Re: Alpejskie wędrówki i wspinaczki: na dno piekieł
napisał(a) Franz » 04.07.2013 13:48
Mój niepkój narasta w błyskawicznym tempie. Nie, nie obawiam się, że coś się Bercikowi przytrafiło - na ogół nic specjalnego się nie dzieje, więc nie należy się zamartwiać bez sensu i bez przyczyny. Natomiast, problem jest taki, że mój kumpel nie zdąży zejść przed zapadnięciem zmroku...
Włączam telefon i odczekuję chwilę. Żadnego smsa, żadnej informacji o próbie dodzwonienia się. Brak wiadomości jest w miarę dobrą wiadomością. Jednak byłbym spokojniejszy wiedząc, że na pewno wszystko gra. Wybieram numer Bercika...
Abonent poza zasięgiem...
Wysyłam mu smsa - daj znać, gdzie jesteś, czy wszystko OK i na kiedy przewidujesz powrót?
Powoli zaczyna się ściemniać. Znikają resztki dziennego światła i zapada zmrok. Żadnej informacji, ani śladu Bercika...
Teraz, to już jestem diabelnie wystraszony. Dzwonić po pomoc? Ale jeśli mój kompan sobie tam spokojnie człapie, to wystawiam go na śmieszność. Poza tym - w nocy pomoc i tak nie wyruszy. Druga sprawa - trasa jest dosyć uczęszczana i gdyby Bercikowi coś się przytrafiło, już by ktoś to zauważył i pomoc wezwał. Żadne helikoptery nie krążyły pod wieczór w okolicy...
Łażę bez celu po parkingu, staram się przeniknąć ciemność od strony alpejskiego muru, dojrzeć światełko samotnej czołówki... W końcu - nareszcie! SMS!!!
Bercik powiadamia, że wszystko OK i dotarł właśnie w bezpieczne rejony. Ufff...
Krótko przed północą mój kompan zjawia się przy samochodzie.
Cały?! Cały.
Zdrowy?! Zdrowy, tylko bardzo zmęczony.
Coś się stało? Czemu tak późno?.. Nic się nie stało, po prostu nie daje rady. Brak kondycji młodością nie nadrobi. Szczerze mówiąc - ma dość. Rzuca propozycją: Wojtek, ja chyba wrócę do domu...