napisał(a) Franz » 30.07.2011 13:54
Mijam posuwający się w górę wagonik kolejki towarowej. W odróżnieniu od wielu innych, ten jest całkowicie zamykany. Czy może ktoś w nim jedzie? Nie wiem, nie widać. Już później doczytam, że kolejka towarowa nie może przewozić ludzi. Jeszcze później zdarzy mi się parokrotnie widzieć ludzi jadących taką kolejką. Otwartą. Bez jakichś dodatkowych poręczy...
Tymczasem docieram na łagodne przełamanie doliny. Za mną pozostaje graniczna grań Alp Oetztalskich. W dole pokazuje się Lago di Vernago.
Pstrykam fotkę prawie identyczną jak na wejściu. Ale - jaka olbrzymia różnica w obrazie! Rano biel i błękit, teraz gama kolorów...
Docieram do samochodu, łapię za piwko i zaczynam studiować swoje niezbyt jeszcze wtedy liczne materiały. Z tego rejonu mam tylko atlas samochodowy. Ale wertuję szybko książkę, którą wiele lat wcześniej dostałem na urodziny od przemiłych Niemców, goszczących nieznajomych wtedy sobie Polaków. I to jest strzał w dziesiątkę! Pod numerem 29 zawarta jest propozycja trasy z wioski Tirol koło Meran (Merano), która wprawdzie nie osiąga szczytu Wysokiej i Dzikiej, ale zawija do schroniska Szczecińskiego (Stettiner Hütte) o jej stóp. Czas przejścia: od dwóch do czterech dni. Hmm... spory rozrzut. Założę więc dolną granicę i rozeznam na miejscu możliwość wdrapania się na Hohe Wilde.
Wskakuję więc do wozu i opuszczam Val di Senales (Schnalstal), kierując się do Merano. Muszę zakupić pieczywo przed wyjściem w góry i tu przykra niespodzianka. Jest późne popołudnie i wszystkie sklepy już pozamykane. Trudno mi w to uwierzyć, ale taka jest okrutna prawda. Włosi nie zwykli paracować po godzinie osiemnastej. Wreszcie ktoś mi wskazuje drogę na sklep o niemiecko brzmiącej nazwie. Mam szczęście, że germańska nacja nie świętuje tak wcześnie i kupuję spory bochen chleba.
Teraz podjeżdżam do pobliskiej Dorf Tirol (Tirolo), szukając miejsca na nocleg. Ale to wioska typowo wczasowo-wypoczynkowa, więc o dziki nocleg trudno. Nie chce mi się zjeżdżać, by zanocować w dziczy a nazajutrz znów tu wracać, więc w efekcie ustawiam wóz pomiędzy dwoma innymi, stojącymi na poboczu drogi, z której rusza mój szlak w góry. Miejsca mam akurat tyle, by między bagażnikiem a sąsiednim kamperem rozstawić stolik i krzesełko. A więc - wieczorna uczta na skraju drogi, a nazajutrz kierunek na Wysoką i Dziką.