Podczas zejścia moje myśli krążą wokół najbliższych kilkudziesięciu godzin. Jeden z trzech zaplanowanych szczytów udało mi się zdobyć. Niestety, na dwa pozostałe nie mam już dwóch dni, jak myślałem, a tylko jeden. Który z tych szczytów wybrać na następny dzień? Z którego zrezygnować?..
Breiter Grieskogel leży dosyć daleko stąd - dokładnie na zachód od schroniska - zaś Hoher Seeblaskogel bliżej, będę miał po lewej ręce dolinkę, którą prowadzi droga na wierzchołek.
I jakoś tak, mimowolnie, może jeszcze nie całkiem świadomie, nie podążam wprost w dół, tylko trzymam się lewej strony doliny.
Jest dopiero około 13:30. Wprawdzie normalni turyści o tej porze już schodzą z gór, ale czy ja jestem normalnym turystą? Bardziej się widzę jako wędrowiec, włóczykij, wagabunda...
Gdyby tak się zdarzyło - czysto teoretycznie zakładam - gdyby tak się zdarzyło, że zdążyłbym dziś przed zmrokiem wejść na drugi z zaplanowanych szczytów i jeszcze zdążyć z niego wrócić do schroniska, to... To na jutro zostałby mi już tylko ten ostatni! I wtedy zrealizowałbym plan w stu procentach. Byłoby cudnie. Ale... czy drugi szczyt w jeden dzień, atakowany od dołu, czy to w ogóle jest możliwe??
Niewątpliwie szalone, ale... czy możliwe?..
Ha! Jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem! Czyli - muszę spróbować.
Pierwsza przeszkoda pojawia się bardzo szybko. Potężna niecka przekreśla moje plany trawersu ponad dnem doliny.
Nie pozostaje mi nic innego, jak obejść przeszkodę do miejsca, w którym nachylenie pozwoli się obniżyć i bez sięgania samego dna, wyjść z niej na drugą stronę.
Kilka chwil później, kiedy wychodzę z niecki stromym zboczem po jej drugiej stronie, słońce zaczyna już mocno przygrzewać. Pot spływa mi strużkami po skroniach.
Niedobrze - zakładając, że chciałbym dziś wejść na Hoher Seeeblaskogel, znajduję się właśnie na początku drogi...