Re: Albania - spotkania z synami orłów
napisał(a) Franz » 15.09.2016 00:34
W pierwszej chwili mijam z rozpędu opatrzoną drogowskazem na kalaję, odchodzącą w lewo drogę, ale natychmiast zawracam, odnotowując w pamięci bardzo bogaty zestaw nazw na tablicach z podanymi odległościami. Po chwili odbijam ponownie w lewo, w szutrową drogę, pnącą się ostro w górę. Wysoko widać ruiny twierdzy, a ja mijam scenkę rodzajową - właśnie jest oprawiana krowa, która świeżo zeszła z tego padołu. Wciskam się ostrożnie pomiędzy oprawców bydlęcia oraz płot, starając się o nic nie zahaczyć i tylko kątem oka dostrzegam jakiś gest skierowany w moją stronę - nie mam pojęcia, czy aprobujący moje starania, czy wręcz odwrotnie. Podnoszę rękę w geście pozdrowienia, co spotyka się z właściwym odzewem, i już wjeżdżam na otoczoną równymi murkami z każdej strony, zgrabnie wyłożoną kamiennymi płytami, elegancką, chociaż wąską drogę.
Niestety, sporą jej część tarasuje jakiś wóz typu Transit, że aż wychodzę z auta, starając się oszacować prześwit w stosunku do szerokości mojego pojazdu. Wychodzi na to, że jeśli zwinę lusterka, to się jakoś przecisnę. A co będzie w drodze powrotnej? E tam - jeśli nadal tu będzie stał ten zawalidroga, to przecież zawrócę wyżej i przecisnę się w taki sam sposób. Powolutku, niemal na paluszkach i wydechu, przy zwiniętych lusterkach - co utrudnia kontrolę, ale drapania o karoserię nie słyszę - pokonuję tę przeszkodę i podjeżdżam zwężającą się drogą wyżej do... zakrętu pod kątem 180 stopni, którego przy dwumetrowej szerokości, tak że nawet drzwi samochodu już nie otworzę, w żaden sposób nie jestem w stanie zrobić...