10 Sierpnia 2020r.Wstaliśmy trochę później niż zwykle i przy porannej kawie opracowujemy plan na dzisiejszy dzień. Jest piękna , słoneczna pogoda i tak nam się tutaj podoba, że moglibyśmy spędzić czas w naszej Quincie. Nie po to jednak przyjechaliśmy do Lagos, żeby leniuchować przy basenie.
Pokazuję mężowi plaże, na które moglibyśmy pojechać. Wyglądają podobnie do siebie, żółto pomarańczowe klify, skały o różnych kształtach wyrastające z wody i dno często pokryte kamieniami.
I dochodzimy do wniosku, że jeśli już mieszkamy w Lagos, to pójdźmy jeszcze raz na Donę Anę. Widzieliśmy ją po południu, zafundowała nam piękne zjawisko pogodowe, może teraz przyjrzymy się jej w pełnym słońcu.
Parkujemy na tym samym co wcześniej parkingu. Wszystkie miejsca były zajęte, ale zauważamy, że z parkingu korzystają również goście hotelowi i właśnie jakaś para szykuje się do odjazdu. Udało się! Plaża jest duża i rozciąga się w dwie strony.
Z góry prezentuje się bardzo ładnie. Nie ma dużo ludzi, a dno jest dużo bardziej przyjazne niż na innych.
Na lewo
I na prawo.
My, jak poprzednio idziemy na prawo.
Po plażowaniu i kąpieli przydałby się prysznic. Trochę żółtego piasku poprzylepiało się to tu, to tam
Rozglądam się.
Niestety, ani toalety, ani prysznica. I teraz nie wiem, czy to ze względu na pandemię nie udostępnili tych, jakże istotnych przybytków, czy nigdy ich tam nie było
Trudno, opłukałam sobie stopy wodą z butelki przy samochodzie. Nerja w tej rundzie wygrała z Lagos.
Próbuję sobie przypomnieć co robiliśmy dalej tego dnia. Musiało być to błogie lenistwo, pewnie jakieś zakupy, spacer wzdłuż kanału
Wieczorem tradycyjnie kolacja na starówce.
Co wieczór, obok stolików, rozkładali się śpiewający artyści i dawali krótki „koncert”, po czym z kapeluszem krążyli między stolikami. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zmieniali repertuar lub restaurację. My chyba trzykrotnie „załapaliśmy się” na ten sam występ.