napisał(a) Franz » 17.10.2011 20:48
Po powrocie z dwudniowej wycieczki nie mam czasu do stracenia. Przebierając się, jednocześnie łapczywie wchłaniam piwko, po czym ruszam w trasę. Została mi jeszcze jedna grupa górska, którą mam zamiar podczas tego wyjazdu poznać.
Z Merano przez przełęcz Jaufenpaß przejeżdżam do Vipiteno poniżej znanej przełęczy Brenner. Stąd jednak kieruję się na południe a na przedmieściach Brixen (Bressanone) skręcam na wschód w Pustertal. Przejeżdżam wzdłuż północnej granicy Dolomitów, a że jest już bardzo późno, skręcam w boczną drogę i znajduję spokojne miejsce na nocleg. Kolejnego poranka przekraczam granicę austriacką i tuż przed Lienz skręcam w małą, boczną dróżkę. Nade mną piętrzą się już moje góry. Jakie? Hmm... Dolomity. Tyle że austriackie Dolomity, konkretnie: Lienzer Dolomiten.
Może zatem powinienem trasy przebyte w tej grupie opisać w Skalnych Twierdzach? Być może. Ale przyjęło się zaliczać w skład właściwych Dolomitów znacznie węższy zakres grup górskich. W tej sytuacji wspomnienia z Lienzer Dolomiten zamieszczę tutaj.
Mam pewne obawy związane z parkowaniem. Od samego początku żwirowej drogi stoją zakazy postoju. Nie wiem też, jak daleko uda mi się podjechać samochodem. Kręta droga prowadzi w las, wspinając się po północnych stokach gór. W końcu dojeżdżam do szlabanu. Mam jednak szczęście - tuż przed nim małe rozszerzenie, stoi zaparkowanych kilka samochodów, jest jeszcze miejsce na dwa. Co ważne - niebieska tablica z białą literą "P". W tej sytuacji parkuję, przygotowuję plecak i ruszam w trasę, obchodząc szlaban.
Miejsce, do którego dojechałem, nazywa się Klammbrückl. Już w samej nazwie zawarta jest podpowiedź - Mostek w Kanionie. Faktycznie przechodzi się nad potokiem, odbijającym się od skalnych ścian, które na koryto zostawiły przestrzeń miejscami węższą od jednego metra.
Potem zbocza łagodnieją i dolina Kerschbaumertal odrobinę się rozszerza. Nadal jednak mam częstą okazję zaglądać w kolejne boczne, wąskie żleby.