Z bólem serca wychodzimy z "naszej" dzisiejszej ostatniej atrakcji Sintry, trochę ponaglam żonę, której trudno odejść z tego miejsca, ale nie chce też ją popędzać, mam w świadomości, że chciałoby się jeszcze do Cabo da Roca, Praia da Ursa oraz z powrotem do Lizbony
Idąc przez te 2 km w stronę parkingu mamy o czym myśleć, gdzie jechać, po drodze jeszcze jakieś magnesy lodówkowe na pamiątkę, jakaś szybka przekąska. Ma również miejsca niecodzienna sytuacja, a jakże, spotykamy po drodze naszych przyjaciół, tu w Sintrze, na drugim krańcu Europy, gdzie w PL trudno czasowo o spotkanie
Czasu nie ma jednak za wiele, oni w przeciwnym kierunku, więc życzymy sobie miłego zwiedzania i idziemy w kierunku samochodu, który stał sobie na parkingu chyba jakieś 8-9godz.
Po drodze jeszcze niebanalny bodajże budynek ratusza
Na parkingu już sporo luźniej, chwila dychnięcia i podejmujemy decyzję, że odpuszczamy
Cabo da Roca i
Praia da Ursa do następnego razu; w sumie już na jednym przylądku już byliśmy w dniu wczorajszym.
Kierunek wyszukany przed wyjazdem parking przy nabrzeżu lizbońskim, ale wcześniej tankowanko na trasę powrotną, znów "Ałłła" 1,65E/L
Niestety nie zauważam, że Navi mam ustawione na najkrótszą trasę, ale najpierw wiedzie szerokimi arteriami, więc w ogóle o tym nie myślę, nawet mi się bardzo podoba sieć dróg, tuneli, wiaduktów w Lizbonie, zawsze daje mi to fajna frajdę z jazdy.
Cykam po drodze jakieś zdjęcia, ale w pewnym momencie czuję, że coś jest nie tak. Droga robi się stanowczo za wąska, pasy jeden po drugim kończą się... Niech to szlag navi właśnie wbiła mnie w samo centrum, a tu piątkowy wieczór... masakra.
Przebijamy się niezwykle wolno po gąszczu uliczek, placów, torowisk mając chociaż nadzieję, że uda nam się natrafić na lizboński żółty tramwaj.
Tłum gęstnieje, cykam zza szyby kilka fotek poglądowych, ale już mi się wyraźnie nie chce, to już 12 godz na nogach. Żona tylko po cichu obserwuje. Korki, korki, korki. Naroda mnóstwo. To coś nie normalnego, jakiś fest czy dni Lizbony... Przejeżdżamy tempem pieszego pieszego przy
Praça do Comércio i wszystko się wyjaśnia. Na placu ustawiona jest olbrzymia scena, jakiś koncert chyba niebawem się zacznie. Ludziska są wszędzie. Dojeżdżamy nareszcie do upatrzonego parkingu i kolejna wtopa, zamiast aut stoi tam olbrzymi namiot i kilka TIRów. Miało być tak blisko Alfamy, a po drodze de Belem. Pojawia się pierwsza rezygnacja, ale mam w zanadrzu jeszcze inny parking, jedziemy, tzn próbujemy jechać w tym morzu ludzi.
Niestety parking podziemny Chiado "Ocupado", brak miejsc; jedziemy na inny podziemny Martim Moniz - tu również "Ocupado". Pozostaje jeszcze jedna nadzieja, a na zegarku coś koło 19tej chyba. Niestety parking przy nabrzeżu wbrew Google Maps, okupują ciężarówki portowe.
Tym sposobem tak mw. kluczyliśmy po tym pięknym mieście, na swój sposób je "zwiedzając":
https://www.google.pl/maps/dir/38.72518 ... 714336!3e0Decyzja pozostaje tylko jedna, Lizbona zostaje na kolejny raz i tak niewiele byśmy zobaczyli pod wieczór i jeszcze ten tłum. Wielki żal, szkoda, mając wiedzę jak piękne to miasto i co mieliśmy odwiedzić. Trudno trzeba dokonać wyboru.
Teraz już tylko 300km autostrady, przejazd spektakularnym Ponte Vasco da Gama i powrót... na kolację - może zdążymy.
Ten dzień i tak był pełen wrażeń, dla wielu nawet byłoby za dużo. Jest niedosyt, trzeba tu koniecznie wrócić, rzucam zatem do żony... może jutro? Na to jednak się ostatecznie nie decydujemy.
Ps. Przejechaliśmy przez kilka km torowiska, ale żółty lizboński tramwaj widzieliśmy tylko w oddali...