Re: Albania - spotkania z synami orłów
napisał(a) Franz » 06.04.2014 21:31
W zejściu wykorzystuję dla odmiany pola śnieżne, starając się ograniczyć do minimum kontakt ze skałą. Asekuruję się czekanem i to zupełnie wystarcza. Bez większych problemów odszukuję właściwe miejsca do obniżania się na kolejne półki – raz tylko muszę się kilka metrów cofnąć. Ostrożnie stawiam stopy, sprawdzając każdy stopień. Byle tylko któryś mi się nie wykruszył. Łapię mocno każdy chwyt i kiedy przestawiam niżej nogę, czuję nagle, że godny zaufania do tej pory chwyt, zaczyna się odłamywać. Momentalnie stawiam stopę, w ułamku sekundy testując nowy stopień i błyskawicznie sięgam po inny chwyt. Uff, zdążyłem… To był nieprzyjemny moment. Telefon nie łapie tu zasięgu i gdyby mi się cokolwiek przydarzyło… może za kilka dni ktoś by tędy szedł i mnie znalazł?..
Dalej już bez niespodzianek dosyć szybko docieram do głównej szczerbiny w grani. Mały dylemat – wspinać się znów ostro w górę, by obejść to strome pole śnieżne? Czuję już trochę zmęczenie, a czas płynie nieubłaganie. Taksuję wzrokiem strome stoki kotła – może wytrzymają? Kolejny, chociaż daleki grzmot pomaga w podjęciu decyzji. Wkraczam ostrożnie na brudno białą, mocno pochyłą, śliską połać. W lewej ręce wyciągnięty na całą długość kijek, w prawej czekan. Lewą staram się zmniejszyć obciążenie stóp, prawą z łatwością wbijam czekan w mokrą pulpę – jeśli pojadę, mam jakieś szanse? Hmm… lepiej jednak nie pojechać.
Krok za krokiem, ostrożnie, ale nie nazbyt powoli, lekko się obniżając, celuję w wypłaszczenie, będące bezpiecznym azylem. Dusza przeskakuje z ramienia na ramię, to trzymając się z dala od czeluści kotła, to znów doń zaglądając. Parę razy śnieg poddaje się zanadto i noga ląduje na lewo i poniżej zamierzonego traktu, ale za każdym razem opanowuję ślizg i kontynuuję marsz. Czego z daleka nie widziałem, to że najbardziej stromy fragment został mi na sam koniec. Wybawienie tak blisko, a stok coraz bardziej stromy. Mimo, iż schodzę, strużki potu ściekają mi po skroniach. Jeszcze kilka kroków, już widać tu i ówdzie wystające głazy – gdybym nagle ruszył w dół, może dałbym radę za któryś złapać?..