Czas na drogę powrotną już do hotelu, gdyż większość z miejsc - przy nabrzeżu - po drodze odwiedziliśmy już dzień wcześniej, co było pokazane. Jednak droga nabrzeżem jest krótsza i szybsza, wybieramy jednak te ścieżki "nieoczywiste", dlategoudaje nam się zobaczyć to i owo. Taki mix wydarzeń.
Podczas tego wyjazdu pamiętam oczywiście o Bea.towym wątku (co już wcześniej wskazałem po zdjęciach badyli). Niestety telefonem trudno o dobre makro.
Jak już są hacjendy, to z okazałym ogrodzeniem i oczywiście z palmami w ogrodzie.
Nawet - po wybraniu błędnej ścieżki - prawie załapaliśmy się na uroczystość zaślubin

Sprawdzamy również, czy "nasza" plaża nadal wygląda ładnie... nadal, a jakże

Po drodze w oddali... lekkie przerażenie. Chłop chyba chce skoczyć... A nie, spokojnie Pan tylko moczy kija.
Już jesteśmy blisko jak wskazują widoki, ale stąd zdjęć jeszcze nie mamy.
Postanawiamy, że od tego miejsca wrócimy nieco innym traktem, bardziej dla miejscowych, co okazuje się być bardzo ciekawe w skutkach.
Najpierw jakieś kilkaset metrów (mw. 400) od lądu natrafiamy na takie oceaniczne pozostałości...
Potem jakieś zabudowania i bardzo miła kociarnia... nawet reagują na polskie kici-kici w przeciwieństwie do kotów katalońskich.
Oczywiście na domach nie może zabraknąć malowanej ceramiki.
Tym sposobem wracamy do hotelu, gdzie czeka upragniony prysznic.
Nadrabiam z relacją, bo przez 2 najbliższe tygodnie mam sporo zajęć.