Bercik! Ufff...
Odpoczywa tylko chwilę - nie mamy wiele czasu do stracenia. Przyglądamy się czekającym nas trudnościom. Nie ma rady - trzeba będzie zrobić użytek z mojego dwunastometrowego kawałka liny. Pomyślany był on do zupełnie czego innego - mianowicie, do ewentualnego dowiązania się do jakiegoś zespołu w przypadkach poruszania się po lodowcu - ale tutaj wykorzystamy go do asekuracji na grani. Ruszam pierwszy.
Po chwili szczerbina już za nami i wdrapuję się powoli na stromą grań. Obwiązałem się jednym końcem liny, na drugim jest Bercik, podczepiony do dolnego haka. Widzę już blisko nade mną drugi hak, kiedy następuje szarpnięcie. Lina się skończyła...
Brakuje mi niewiele ponad metr.
- Bercik, podejdź trochę w górę!
- Ale wtedy już nie będę Cię mógł asekurowac z dolnego haka!
- Trudno, może ten najbliższy metr nie okaże się moim ostatnim. Muszę mieć ten kawałek luzu!
Bercik przestaje asekurować i podchodzi odrobinę w górę. Teraz - wiedząc, że nie mogę polecieć, gdyż obaj wtedy runiemy kilkaset metrów w dół - bardzo ostrożnie wspinam się centymetr po centymetrze. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek, wyciągam dłoń...
Mam! Trzymam hak w dłoni.
- Popuść jeszcze pół metra, to zaczepię linę!
Po chwili mam ten luz i wreszcie zakładam asekurację.
- Chodź!
Bercik rusza w górę. Powoli wybieram luz, rzucając czasem okiem okiem na okolicę. W dali, poza moim kompanem widzę znaczek "Play", zauważony przez Jacka. Widać go? Nie? To powiększę ten kawałek fotki.
Co tam - powiększę też Bercika.
Rzut oka na Franz Josef Höhe - wyróżnione przez Fatamorganę.
Mozolnie wspinamy się w górę. Droga nie jest trudna, ale jestem trochę zmarznięty i nie czuję się pewnie. Niestety, haki rozmieszczone są na tyle rzadko, że sytuacja z dochodzeniem do nich bez asekuracji jeszcze się powtarza.
Ale wszystko dzieje się spokojnie i bez dodatkowych niespodzianek. W końcu stromizna maleje, teren staje się bezpieczniejszy i tuż nad głową wyrasta wierzchołek.