W ten sposób osiągam szeroką rampę i skręcam ostro w prawo. Po chwili rampa wybrzusza się znacznie i nie jestem pewien, czy lepiej kierować się w lewo, na widoczne powyżej pola śniegu, czy próbować obejść ją z prawej strony. Jednak w prawo teren zaczyna przybierać coraz bardziej pionowy charakter, więc muszę się pogodzić z mokrym śniegiem. Najpierw wypełnia on tylko dna urywających się spod stóp uskoków i zapadlisk, ale wkrótce nie mam już wielkiego wyboru. Jeszcze próbuję się wciskać w wytopioną szczelinę pomiędzy skałą, a białą połacią, ale po chwili docieram do prawie pionowej ściany, na którą muszę się wdrapać, jako że ostro zakończony śnieżny kołnierz zagląda mi wprost w oczy. Trochę ekwilibrystki i udaje się – wychodzę szczęśliwie ze szczeliny brzeżnej. Muszę pamiętać, by w drodze powrotnej nie zapchać się w to miejsce.