czyli królów mauretańskich i Alcazabę - twierdzę Muhammada I. I oczywiście budowla Karola V Palacio de Carlos w stylu włoskiego renesansu, nie pasująca niestety do otoczenia, choć piękna.
Pałace władców muzułmańskich wznoszą się w centrum Alhambry i są naprawdę jedną z najpiękniejszych budowli.
Nie ma sensu rozpisywać się nad ich urodą, wspaniałością, lekkością konstrukcji, fantazją i bogactwem dekoracji. To trzeba koniecznie zobaczyć na własne oczy. Przepiękne sklepienia, płytki "azulejos", barwne stiuki, arabeskowe ornamenty oraz napisy arabskie sławiące sułtana, Alhambrę i Allacha. Do Pałaców Nasrydów należą najsłynniejsze Patio Lwów - Patio de los Leones, Patio Mirtów - Patio de los Arrayanes oraz wiele Sal - Ambasadorów, Złota, Mozarabów, Królów, Dwóch Sióstr i Okien.
Wszystko nas zachwyca. Nie wiemy gdzie patrzeć, czy w górę, na wspaniałe zdobienia, czy pod nogi na piękne posadzki i mozaiki, czy może na fantastycznie ozdobione ściany. Chciałoby się spędzić tu cały dzień na spacerach, spokojnym przyglądaniu się detalom, na fotografowaniu i podziwianiu. Niestety nie mamy na to szans. Przebiegamy przez wszystkie Sale i Patia w dodatku z towarzyszeniem mas turystów z całego świata. Mieszają się języki, kolory skóry, ale jedno pozostaje to samo - wyraz twarzy zwiedzających - są zachwyceni.
Napis na murach obronnych Czerwonego Zamku głosi "Nie ma w życiu większego cierpienia niż oślepnąć w Granadzie" - teraz wiemy już, że to prawda.
Koniecznie muszę wspomnieć o Patio Lwów - to dziedziniec o rozmiarach 28 na 15 metrów wybudowany wokół antycznej fontanny wspartej na karkach dwunastu lwów.
Dziedziniec otacza galeria utworzona przez 128 kolumienek z białego marmuru i kilka sal, wśród których najbardziej wyróżnia się Sala Dwóch Sióstr - zdobienia jej kopuł przypominają plaster miodu, są najbardziej wymyślne w całej Alhambrze i podobno składają się z ponad pięciu tysięcy komórek.
I jeszcze Patio Mirtów, które zwiedza się na początku - dziedziniec z podłużnym stawem rybnym pośrodku, w którym pięknie odbija się północny portyk o smukłych kolumnach podtrzymujących koronkowe łuki.
Patio z mirtowym żywopłotem, brukowane marmurem, z którego przechodzimy do Torre de Comares - Wieży Witraży, w której znajduje się największe pomieszczenie pałacu - Sala Ambasadorów.
Wysoka na 18 metrów sala posiada z trzech boków wykute w grubych murach nisze ozdobione płytkami "azulejos" i plafonami z drewna. Oświetlenie zapewnia dwadzieścia okien górnych i osiem okien z balkonami, skąd roztacza się wspaniały widok na ogrody Generalife, dzielnicę Albaicin, wąwóz rzeki Darro i Alcazabę.
Sklepienie z drzewa cedrowego mieni się rozmaitością rysunku, a mury pokryte są polichromią i stiukami. Wokół łuków okien i drzwi biegną arabskie napisy powtarzające między innymi dewizę Nasrydów - "Nie masz zwycięzcy nad Allacha".
Teraz jeszcze przed nami Alcazaba z IX wieku, niestety większość to ruiny. Twierdza zajmuje nieregularny czworobok, wysoki mur wzmocniono 24 wieżami, dobrze zachowanymi w przeciwieństwie do tego co zastajemy środku Alcazaby - dawne osiedle rzemieślników, łaźnia , koszary oraz podziemne więzienia i cysterny to niestety dziś obraz zniszczenia - pozostały tylko kamienie. Warto wdrapać się na Wieżę Dzwonu, ogromną, kwadratową, wysoką na 26 metrów żeby podziwiać panoramę Alhambry, Granady, dzielnicy Sacromonte i gór Sierra Nevada.
I tak w świetle gasnącego dnia i przy hucznych wiwatach z okazji kolejnej fiesty na ulicach Granady kończymy naszą krótką przygodę z Czerwonym Zamkiem.
Wracamy do hotelu, w którym reszta wycieczki urządziła sobie niewielką imprezkę zakrapianą alkoholem w celu powetowania sobie strat dzisiejszego popołudnia. Po kolacji idziemy się spakować, bo kolejny dzień jest naszym ostatnim na andaluzyjskiej ziemi. Jutro niestety wracamy już powoli do naszej szarej rzeczywistości.
Będziemy mogli się wyspać, ponieważ wcześnie rano druga grupa będzie zwiedzać Alhambrę, a my mamy śniadanie dopiero o 9.15.