Ponta de Piedade cz.1
Parkujemy na wskazanym parkingu, niestety to jest totalna patelnia, pewnie po pół godz. już będzie max nagrzane, ale co tam idziemy obejrzeć co Ponta de Piedade ma do zaoferowania. Najpierw jakaś knajpa, ale wygląda jak stary przydrożny bar z czasów PRLu, więc rezygnujemy. Dobra czas na jakieś pamiątki, nawet nie jest tutaj najdrożej i coś tam kupujemy. Gdyby Ponta de Piedade było w PL, pewnie puszczono by nas z torbami. A tu nawet kibelek za darmo.
Cypel najlepiej zwiedzać, obchodzić wg wskazówek zegara tzn. widzimy że wszyscy tak robią i każdy ma czas na swoją sesję zdjęciową.
Zauważamy i tutaj, że poziom wody zdecydowanie się obniżył, co jednak ma znaczenie dla lazuru wody, ale i tak się podoba, choć gdzieniegdzie wody całkiem brakuje.
W pewnym momencie po prostu siadamy i robimy przerwę wpatrując się w ten niecodzienny obraz, który gdzieś tam kilka m-cy temu jeszcze był tylko obrazem zza monitora, a teraz mamy to na żywo. Żona obserwując kolejne podpływające łodzie wpada na pomysł, byśmy i my zobaczyli to od strony morza. Hmm... to w planach nie było, nawet nie sprawdzałem takiej możliwości. Postanawiamy, że będziemy decydować na Cabo St.Vicente co dalej robimy z czasem...
Prawie na końcu cypla znajduje się budynek latarni morskiej, ale szczerze przyznam nawet nie wiem, czy można tam zajrzeć. Nie widzieliśmy, żeby Ktoś tam wchodził/wychodził.