napisał(a) Franz » 14.05.2015 16:01
Skoro jest jakieś zainteresowanie, to zamieszczam tekst do kilku poprzednich odcinków.
Jeszcze kilka haków, przy każdym trzy przepięcia karabinków i zdyszany osiągam koniec trawersu. Jest!! Przeszedłem! Teraz płytkim kominkiem w górę. Łatwym? Po tym trawersie wszystko wydaje się łatwe. Tylko łapy zmęczone... Parę metrów i przede mną kamienna półeczka, metrowej szerokości. Trzymam lewą ręką linę, staję na skraju półki i przechylam się w przód by prawą dłonią dosięgnąć skały. W tym momencie czuję, jak odkrusza się stopień pod moją stopą i nie mając już żadnego oparcia zawijam się wokół liny, trzymanej kurczowo lewą ręką. Kominek jest prawie pionowy i nie mam szans się utrzymać. Zaczynam się zsuwać, nie wypuszczając liny z dłoni, łapię ją drugą ręką a nogi rozpaczliwie usiłują znaleźć oparcie. Uderzam lewym biodrem o skałę, ale zaraz któraś stopa znajduje jakieś wybrzuszenie i wyhamowuję zjazd. Przez moment uspokajam oddech i gwałtowne bicie serca, ale muszę działać szybko. W tej pozycji długo nie wytrzymam. Ruszam ponownie w górę i tym razem już pewnie staję na pechowej półce, przepinam karabinek dla pewności i chwilę odpoczywam. W dole cichną odgłosy spadających kamieni. Teraz się cieszę, że nikt za mną nie szedł.
Stąd jeszcze pionowa ścianka, krótkie zacięcie, na koniec klamry na gładkiej skale i oto przede mną złożone, metalowe dłonie, zdobiące szczyt Westliche Mitterspitze.