Chociaż jeden odcinek uda mi się wkleić jeszcze w starym roku
To odcinek o koncercie Marko Perkovića Thompsona
Przypomne, koncert odbył sie 15-go wrzesnia w Dubrowniku
Tam ( w kasie) młody bardzo miły chłopak , słysząc naszą rozmowę pyta skąd jesteście
Odpowiadamy z Polski
.
OOOOOOOOO On na to - grupa 20 Polaków była w Splicie na koncercie. A my na to, że nie tylko w Splicie, jeszcze we Frankfurcie. I że znamy tych Polaków
.
Janusz pyta, czy można będzie po koncercie zrobić sobie zdjęcie z Marko. Chłopak mówi, że tak
, mamy przyjść po koncercie tu pod kasę i On nas wprowadzi. Super
Z biletami w ręku ( 60 kun/za osobę ) podchodzimy do wejścia. Niestety jeszcze nie wpuszczają
, trwa próba.
Jest dopiero 18.30, do koncertu jeszcze dwie godziny.
Po chwili próba się kończy i widzimy, że Marko idzie do wyjścia, akurat w naszą stronę
.
Po drodze robi sobie zdjęcia z dziećmi, których jest bardzo dużo.
Dochodzi do nas i ja ( do dziś nie wierzę, że to prawda, skąd we mnie tyle odwagi ) mówię polsko-chorwackim dialektem Marko molim foto
. My jesteśmy z Polski.
Na słowo Polska Marko uśmiecha
się bardzo serdecznie, staję obok Niego, Janusz robi nam zdjęcie,
potem zmiana i ......... Janusza nie wyszło, lampa się nie zapaliła
.
Trochę techniki i się gubimy
Marko mówi do nas do zobaczenia na koncercie. Odjeżdża swoim audi.
My zostajemy, ochroniarze pilnujący wejścia trochę się nudzą, ludzi przybywa coraz więcej, przychodzą całe rodziny. Widzimy też jak z busa wysiadają tajniacy, rozmawiają z mundurowymi policjantami, wchodzą na boisko i po 2-ch ustawiają sie w różnych miejscach.
Reszta osób czeka. Czasami przechodzi koło nas facet z farbowanymi włosami. Jak się później okazało bardzo ważny gość.
Około 19-tej wreszcie nas wpuszczają. Piszę sms-a do Drusilli - idziemy na koncert MPT.
Wchodzimy na boisko, postanawiamy zając miejsce z boku na betonowych trybunach. Wreszcie mogę usiąść. Moja chora noga
daje mi w kość. Najpierw cztery godziny chodzenia po Dubrowniku, potem ponad godziny stania przed wejściem na koncert robi swoje.
Mam nadzieję, że wytrwam do końca.
Miejsce koncertu powoli się wypełnia, przeważają ludzie młodzi, ale też dużo ludzi w naszym i starszym wieku.
Widzimy tez kilka sióstr zakonnych.
( przepraszam za jakość zdjęcia, zrobione prosto z telewizora, stop-klatka)
Janusz idzie do sklepiku z pamiątkami
i kupuje smycze za 20 kun od sztuki,
są też tu szaliki (40kun sztuka) , koszulki, wszystko z napisami zespołu, w kolorach czarnych lub ciemnozielonych.
Rozpoczęcie koncertu trochę się opóźnia . Wreszcie ok. 20.45 zaczyna się. Marko wchodzi na scenę i przed rozpoczęciem śpiewania przeżegnał się. Atmosfera nie do opisania.
Poćetak, Dolazak Hrvata.
Podczas Mój dida i ja stojąca obok nas dziewczynka ok. 12 lat płacze, przytula się do swojej mamy.
Wszyscy śpiewają, my też staramy się przynajmniej nucić znane nam dobrze piosenki.
Po kilku piosenkach Marko wita wszystkich obecnych na koncercie co wywołuje eksplozję szału.
Słychać też okrzyki Ante, Ante.
Potem Marko znowu śpiewa znane piosenki z płyty Bilo jednom u hrvatskoj.
W połowie koncertu znów krótka przerwa Marko pozdrawia przybyłe na koncert grupy z Niemiec, Ameryki, jakiegoś biskupa i ..................grupę z Polski. To przecież chyba o nas
, sekunda konsternacji
i Janusz krzyczy Marko hala!!!
Wszyscy stojący bliżej nas patrzą się w naszym kierunku
, biją nam brawa , niektórzy poklepują nas po ramieniu. Janusz macha tylko malutką polską chorągiewką , w drugiej ręce trzyma kamerę, filmuje część koncertu i ten moment pozdrowień Marko też się udaje nagrać.
Super, do dziś mam ciarki jak wspomnę sobie tamte chwile.
Jeszcze Marko śpiewa ( ze wszystkimi zgromadzonymi ) kilka starszych piosenek i koncert powoli dobiega końca. Jeszcze na zakończenie Klapa
( ale nie wiem która
) .
Marko zapowiada, że w najbliższym czasie na stadionie w Splicie odbędzie się koncert, na którym On też wystąpi. Nie bardzo słyszymy te zapowiedź , bo zagłuszają ja oklaski.
