Za granicą lasu stan szlaku zdecydowanie pogarsza się. Jest sporo rumowisk sklanych i gołoborzy, na których czasem trudno odnaleźć właściwą drogę. Idę w tych miejscach trochę na czuja jednocześnie kontrolując moje położenie względem szlaku na nawigacji.
Tu ciekawe oznaczenie szlaku.
Czasem ścieżka prowadzi przez jakieś karłowate drzewa czy krzewy.
Za to widoki robią się coraz ciekawsze
W końcu docieram do bezimiennego wierzchołka (buli?) pod Eliaszem (819 m npm). Tu zaskakują mnie ślady bytności koni ale już po chwili przypominam sobie informacje o nich z przeczytanych na Cropli relacji
Widoki już powalają a to jeszcze nie szczyt
Eliasz wydaje się stąd na wyciągnięcie ręki.
Niestety nic bardziej mylnego. Szlak prowadzi dalej na zachód by potem wielkim łukiem zawrócić w kierunku szczytu.
Z bezimiennego wierzchołka schodzę w dół (751 m npm) i ... wkraczam ponownie do lasu. Tego się nie spodziewałem.
Przemierzając las trzeba uważać by nie wdepnąć w miny pozostawione przez koniki ...
Tak sobie idę i w pewnym momencie trafiam na małą polankę a szlak w tym miejscu ... urywa się
Chwilę poszukuję na własną rękę jakiś oznaczeń, które naprowadziłyby mnie na dalszą drogę ale nic z tego.
Posiłkuję się więc nawigacją. Idąc wytyczonym przez navi śladem trafiam na onaczenie szlaku.
Trafiam też na dziurę w ziemi, która jest pozostałością po jakiejś budowli.
Mniej więcej w tym miejscu mija mnie ...biegacz. To pierwszy człowiek, którego spotykam dziś na szlaku. Wcześniej w paru miejscach wywało mi się, że słyszałem czyjeś głosy ale nikogo nie widziałem.
Jeszcze chwila i koło tego budynku mój szlak łączy się z tym prowadzącym od klasztoru.
Po chwili odpoczynku zaczynam atak szczytowy
Generalnie podejście bez większych trudności ale było też takie miejsce.
Po 3 i pół godzinie Eliasz zdobyty
CDN