Nie jestem za bardzo przekonana do tej wyprawy, ale.
Jedziemy do górnego Zaostroga.
Po drodze mijamy stare budynki w części niezamieszkałe, cmentarz, kościółki
..............i dojeżdżamy do miejsca, gdzie parkuje nowy nabytek Ani Plumkowej .
Ale się dorobiła w Chorwacji.
Jedziemy dalej,
mijamy stare budynki, winnice, ogrody oliwne.
Focimy Viter i inne widoczki.
Górny Zaostrog był zamieszkały do 1962 r. Wtedy to było trzęsienie ziemi i ludzie przenieśli się nad morze.
Niektóre budyneczki wyglądają na zamieszkałe.
Widoki z góry piękne , choć dziś widoczność nie najlepsza.
Wjeżdżamy coraz wyżej i wyżej, droga wąska, gałęzie drzew wdzierają się nam do samochodu.
Zastanawiam się jak tam można wyminąć się z innym samochodem.
Tą drogą można również dojechać do górnego Drvenika ( na lewo ) i do Podacy ( na prawo).
Widać też, że kilka domów jest odnowionych lub w trakcie odnawiania.
Jest wodociąg i linia telefoniczna.
Po drodze mijamy dom, w którym 1500 roku urodził się Martin Kosović słynny mieszkaniec Zaostroga intelektualista chorwacki.
budynej starej szkoły
Niedaleko domu Kosovića w opuszczonym domu mieszkają bezdomni, Ania mówi, że to chyba Bośniacy. Czuć w powietrzu, że "produkują" rakiję.
Odjeżdżamy dość szybko.
Jeździmy sobie po zaułkach, oglądamy tez przepiękne widoki na morze.
Nad Drvenikiem widać ciemne chmury, pewnie będzie deszcz.
I tak nasza wycieczka dobiega końca. Nie żałuję, że dałam się namówić.
Zjeżdżamy w stronę Jadranki. Widzimy coraz więcej współczesnych, zadbanych domów. Na nich napisy sobe, apartmani, przed domami samochody na niemieckich rejestracjach.
Wysiadamy przy Jadrance, żegnamy się z Anią , przecież już w czwartek wyjeżdżamy do domu. Też przez moją chorobę, no i pogodę, która w tym roku nas nie rozpieszczała.
Ale i tak jesteśmy zadowoleni z pobytu. Było tyle atrakcji.
Ledwo zdążyliśmy do domu i zaczął padać ulewny deszcz.
19.09 środa
Wstajemy rano i znowu niespodzianka
Świeci przepiękne słońce.
Trochę siedzimy na tarasie, powoli tez pakujemy się. Jutro wyjazd. Kierunek Węgry Balaton.
Koło południa idziemy na plażę, żeby po raz ostatni w tym roku zanurzyć się w Jadranie.
Oczywiście tylko Janusz, bo ja nie mam za bardzo ochoty, chociaż dziś czuję się o wiele lepiej, wreszcie nie boli mnie gardło.
Janusz pływa, potem nalewa wodę z morza do flaszki
,
do dziś jest w zamrażarce, Ci co byli na zlotach wiedzą o co chodzi , ja robię zdjęcia m.in. statku gdzie można kupić świeże rybki.
Patrzę w stronę Drvenika i oczom nie wierzę . Znowu czarne chmury, oj będzie się działo.
Szybko uciekamy do domu.
Zaczyna się burza, błyskawice, grzmoty.
Przynajmniej nie będzie nam żal wyjeżdżać.
Koło 16-tej wypogadza się, choć dalej strasznie wieje. Idziemy na pożegnalna kolację do "naszej" restauracji
( jesteśmy sami w restauracji ), ja jestem sprite ( antybiotyk )
a Janusz pragnienie
Po kolacji idziemy na lody ( widać , że po sezonie bo przecenione na 4 kuny za gałkę).
Wracamy do domu, tuż przed wejściem spotykamy "bardzo łagodnego" kotka
, podziwiamy różne kolory góry Viter w zachodzącym słońcu
idziemy do Mili, żeby trochę pogadać i pożegnać się.
Mila trochę opowiada o sobie, urodziła się w Hercegowinie ( już wiemy skąd u Niej tylu gości z bośniacką rejestracją).
Jej mama i bracia mieszkają w Hercegowinie.
Ja od początku podejrzewałam Ją o trochę inne korzenie niż chorwackie. Uroda, figura , nie wiem co jeszcze.
Mila mówi nam, że czuje się Chorwatką, tu ma rodzinę, męża, dzieci.
Wymieniamy się souvenirami, my dajemy Jej album o Krakowie, żubrówkę i piwo Żywiec, od Mili dostajemy domową rakiję i pyszne czerwone wino .
Rakija jeszcze "dojrzewa" w barku. Będzie jak znalazł na zlot w Niedzicy
Szybko robi się ciemno, to niestety urok wakacji we wrześniu. Znosimy część bagaży.
Mila mówi do nas, że od jutra pogoda ma się poprawić . Fajnie, ale jutro już tu nas nie będzie.
c.d.n.