Potem dowiadujemy się, że to koncert charytatywny dla pokrzywdzonych w letnich pożarach.
Obok MPT podczas koncertu wystąpili jeszcze Goran Karan, Oliver Dragojević, Guliano, i inni.
I tak koncert sie skończył
Powoli wychodzimy. Mimo, że są tłumy ( potem od Mili dowiedzieliśmy się, że było ok.10 tys. - tak pisali w lokalnej gazecie ), nikt się nie przeciska, rozpycha łokciami itp. Wszyscy wychodzą grzecznie.
Po drodze spotykamy hajduków
, biorę ich pod ręce, mówię po polsku, że jestem z Polski i chcę foto.
Chłopaki ( jakieś 2 m wysokości
) z uśmiechem
pozują do zdjęcia, jeszcze trzeci stojący obok też podchodzi do nas.
Przed wejściem do budynku, w którym zniknął Marko tłumy fanów, młodych , starych, dzieci. Jest już prawie 23-cia.
Udaje nam się dostać przed same drzwi , które ochraniają trzy "mięśniaki"
.
Chłopaka z kasy, który obiecał nam sesje zdjęciowa z Marko niestety
nie ma.
Janusz zagaduje, że my z Polski i chcemy wejść do środka. Oni krótko - akredytacja.
Nawet Ci, co mają jakieś przepustki na smyczach nie wchodzą bo nie mają akredytacji. Ciężka sprawa. Ja powoli tracę nadzieję i siły .
Janusz jest niezłomny.
Po jakimś czasie pojawia się farbowany facet.
Ja do Janusza - słuchaj on jest ważny, więc Janusz do niego, że my z Polski itd......
Facet patrzy się na nas z miną dość dziwną
. I nic się nie odzywa. Tylko pali papierosa.
Łaskawym ruchem wpuszcza kilka osób. Ale szczęśliwcy.
No to Janusz zaczyna do gościa w ten sposób
byłeś na koncercie? Słyszałeś jak pozdrawiał Polaków? To my, to o nas mówił. On wie , że my tu jesteśmy i czeka na nas. Rozumiesz? A facet patrzy dalej na nas i w pewnym momencie bierze Janusza za ramię i każe wejść do budynku.
A ja!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Janusz staje na wysokości zadania, to moja żona mówi i wreszcie wchodzę. HURA!!!!!!!!!
Stoimy i czekamy. Na zewnątrz Ci co nie udało im się wejść
( zdjęcia z telewizora, przepraszam za kiepską jakość)
Marko udziela wywiadów telewizji i innym dziennikarzom. Chwilę to trwa jakieś 40 minut.
Potem wchodzą dzieci ( bo późna pora), potem znajomi członków zespołu, znajomi farbowanego, znajomi ochroniarzy a my grzecznie dalej czekamy.
Wreszcie wychodzi też jakiś ważny i pozwala nam wejść.
W dość dużej sali kilkanaście osób. Przy stole siedzi Marko Perković. Widać ,że jest zmęczony. Janusz chwyta za kamerę i chce wszystko sfilmować, jakiś szef krzyczy, macha rękami i zabrania filmowania, nie wolno bez zezwolenia - tak zrozumieliśmy.
Zostajemy rozpoznani przez chłopaka z kasy, też tam jest.
Mówi, Marko to są ludzie z Polski.
Na te słowa Marko wstaje z uśmiechem
podchodzi do nas i serdecznie się wita, podaje mnie pierwszej rękę , przedstawia sie Marko.
Janusz mówi, że koncert był wspaniały i zaprasza Marko do Polski do Krakowa.
Marko się uśmiecha i dziękuje. Ja proszę o autograf na biletach wstępu, zaczyna się szukanie długopisu, wreszcie ktoś go nam pożycza i Marko daje autografy, robię zdjęcie,
(Chłopak "z kasy" stoi przy stole )
Janusz z ukrycia filmuje,
Marko to zauważa i się uśmiecha , potem robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Po kilku minutach wychodzimy. Ja z wypiekami na twarzy z wrażenia. Jest prawie pierwsza w nocy. Przed budynkiem jeszcze kłębią się tłumy. Wychodząc widzimy trochę zazdrosne miny
, że nam się udało a im nie. Mijamy kilku wygolonych "mieśniaków" w czarnych podkoszulkach z napisem Thompson, bacznie nam się przyglądają, ale są przyjaźnie nastawieni
.
Idziemy do auta, nawet noga przestała mnie boleć.
Nasze spotkanie z Marko zawdzięczamy tym, którzy wcześniej byli na koncertach i przetarli szlaki.
Na hasło "jesteśmy z Polski" rzeczywiście otwierają się drzwi.
HVALA
I jeszcze wielkiej determinacji mojego męża
zgodnie z powiedzeniem" gdzie diabeł nie może
tam posłać Janusza"
W Zaostrogu jesteśmy po 3-ciej.
Zmęczeni, pełni wrażeń zasypiamy dość szybko.
c.d.n.